Napiszę dziś coś o wariatach. O niebezpieczeństwach. O głupcach. Napiszę też o zwierzętach, bo to wszystko się jakoś dziwnie łączy. Czemu niby nie porozmawiać o szaleństwie? Czemu nie zastanowić się, jak go wyeliminować?
Wiecie, jak obecnie wygląda Polska?
Mamy 460 posłów i 100 senatorów. To władza tak zwana ustawodawcza. Do tego dochodzi rząd i prezydent, czyli władza wykonawcza. W obecnym rządzie mamy ponad 100 ministrów i wiceministrów, do tego dochodzą jacyś dyrektorzy. Celowo nie wspominam reszty partyjniaków i administracji niższego szczebla, bo ci akurat niewiele mogą; są tylko po to, żeby wykonywać i wdrażać. Dlaczego o tym mówię? Bo to wszystko mniej niż tysiąc ludzi. W kraju, który liczy ponad trzydzieści siedem milionów. Załóżmy, że to mniej więcej trzy tysięczne procenta, mniej więcej. Niewiele, prawda?
Mówi się też, że w Polsce jest około 200 tys. członków różnych partii politycznych. To mniej więcej pół procenta całości. Też jakoś tak mało. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że te głupie, mikroskopijne liczby definiują nasze życie.
Pomieszanie z poplątaniem
Ludziom „w rządzie”, różnym posłom i senatorom, pomieszało się w głowach. Wydaje im się, że są „u władzy”, że „rządzą”. W kampanii wyborczej „idą po władzę”. Pomieszanie z poplątaniem. Oni niczym i nikim nie rządzą. Nie są u żadnej władzy. Są urzędnikami państwowymi, wybranymi, czy wynajętymi przez ludzi, przez ogół społeczeństwa, aby w ich imieniu zarządzać wspólnym majątkiem. Tak mówi konstytucja. Są urzędnikami, nie żadnymi władcami. W rzeczy samej pierwszy lepszy poseł nie różni się absolutnie niczym od pierwszego lepszego, przepraszam za porównanie, bo nie chcę uczciwych ludzi obrażać, urzędnika, który w okienku na poczcie stemplem wymachuje. Tyle że oni najwyraźniej o tym zapomnieli. A może inaczej. To my pozwoliliśmy im o tym zapomnieć.
Zobaczmy, co się dzieje. Ta garstka ludzi podejmuje decyzje, które godzą w miliony. Decyzje, których największy, średnio świadomy swojego istnienia kretyn nigdy by nie podjął, bo przecież każdy wie, że „nie srasz tam, gdzie jesz”. Oni srają. Na kraj, w którym żyją, na ludzi, którzy żyją obok nich; generalnie na wszystko.
Porozmawiajmy o przyrodzie.
Takie na przykład mrówki. Durne niemiłosiernie. Żyją w zasadzie na autopilocie. Nie mają nawet mózgów, a przecież wiedzą, że są wspólnotą i wszystko, co robią, robią dla wspólnego dobra. Nie zrobią nic przeciwko swoim. Tak samo pszczoły. Termity. Małpy, czy antylopy. Wszystko, co żyje w stadzie, trzyma się razem.
Jak jest w świecie ludzi? Ludzie również są zwierzętami stadnymi. Nasze stada są różne, od tych małych, jak rodzina, po te większe, jak lokalne społeczności, społeczności regionalne i wreszcie stado w najszerszym tego słowa znaczeniu, przynajmniej współcześnie, czyli naród.
Porozmawiajmy o ludziach
Pewni ludzie w Polsce tworzą prawo. Nie wnikam teraz, czy tworzą je sami, czy ktoś im je dyktuje, czy przynosi, gotowe do podpisania, to nie ma aż takiego znaczenia. Ta mała grupa ludzi jest odpowiedzialna za wszystko, co dzieje się w kraju. Identyfikuje problemy i rozwiązuje je. Wymyśla przepisy, tworzy zasady. Wdraża nowe podatki, na przykład od deszczówki, balkonów, używania starych paneli fotowoltaicznych i tak dalej. Ta mała grupa ludzi decyduje o przyszłości znacznie większej grupy ludzi, czasem o być, albo nie być swojego stada. Zostawmy teraz te wszystkie decyzje o oddaniu za darmo uzbrojenia, o spłacaniu pożyczki zaciągniętej przez inne stado na prowadzenie własnej wojny, o zaciągnięciu miliardowych, niespłacalnych kredytów, o wprowadzaniu zbrodniczych, kolorowych ładów, zalewaniu kopalń, mordowaniu rolnictwa, wyprzedawaniu majątku narodowego za grosze, czy wreszcie o schowaniu suwerenności własnego stada pod dywan w Brukseli. Zamiast tego, pomyślmy o czym innym.
Ci ludzie, ten niecały tysiąc, nie żyją w próżni. Niech będzie, że gardzą większością szaraczków takich, jak my, rozumiem ich podejście, ale przecież mieszkają w tym samym kraju. Każdy głupi przepis czy bezmyślny podatek też ich dotyka, tak samo, jak wysokie ceny energii i sprowadzany z zagranicy syf, zastępujący zdrową kiedyś, polską żywność. Tak samo wiara w zbawczą moc migracji, imigracji i integracji. Poza tym ci ludzie mają przecież rodziny, znajomych i przyjaciół. Ich też to wszystko dotyka. Każdy ma ciężej, wszyscy muszą płacić wyższe rachunki, wszyscy czują się coraz mniej bezpiecznie we własnym kraju, osaczeni, wystraszeni. I co? Naprawdę nikt nie myśli o swoich dzieciach i wnukach? O tymc, co im zostawiają? O ich przyszłości? O dzieciach i wnukach swoich przyjaciół, znajomych? Swoich wujków, braci i dobrych sąsiadów? Naprawdę? Aż tak bardzo im nie zależy?
Rządzą nami wariaci
Jeśli człowiek nie myśli o innych, nie dba o dobro i przyszłość swojego stada, jest dziwny, bo to nienormalne. Pytanie, dlaczego ci ludzie tak robią? Są dwa proste wytłumaczenia tego fenomenu. Robią to świadomie (nie ważne, czy ktoś im za to płaci, czy robią to sami z siebie), czyli są ludźmi złymi i niebezpiecznymi. Albo robią to nieświadomie, ergo są albo głupi, albo szaleni. W obydwu przypadkach ci ludzie nie mają prawa istnieć w przestrzeni publicznej, bo są zagrożeniem dla swojego stada. Należy ich wyeliminować.
Proces eliminacji
Jeden z kandydatów w wyborach prezydenckich 2025 powiedział (parafrazuję, bo nie pamiętam dokładnie), że powinniśmy zrobić ściepę narodową, uszyć 200 tysięcy kaftanów i wsadzić w nie wszystkich członków partii. To bardzo dobry pomysł. Prawie tak dobry, jak wprowadzenie przepisów o tym, że członkowie partii politycznych nie mają prawa sprawować żadnych funkcji państwowych. Niech sobie politykują, ile wlezie, krzyczą, biją się i opluwają, ale od zarządzania wara.
Powinniśmy wybrać jedno z tych dwu rozwiązań. Jeśli wybierzemy kaftany, pamiętajmy o tym, że koszt będzie duży (trzeba ich będzie gdzieś posadzić, odizolować), ale i tak o wiele mniejszy od tego, ile nas decyzje tych szaleńców kosztują. Poza tym, kto powiedział, że mają siedzieć w cieplarnianych warunkach, oglądać seriale, palić papierosy i ćwiczyć boks na workach? Przypnijmy im do nogi ciężką kulę na łańcuch i niech idą przez życie, budując drogi, czy zbierając ziemniaki na polach. W dobrym, rozsądnie zarządzanym stadzie, każdy ma swoje miejsce i nikt nie żyje na koszt innych. W normalnym stadzie każdy dba o siebie, ale też pracuje na rzecz innych, bo tylko wtedy stado się rozwija.
Komentarze
Prześlij komentarz