Przejdź do głównej zawartości

Halloween kontra Wszystkich Świętych

Niedługo Halloween.
Zobaczymy, jak to będzie. Nieustępliwy wirus zmienił wszystko. Najpierw myślałem, że znowu nigdzie nie pójdziemy, ale dzieci w tym roku raczej nie odpuszczą. Trochę się waham, bo nie wiadomo, kto drzwi otworzy, czy kaszlał przy tym będzie, czy prychał, poza tym te wszystkie słodycze. Dzieci będą je chciały jeść i nie wiesz, kto to wcześniej macał. Trzeba jednak napisać coś okazyjnego, więc oto rzucam okiem wstecz.

Jako Polak, Halloween nigdy wcześniej nie obchodziłem. Znaczy w młodości. Znane mi było tylko z telewizji i amerykańskich filmów. Żyjąc w UK i będąc ojcem, było tylko kwestią czasu, kiedy i mnie to dopadnie. Opowiem, jak to wygląda.

Halloween w Anglii 

Pod koniec października jadę do Sainsburego i wybieram dorodną dyńkę. Syn projektuje, co mamy w niej wyciąć i dzień przed Halloween wycinamy. W samo Halloween wstawiamy w to zapaloną świeczkę, a potem przebieram młodego i idziemy robić znane mi do niedawna tylko z filmów “trick or treat”, czyli zbierać słodycze do wora. Ostatnim razem (dawno, dawno temu, jeszcze przed Covidem) syn miał fosforyzującą maskę Purge. Ja miałem dodatkowe obciążenie w postaci wózka z bliźniaczkami, ale wszystko poszło cacy. Pochodziliśmy sobie półtorej godziny po okolicy i wróciliśmy zadowoleni do domu. Praktyka czyni mistrza.

Mój pierwszy raz na Halloween 

Za pierwszym razem nie wiedziałem jak to ugryźć. Miałem stresa, tym bardziej większego, że mój (wówczas) pięciolatek był bardzo podekscytowany swoim pierwszym halloweenowym wyjściem. Nie bardzo chciał się przebrać, bo się wstydził. W końcu wcisnął się w przyciasny kostium Spider-mana i poszliśmy. Na chybił trafił, tak około szóstej. Źle zrobiłem, że nie wypytałem wcześniej znajomych. Nie mogłem wiedzieć, że nie wszyscy obchodzą to święto i puka się tylko do tych, którzy wystawili odpowiednie dekoracje. Skończyliśmy dobijając się do każdych drzwi po drodze. Większość nie otwierała, za to ci co otworzyli, patrzyli na nas różnie. Na dodatek syn się wstydził łomotać do drzwi sam i za każdym razem prosił, żebym z nim poszedł, więc wyglądaliśmy jak para żebraków z Europy Środkowej. Wróciliśmy do domu po dwóch godzinach i muszę przyznać, że nie było źle. Nazbieraliśmy masę słodyczy, dziecko było bardzo zadowolone. Czego chcieć więcej? 

Jeszcze jeden przejaw komercji 

Wcześniej nie lubiłem Halloween. Uważałem to coś za typowo zachodni przejaw komercji. Pseudo-święto, będące jeszcze jedną okazją do wyciągania od ludzi pieniędzy, jak prawie wszystko tutaj, wliczając Walentynki, Dzień Matki, Dzień Ojca czy Red Nose Day. Plastik, bo co tu celebrować? Zasłaniasz gębę maską i pukasz ludziom do drzwi, nachalnie im przeszkadzając. Dostajesz za to słodycze, które oni kupują w “funciaku” i które nie bardzo nadają się do jedzenia. Jak ma się to wszystko do poważnego Wszystkich Świętych w polskim stylu? Do pucowania grobów i objazdowej wycieczki z naręczami obrzydliwie drogich kwiatów i reklamówkami zniczy? Nijak. Tak samo jak Christmas do Bożego Narodzenia czy Easter do Wielkanocy. Zrozumiałem, na czym polega różnica, gdy się przeszedłem i doświadczyłem.

Wschód kontra Zachód 

Wydaje mi się, że podstawowa różnica między świętami “naszymi” i “zachodnimi” jest taka, że nasze są zbyt ponure, a ich zbyt wesołe. Nasze są naszpikowane powagą i ociekające patosem. My, Polacy, tacy właśnie jesteśmy. Ponura mina i dźwięk dzwonów. Spuszczony wzrok, przyciszony głos. Zapal znicz, pomódl się i westchnij z głębi serca. Święta Zachodu są za to zbyt wesołe. Często nastawione są tylko na zabawę i nie mają w sobie zbyt wiele treści. Takie jest Halloween, takie jest też Christmas. U nas siedzi się w domu, je i ogląda telewizję. Wódeczki po Wigilii można golnąć, żeby spłukać karpia, do rodziny pojechać na ciasto. U Angoli jest i choinka i prezenty. Nie ma Wigilii, bo to zwykły dzień roboczy, za to w pierwszy dzień świąt jest uroczysty obiad i rodzina. Wszystko na wesoło, a drugiego dnia świąt do pracy, na zakupy albo do pubu. Nie ma w tym za bardzo miejsca na rodzącego się Jezuska, tak samo jak niewielu już chyba wie, czym jest Wielkanoc. Jest króliczek, w pracy dadzą ci czekoladowe jajko, a jaki to ma związek z tym całym chrześcijaństwem, to mało kto już pamięta. Brakuje w tym trochę zdrowej równowagi między tym, co ważne i tym co wesołe.

Wszystkich Świętych to pogodne święto 

Tak nawiasem mówiąc, dla mnie Wszystkich Świętych jest pogodnym świętem. Zawsze takie było. Jeździliśmy całą rodziną “na groby”, a ja z siostrą mieliśmy frajdę z zamaczania palców w roztopionym wosku. Robiliśmy zawody, kto uzbiera więcej takich “paluchów”. Po cmentarzu rodzina spotykała się u babci i było wesoło. Gdy podrosłem, zrozumiałem ładunek emocji, jaki Wszystkich Świętych w sobie niesie. Pojąłem, że to trochę więcej, niż samo zapalanie świeczek. Tylko po co ten cały smutek? Wszyscy kiedyś odejdziemy. Jeśli nasz drogi zmarły był dobrym człowiekiem, to cieszmy się, że mieliśmy okazję go poznać i spędzić z nim trochę czasu. Myślmy z radością i miłością o nim i o tym, jak wpłynął na nasze życie. Uśmiechnijmy się, że wszystko u niego dobrze i pasie się gdzieś tam, zadowolony, na zielonych łąkach. A jak był kawałem dziada? To po co go opłakiwać?

Okazja do zabawy 

Halloween to okazja do zabawy. I ludzie się bawią. Całe rodziny, dorośli i dzieci, choć oczywiście nie wszyscy. Tylko ci, którzy chcą, bo to kwestia wyboru i całej reszty nikt nie zmusza do uczestnictwa. Niektórzy starannie i długo szykują się do tego jednego dnia, kupują stroje i dekoracje, planują. Niedaleko od nas jest dom, w którym cała rodzina przebiera się i uczestniczy w starannie zaplanowanym przedstawieniu. Wszystko jest tam udekorowane i dokładnie przemyślane. Każdy ma swoją rolę do odegrania, a wszystko to, żeby przychodzące tam dzieci miały frajdę. I co roku ci ludzie wyskakują z czymś zupełnie innym. To trochę jak wtedy, gdy za moich młodych lat chodziło się po blokowisku przypatrując oświetlonym choinkom, komentując, kto jaką ma i która się ładniej świeci. Tu jest podobnie. Ludzie przypatrują się dekoracjom, podziwiają fantazyjnie powycinane dyńki i komplementują nawzajem przebrania swoich dzieci. Halloween to wesołe święto i tak je ludzie traktują. A że przy okazji komercja i okazja do zarobku? A co nią dzisiaj nie jest?

Cieszmy się tym, co mamy 

Żyjmy w spokoju i cieszmy się świętami, nie zapominając przy tym skąd przyszliśmy i kim jesteśmy. Celebrujmy nasze tradycje, bo to one stanowią o naszej tożsamości. Pozwólmy bawić się innym. Rok temu, tu w Londynie, muzułmanie z Pakistanu zakłócili Diwali bezsensownym protestem. Tam, gdzie pracuję, nie chciano użyć na billboardzie słów “Happy Christmas”, żeby nie obrażać. Z drugiej strony, w pobliskim Sainsburym co roku przez miesiąc wisi transparent “Ramadan Mubarak”. Niech Anglia cieszy się swoim Halloween. Być może za kilka lat nie będą mogli już tego robić, bo będzie to kogoś obrażało. Niedługo potem może przyjść czas na Boże Narodzenie i Wielkanoc.

Co kogo obraża 

A w Polsce? W Polsce aktualnie wiele rzeczy obraża tych, którzy rządzą krajem i tych, którzy ich popierają. Ludzie ci narzekają, że Halloween to pogański obyczaj. Wkrótce mogą go zabronić, bo bardzo lubią zabraniać i bardzo chcą, żeby wszyscy żyli według jednego schematu. Osobiście nie wiem, co złego jest w tym, że jakiś obyczaj ma pogańskie korzenie. Przecież my, Polacy, też w końcu mamy pogańskie korzenie.

Dokąd zmierzamy 

Świat zmierza w nieładnym kierunku. Każdy szarpie w swoją stronę, utrudnia życie innym i często dzieje się to niestety za naszym przyzwoleniem. Ludzie zapominają, że wszystko sprowadza się do tego, żeby żyć i dać żyć innym. Komercja, czy pogaństwo, to nie ma znaczenia. Dajmy każdemu świętować tak, jak sobie chce i nie obrażajmy się o byle co. 
Szabat Szalom!




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Odzależnienie

Pamiętam, te czasy, gdy zakładałem sobie pierwsze konto mailowe. Dawno temu to było, gdy internet był już poniekąd powszechny, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, jak i po co z niego korzystać. Tak samo było z pocztą elektroniczną. Wszyscy zakładali konta, ale nikt do nikogo maili nie pisał. Świat dopiero zaczynał się zmieniać. Ludzie mieli telefony Nokia, cierpliwie stukali do siebie esemesy i grali w węża. Od samego początku byłem „człowiekiem Interii”. Oprócz tego były jeszcze dwa główne portale: WP i Onet. Teraz jest ich cała masa, wszystko i wszyscy mają swoje strony, ale jeśli chodzi o internetowe miejsca typu „1001 drobiazgów”, ciągle, już od tylu lat, najbardziej liczą się te same trzy. Lubiłem Interię. Tam miałem konto, tam czytałem wiadomości „z kraju i ze świata”. Zawsze wydawała mi się lepsza od innych, choć to kwestia gustu, sensowniej ułożona i bardziej przejrzysta, z lepszą, czytelniejszą strukturą. Nawet teraz tak jest. Wszystko ma tam swoje miejsce, podczas gdy ...

Podróż w czasoprzestrzeni

Kilkakrotnie już, pisząc o Serbii, wspominałem, że jest to kraj pełen swoistych dziwactw. Niby nic, bo każdy kraj i każdy naród ma swoją specyfikę, która często jest mniej lub bardziej dziwaczna dla innych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że patrzymy na innych przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i własnego, lepszego od innych (bo podszytego narodowym poczuciem wyższości) światopoglądu. Te rzeczy z czasem tonują się i pozwalają spojrzeć na świat bardziej obiektywnie, na co wpływ ma wiele czynników, między innymi podróże, które podobno kształcą, choć przecież wiadomo, że kształcą tylko inteligentnych, bo głupim i tak nic i nigdy nie pomoże. Serbia ma swoje dziwactwa Niektóre mniej, niektóre bardziej odjechane. Serbowie, co ciekawe, patrzą na swój kraj dość bezkrytycznie. Oczywiście widzą biedę, korupcję, sprzedajnych polityków, są świadomi wszędobylskiego nepotyzmu i pewnej kastowości. Jednocześnie są dumni ze swojego kraju i z tego, kim są. Tam, gdzie inni widzą szarą biedę, śmieci i...

Radość nieszczególna

Mamy oto środek czerwca. Piękny to czas, pod wieloma względami, choć pod innymi jest to czas typu „na dwoje babka wróżyła”. Jedni się szczerze cieszą, inni cieszą się nieszczególnie. Gdy byłem młody, uwielbiałem środek czerwca. Ten powiew radości, gdy nie jest ważne, jakie będą oceny na świadectwie, nie jest ważne, ile starzy będą o nie sapać, bo wakacje za pasem. A wakacje, wiadomo, szał i luzik. Teraz, gdy jestem dużo starszy, wiem, że moje dzieci tak samo do tego podchodzą, bo cały czas pytają, ile jeszcze do końca szkoły. Ja, jako rodzic, truchleję. Dla mnie wakacje to taki mały, osobisty koszmar, gdy mam całą trójkę na łbie od rana do wieczora, bo przecież wiadomo, że jedyną radością z posiadania dzieci są te krótkie momenty, kiedy są w szkole. Gdy są w domu, wszystko idzie inaczej. Kiesyś to się działo! Gdy wybrzmi ostatni dzwonek, człowiek był wolny. Wszyscy stawaliśmy się wtedy wolnymi ludźmi, teoretycznie uwolnionymi od okowów, choć w praktyce wielu z nas musiało wtedy jeździć...

Kołem się toczyć

Minuta po północy, 1 czerwca 2025. Dziś druga tura wyborów prezydenckich. Oczywiście jeszcze nie znam jej wyników. Wy, którzy czytacie ten tekst później, wszystko już wiecie. Ja, w tym momencie, wiem tylko jedno: zaskoczenia żadnego nie było, nie ma i nie będzie. Udowodniły to wyniki pierwszej tury. Mówiąc krótko: Polacy sami wybrali i sami za to zapłacą. Historia kołem się toczy i to koło bezlitośnie miażdży. Szkoda, że za głupotę rodziców zapłacą nie tylko ich dzieci, ale jeszcze prawnuki owych dzieci. Potencjalnych, bo demografia kuleje i może być, że niedługo nie będzie komu płacić. Tak czy inaczej, panuje tak zwana cisza wyborcza i z tej okazji warto porozmawiać o czymś zupełnie innym. Jako że jest pierwszy czerwca, czyli Międzynarodowy Dzień Dziecka, proponuję porozmawiać o dzieciach. Historia się zaczyna Zaczyna się tak: kupiłem synkowi kosz (taki do koszykówki) na urodziny. Co prawda syn urodził się w sierpniu, ale wyraził chęć otrzymania wcześniejszego prezentu („bo inaczej st...

Piętnasty maja: trzy dni przed Godziną W

Dziś 15 Maja. Dzień, jak każdy inny, bo w gruncie rzeczy wszystkie dni są podobne. Kto, poza tymi, którzy mają dziś urodziny, wie, co zdarzyło się piętnastego maja? Bo przecież coś musiało, prawda? Wynika to z czystej i logicznej matematyki: ludzkość istnieje już długo, a dni w roku jest tylko 365. Siłą rzeczy coś ważnego musiało się wtedy wydarzyć. Chcecie wiedzieć, co? Anne Boleyn Dnia 15 maja Anno Domini 1536 Anne Boleyn, druga żona Henryka VIII została skazana w procesie, w którym zarzucano jej między innymi cudzołóstwo, kazirodztwo z jej bratem Jerzym i zdradę stanu (spisek mający na celu zabicie króla). Matka Elżbiety I i królowa Anglii cztery dni później zostanie ścięta. Jakie to ma dla nas znaczenie? W sumie niewielkie. Jest to jeden z tych licznych przypadków, gdy psychopatyczny kretyn robił to, co mu się podobało w imię swoich własnych, dziwacznych i niezrozumiałych celów. Robił to tylko dlatego, że mógł. A mógł, bo miał władzę, z której korzystał w nie mniejszym stopniu, niż...