Przejdź do głównej zawartości

Serbia (na pierwszy rzut oka)

Na pierwszy rzut oka Serbia wydaje się zakurzona i brudna. Trochę taka jest. Śmieci walają się wszędzie. Co jeszcze, tak na szybko, można powiedzieć o Serbii?

Co widzisz zaraz po przyjeździe do Serbii 

Przyjeżdżasz i patrzysz. Co widzisz i czujesz? Ale tak od razu?
No, w Belgradzie widać maksymalnie rozkopane lotnisko, z którego ciężko się wydostać. Przed lotniskiem stoi masa taksówek, ale żadna cię nie weźmie, bo nie wiesz, że trzeba w środku terminala wziąć specjalny bilet. Dziwi cię to i wkurza, a potem myślisz, że to jednak dobry pomysł. Dlaczego? Oto idziesz do okienka, mówisz gdzie chciesz jechać i dostajesz bilet z ceną. Teraz możesz jechać taksówką. I masz gwarancję, że już na wstępie nie okradnie cię taksówkarska mafia.
Jedziesz i patrzysz przez okno. Jak to wygląda?

Tak wygląda Serbia

Wszędzie, ale to wszędzie obok nowych bloków, rządkowych budynków czy luksusowych rezydencji stoją obskurne plomby, które wyglądają jak budynek GS wydarty żywcem z czasów PRL. Pisałem wcześniej, że w mojej romantycznej wizji Belgrad jawił mi się jako Polska z lat osiemdziesiątych. I tak jest. Belgrad jest szary. Szare, nieprzyjemne budynki, niewybredne graffitti. Nie chę nikogo obrażać ani się nie czepiam, ale tak samo wygladają Katowice, Bytom czy Gliwice. Ha, tak samo wygląda wiele miast w Polsce. Z tą może różnicą, że nigdzie w Polsce nie jest aż tak brudno. I teraz też się nie czepiam. Serbowie śmiecą na potęgę. Śmieci walają się wszędzie, co dziwi, bo na każdej ulicy stoją wielkie kontenery, gdzie wrzucasz swoje odpadki wszelakiego typu (recycling ciągle raczkuje). Niby nic, bo w Croydon też za bardzo czysto nie jest. Różnica jest taka, że w Anglii na chodnikach wszędzie leżą gumy, w Serbii wszędzie leżą pety. 

Zapach Serbii

To piękny kraj. Poczułem się tu swojsko. Dawno temu każdy wolny człowiek palił wszędzie, gdzie chciał. W knajpie przy piwie, na przystanku, w parku. Potem zaczęto to boleśnie ścinać. Pamiętam, że gdy pojechałem pierwszy raz do Grecji uderzyło mnie to, że każdy powyściu z samolotu od razu odpalił papierosa. Wtedy mi się to podobało. W Serbii jest podobnie. Palą wszyscy i palą wszędzie. Teraz mnie to wkurza, bo sam już od dawna nie palę, ale wyobraźcie sobie wszechobecny smród papierosów. Dosłowinie. W taksówkach śmierdzi. Policjant na komendzie gada z tobą i kopci. Na przystanku każdy ma papierosa w ręce i w wielu restauracjach siedzisz stolik w stolik z kimś, kto pali. Nie ważne, czy są dzieci, dla Serba liczy się tylko to, żeby puścić dymka.

Belgrad 

Belgrad jest bardzo zielony. Wszędzie są parki, wszędzie w tych parkach są place zabaw dla dzieci, bo Serbowie bardzo lubią swoje dzieci. Możesz iść do tych parków, żeby tam posiedzieć, urządzić piknik albo grilla, bo Serbowie uwielbiają grillować. Jadą w weekend do parku i radośnie smażą mięsa i kiełbasy, wszystko w rodzinnym gronie i z uśmiechem na ustach. Możesz iść do takiego parku i spędzić tam cały dzień, zresztą często koło parku jest jakaś rastauracja, a wszędzie podają tu mięsa, sałaty i piwa. Inna sprawa, że ciężko do takiego parku dojść, bo Serbia to kraj najbardziej nierównych, dziurawych i powykrzywianych chodników. Nie śmieję się i nie obrażam. Tak jest i zrobię o tym osobny post.

Co jeszcze wypada powiedzieć

Taksówkarze próbujący cię wykiwać, bo jesteś obcy. Ludzie na bazarku próbujący cię wykiwać, bo odezwałeś się po angielsku i pani w kiosku też cię olewa, z tego samego dokładnie powodu. Trolejbusy, które wyglądają, jakby nigdy nie były sprzątane. Psie kupy, które często dominują lokalne chodniki, internet, który ledwo zipie i cebula, która jest uwarzana za najlepszy i najzdrowszy dodatek do każdeogo dania. Piękne wille a obok nich zapadające się w sobie skorupy starych budynków. I wszędzie jakieś dziwne, niedokończone konstrukcje, sterczące druty i miejsca, gdzie ludzie po prostu zwalają niepotrzebne graty. Serbia na pierwszy rzut oka. A poza tym?

Cisza, spokój i czeskie piwo

Serbia to taki mały grajdołek. Miejsce, gdzie żyje się jak w worku. Kraj, o którym wszyscy wiedzą, że istnieje, ale nie wiedzą nic ponadto. Daleko od wydarzeń wstrząsających światem, daleko od wielkiej polityki. Cisza i spokój. Tu życie po prostu płynie. Ludzie pracują, w weekend robią grille. Piją kawki w knajpach. Piją piwo. W moim sklepie tuż obok jest piwny raj. Wybór oszałamia, a moje ulubione czeskie są ciągle na promocji. Wielka czwórka: Budvar, Staropramen, Velkopopovický Kozel i Pilsner Urquell, w dodaku każde w kilku odmianach. Czego chcieć więcej?

Grajdołek

Gdy odbieram dzieci ze szkoły, mam okazję pogadać z innymi rodzicami. Jedna pani powiedziała mi (pani jest z Puerto Rico, jej mąż jest Australijczykiem), że Belgrad to w sumie niezłe miesjce do życia. Jest tu wszystko, czego potrzebujesz. A jeśli czegoś nie ma? To znaczy, że tego nie potrzebujesz. Chyba coś w tym jest.

Przecież tak naprawdę człowiek nie potrzebuje więcej niż to, co potrzebuje.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nierzeczywistość skandaliczna

Kiedyś, dawno temu, było takie czasopismo jak „Skandale”. Swoiste połączenie taniej sensacji, głupoty i naiwności, dość charakterystycznych dla absurdów epoki ustrojowej transformacji. Dzisiaj, trzydzieści lat później, epoka transformacji wydaje się wciąż trwać. Podobnie tania sensacja, głupota i naiwność; ciągle mają się dobrze. „Skandale” wcale nie zniknęły z rynku. Przemalowały się tylko i zaadaptowały do nowej rzeczywistości. „Skandale” był to swoiście piękny, nieprawdopodobny, kiepsko wydany i jeszcze gorzej wydrukowany szmatławiec. Zawsze zastanawiałem się, co kieruje wydawcą takiego kuriozum, choć raczej należałoby zadać pytanie, co kieruje ludźmi, którzy coś takiego kupują i w dodatku za to płacą. Mimo że mocno durnowate, „Skandale” były w swoim czasie całkiem poczytne i sporo ludzi traktowało je całkiem poważnie. Gdy byłem mały, chciałem pracować w „Skandalach”, co samo w sobie jeszcze mnie nie skreśla, bo w pewnym momencie chciałem też być czołgistą, a nie jestem przekonany, ...

Wspomnienia kolorowe

Dla ludzi młodych PRL to starożytna, pełna mrocznych nonsensów epoka. Ci nieco starsi, ci, którzy pamiętają, dzielą się za to na dwie grupy. Jedni nostalgicznie wzdychają do cieni dni minionych, drudzy wspominają szarość ze wstrętem, czasami zapominając, że szary to taki sam kolor jak inne; na pewno nie gorszy, a czasami lepszy, niż te bardziej jaskrawe. Tekst poniższy zainspirowany jest pewnym postem na Facebooku. Jest tam kilka grup, które skupiają się na tak zwanej poprzedniej epoce, czyli na PRL-u. Grupują one tych, „którzy pamiętają”. Zaglądam na nie od czasu do czasu, bo można zobaczyć śmieszne zdjęcia, czy poczytać ciekawe komentarze. Naturalnie, jest tam też sporo chłamu, jak na przykład zdjęcia pięknych (niezaprzeczalnie!) polskich aktorek z tamtego czasu (nazywanych seksbombami PRL-u), pod którymi pojawia się masa komentarzy w stylu: „piękne kobiety były kiedyś, nie to, co teraz, silikon, plastik i glonojady”. Sporo tam podobnego badziewia. Przykre, gdy sfrustrowane dziadki p...

Kompleks bezradności

Urząd to brzmi dumnie. Każdy wie, jak wygląda i co go tam prawdopodobnie czeka. Dlatego pewnie nie za bardzo lubimy je odwiedzać. A szkoda, bo często można wynieść stamtąd cenną wiedzę i unikalne obserwacje. Byłem niedawno w Urzędzie do Spraw Emigrantów (Uprava Za Strance). Standardowa wizyta. Zawsze na początku roku musimy się tam meldować, żeby przedłużyć pozwolenie na pobyt. Dają na rok i potem znowu trzeba się pokazać, z paszportem i uśmiechem, w dodatku w terminie wyznaczonym, bo to urząd jest poważny i ich nie obchodzi, kto i kiedy może. Wyznaczają termin i już. Nam wyznaczyli w środku tygodnia na godzinę 7:30. Mają władzę, więc nie dbają, że ktoś może mieć pracę, a ktoś inny idzie do szkoły. To właśnie w takich momentach przypomina mi się, gdzie dokładnie jestem i jak to kiedyś było w Polsce. Urząd to brzmi dumnie Kiedyś jeździło się na ulicę Savską 35, teraz trzeba na Nowy Belgrad, hen za rzekę, do takiego fajnego budynku z kolorowymi, odblaskowymi szybami. Teraz w dodatku pos...

Na setkę

Dziś post jubileuszowy, bo z okazji setnego postu. Nic wielkiego, bo w sumie okazja niewielka. Poza tym nie lubię hucznego świętowania, nie dla mnie tygodnice, miesięcznice i inne tego typu cudaczne wymysły. Nie będzie szampana Cristal („ Everything else is a piss ”) ani nawet Russkoje Igristoje. W zamian, na dobry start w drugą setkę, garść paciorków. Świat pędzi. Nie zwalnia. Nowy prezydent USA zaprzysiężony. Trzeba przyznać, że zaczyna z przytupem. Kurcze, jeden facet, a tyle od niego zależy. Ważny całkiem jak faraon jakiś; spieczony słońcem Egiptu a zagiął parol na jakąś lodową wyspę. Wojny trwają, kryzys kroczy, Polska gospodarka zwija się, powoli i systematycznie, choć Europa bije rekordy w kupowaniu gazu od Rosji - widocznie wyczuli, że już można. Poza tym wszędzie dookoła fejki, polityczne rozboje, wulgarne skoki na kasę i ściemnianie na każdym kroku. Aha, no i masa medialnego chamstwa. Świat schodzi na psy. Powoli i systematycznie. I zmienia się. Na naszych oczach Cesarstwo Rz...

Jan Tarzan Maverick

I oto start w nową setkę. Od razu grubo, bo warto z przytupem. Samo życie. Będzie Tom Cruise w filmie „Top Gun: Maverick” i Jan Kowalski, jako bohater absurdalnie pozytywny. A do tego osobista batalia o imiona drugie. Wystarczy? Wszystko zaczęło się od tego, że nic mi się nie chciało wieczorem robić. Jakiś zmęczony byłem dniem i nieustającą służbą przy dzieciach. Postanowiłem po prostu sobie bezczelnie poleżeć i obejrzeć telewizję. Zazwyczaj i tak nic w niej nie ma, znaczy ogólnie, bo w Serbii jest jeszcze mniej, ale czas zabić jakoś przecież można. Szybko trafiłem na film „Top Gun: Maverick”. Postanowiłem obejrzeć, bo nie widziałem wcześniej. Wiem, film z roku 2022, w dodatku całkiem okrzyknięty, bo i gwiazdki i procenty i box office potężny, ale jakoś się dotąd nie zdarzyło i wcale się nie wstydzę, bo nie na wszystko trzeba pędzić. Maverick Film obejrzałem. Trochę rozrywki było, nie powiem, choć znacznie więcej esencji wyssałem z jedzonych podczas projekcji precli. Dlaczego? Cóż, nig...