Przejdź do głównej zawartości

Piętnasty maja: trzy dni przed Godziną W

Dziś 15 Maja. Dzień, jak każdy inny, bo w gruncie rzeczy wszystkie dni są podobne. Kto, poza tymi, którzy mają dziś urodziny, wie, co zdarzyło się piętnastego maja? Bo przecież coś musiało, prawda? Wynika to z czystej i logicznej matematyki: ludzkość istnieje już długo, a dni w roku jest tylko 365. Siłą rzeczy coś ważnego musiało się wtedy wydarzyć. Chcecie wiedzieć, co?

Anne Boleyn

Dnia 15 maja Anno Domini 1536 Anne Boleyn, druga żona Henryka VIII została skazana w procesie, w którym zarzucano jej między innymi cudzołóstwo, kazirodztwo z jej bratem Jerzym i zdradę stanu (spisek mający na celu zabicie króla).

Matka Elżbiety I i królowa Anglii cztery dni później zostanie ścięta. Jakie to ma dla nas znaczenie? W sumie niewielkie. Jest to jeden z tych licznych przypadków, gdy psychopatyczny kretyn robił to, co mu się podobało w imię swoich własnych, dziwacznych i niezrozumiałych celów. Robił to tylko dlatego, że mógł. A mógł, bo miał władzę, z której korzystał w nie mniejszym stopniu, niż osławieni rzymscy cesarze. Skąd miał tę władzę? To w gruncie rzeczy doskonałe pytanie. Jedno z najlepszych. Otóż nie wiadomo, skąd ją miał. W jakiś sposób ludzie uwierzyli, że w jego żyłach płynęła jakaś inna krew. Uwierzyli, że jego ród jest lepszy, bo starszy niż inne. Jest to samo w sobie żałosne, bo nawet największy debil wie, że każdy ród jest tak samo stary. A że jeden jest uznawany za szlachetniejszy niż inne? Cóż, jeśli jedynym kryterium szlachectwa jest bogactwo (a do tego się to przecież od zawsze sprowadzało), to równie dobrze możemy zapomnieć o tej definicji.

Las Vegas

15 maja 1905 r., zostało oficjalnie założone Las Vegas, kiedy to wystawiono na aukcję 110 akrów ziemi (prawie 45 hektarów), co dało początek rozwojowi miasta i przekształceniu go w niezwykle ważny dla Ameryki ośrodek rozrywki oraz w jedną z amerykańskich ikon, do których tak bardzo kiedyś wzdychaliśmy. Inaczej mówiąc, kilku bogatych cwaniaków znalazło sposób na ominięcie prawa i uczynienie z hazardu biznesu całkowicie legalnego. Jakie to ma dla nas znaczenie? Niewielkie. Las Vegas ciągle fascynuje, a to, co dzieje się tam w cieniu neonów, to przecież zupełnie inna sprawa – ważne, że fasada oko przyciąga.

McDonald's

Rok 1940, 15 maja, San Bernardino, Kalifornia. Bracia Rysio i Maurycy McDonald otwierają swoją pierwszą restaurację, gdzie proponują klientom nowy model zwany „Speedee Service System”, która to metoda stała się standardem w branży fast food. Co nas to uczy? Niby też niewiele. Pokazuje tylko, jak wyglądały początki globalizacji, słowa, z którego ostatnio staliśmy się tak dumni. Dla niektórych wręcz nie istnieje nic innego. Czasami zapominamy, że globalizacja to zabójstwo dla małego, lokalnego biznesu, dla lokalnych społeczności, to wydłużone łańcuchy dostaw, przepłacanie na marżach i produkty, które mogą leżeć na półce w sklepie rok i nic im się nie dzieje. A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej złożonej z wielkich koncernów spożywczych i zbrojeniowych, sprzedajnych polityków, big farmy, manipulacji i powolnego trucia ludzi w imię zysku tych nielicznych, stanowiących prawdopodobnie nie więcej niż 1% populacji na naszej wspólnej, pięknej planecie.

Nakba

Dzień Nakby obchodzony jest corocznie 15 maja. Upamiętnia początek zniszczenia ojczyzny Palestyńczyków. W maju 1948 roku rozpoczęły się masowe przesiedlenia, w wyniku których ponad 700 000 Palestyńczyków zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. W trakcie wojny palestyńskiej w 1948 roku, która trwała do stycznia 1949 roku, wojska izraelskie zniszczyły ponad 530 palestyńskich wiosek i dokonały kilku masakr, zabijając około 15 000 osób. 78% historycznego terytorium Palestyny ​​zostało zdobyte i wykorzystane do ustanowienia tego, co jest teraz Izraelem. Pozostała część została podzielona na dzisiejszy okupowany Zachodni Brzeg i Strefę Gazy. Co dzięki temu wiemy? Że tak właśnie powstało państwo Izrael. Nie dlatego, że Bóg tak chciał, tylko dlatego, że chciało tak kilku możnych, którzy widzieli w tym szansę na zakotwiczenie się w tamtym regionie świata. Słowo „nakba” oznacza po arabsku katastrofę. I ta katastrofa trwa, co wyraźnie widać po tym, jak traktowane jest izraelskie ludobójstwo w Strefie Gazy. Coś, co się wydarzyło, ale szybko cichnie i niedługo już wszyscy o tym zapomną, bo ci możni już się znowu zapraszają i przytulają. A przecież zawsze, gdy sięgasz po coś, co do ciebie nie należy, oznacza to dla kogoś innego katastrofę.

Na koniec tej wyliczanki prawdziwa perełka.

Międzynarodowy Dzień Rodziny

Ustanowiony przez ONZ w roku 1993 i obchodzony właśnie 15 maja. Ktoś o tym wie? Raczej nie. Bardziej popularny jest Międzynarodowy Dzień Naleśnika. A Międzynarodowy Dzień Rodziny w założeniach miał „podkreślić znaczenie rodziny i polityki prorodzinnej”. To chyba najbardziej ponury żart ze wszystkich. Co możemy z tego wysnuć? Chyba tylko to, że co dla jednych jest polityką, dla innych oznacza problemy. Międzynarodowy Dzień Rodziny to święto, które zostało wydrążone i zamienione w slogan i pole bezustannych starć między różnymi, sponsorowanymi przez ten sam kapitał frakcjami. Zgodnie z zasadą „dziel i rządź”. Podzielili ludzi polityką i frazesami. Wmawiają im, że dzieciom wszystko wolno, że płci jest wiele, że można je sobie dowolnie zmieniać, że dziwaczne jest standardem i że Czwarte Przykazanie nic nie znaczy. Mówią, że tradycja nie jest przecież aż taka ważna i że historię swobodnie można napisać na nowo. Mówią, że oni chętnie ją dla nas napiszą.

Czas na wybory

Za trzy dni, w niedzielę, wybory prezydenckie w Polsce. Ile to już razy, ktoś powie. Faky. Są wyznawcy, którzy mają swoich ulubieńców i zawsze idą, bo obojętnie, co im się robi, zawsze mają przeciw komu głosować. Są też tacy, którzy mówią: nigdy nie byłem. Dlaczego nie byłeś? Bo nie ma na kogo głosować. Ewentualnie mówią, że oni tam wszyscy tacy sami i nic się i tak nie zmieni. Po co chodzić, skoro wszystko i tak zostanie po staremu? Niby racja, ale czy zawsze musimy wierzyć w to, że nic nie można i przez to musimy siedzieć w szambie?

Ja nie chodziłem na wybory. Od dwudziestu lat mieszkam poza granicami kraju. Wyjechałem, bo miałem swoje powody. Nie wracam, bo mam ciągle takie same. Tyle tylko, że chciałbym wrócić, podobnie jak cała rzesza mi podobnych.

Po raz pierwszy, właśnie w tych wyborach są kandydaci, którzy mówią inaczej niż inni. Którzy są poza systemem partyjnym, dewastującym Polskę od czterdziestu już lat. Dajcie im ludzie szansę. Do cholery, jeśli ciągle jest tak samo i nic się nie zmienia, dokonajmy zmiany dla zmiany. Gorzej przecież i tak nie będzie. Co nam zależy?

Ja po raz pierwszy od dawna wybieram się wybierać. I namawiam was do tego samego bo wiem, że jest cała masa niezdecydowanych w stylu „a co tam jeden głos zmieni”. Jeden plus jeden równa się dwa. Uzbiera się. Jest Maciak. Jest Bartoszewicz. Ludzie, którzy mówią inaczej i nie są niczym ubabrani. Posłuchajcie ich. Pomyślcie. Nie tylko o sobie, bo to nie sztuka. Pomyślcie o innych, bo dobrzy ludzie powinni trzymać się razem.

18 maja 2025 to dzień, który może wiele zmienić. Być może jeden z ostatnich tak ważnych dni. Ja nie chcę, żeby jakiś błękitnokrwisty pajac z kasą robił z ludźmi, co mu się podoba. Nie chcę, żeby bandyci i złodzieje tworzyli sobie enklawy, w których omijają prawo i czują się bezprawni. Nie chcę, żeby globalne korporacje bogaciły się na truciu moich dzieci. Nie chcę, by silny mógł kopać w dupę słabego i w majestacie międzynarodowego prawa robić z nim, co tylko chce, wiedząc, że wkrótce wszyscy i tak zapomną, bo ludzka pamięć nie jest lepsza, niż pamięć ławicy ryb. I wreszcie nie życzę sobie, żeby kretyni (obojętnie, aspegerowi, czy zwyczajnie opłaceni) robili sobie żarty z poważnych rzeczy. Z pojęć takich jak „rodzina”, „tradycja”, „matka” czy „ojciec”, z tego, co definiuje nas jako ludzi.

Nie chcę, żeby decydowali za nas ci, którzy patrzą na świat z marmurowych balkonów, popijając szampana z lodem i rozmawiając o „społecznych nastrojach", jakby to był temat z rubryki pogodowej. Nie chcę, żeby moje dzieci dorastały w kraju, w którym mówi się o wartościach tylko wtedy, gdy trzeba je sprzedać w promocji. W którym tradycję traktuje się jak balast, rodzinę jak relikt, a ojczyznę jak problem na drodze do globalnego dobrobytu.

15 maja to piękna, naznaczona wieloma wydarzeniami data. Weźmy głęboki oddech, myśląc o tym wszystkim. Pomyślmy o tym, co mamy i co moglibyśmy… nie, o tym, co powinniśmy mieć. Bo od upadku tak zwanej „komuny” minęło ponad trzydzieści lat. Pomyślmy o tym, ile uczciwi ludzie są w stanie zbudować w ciągu trzydziestu lat. Pomyślmy o tym, co zbudowali nasi dziadkowie i nasi rodzice w trzydzieści lat od wojny. I weźmy się do kupy, myśląc o przyszłości. Bo mnie już, kurwa, aż tak dużo nie zostało, ale mam trójkę dzieci, które pewnie chciałyby sobie trochę pożyć!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Korona stworzenia

Rok minął odkąd kota mam. Nadszedł czas na małe podsumowanie, na zestawienie korzyści z tak zwanymi upierdliwościami. Spróbuję też odpowiedzieć na pytanie: ile kotom do ludzi i gdzie człowiekowi do kota. Korzyścią z posiadania kota jest samo jego obserwowanie. Jest to fascynujące zwierzę. Wprowadza do domu zamieszanie i pozytywną energię. Samo patrzenie na kota poprawia wszystkim domownikom humor. Miło jest widzieć, jak doskonale wpasował się w rodzinę i znalazł w niej swoje miejsce. Jest absolutnie niezależny; robi to, co chce i nie można go do niczego przymusić. Sam decyduje, gdzie śpi i do kogo się przytula i wyczuwa, gdy ktoś jest chory – zostawia wtedy wszystko i potrafi przeleżeć obok chorego cały dzień. Kot doskonale wie, jak bardzo go wszyscy lubią i potrafi to wykorzystać. To niezły cwaniak i taka już jego uroda. A jakie są negatywy? Sporo żre, więc trochę kosztuje, poza tym nasz akurat okazał się dość wybredny. Znaczenie terenu, czyli podsikiwanie początkowo nie było problem...

Nierzeczywistość skandaliczna

Kiedyś, dawno temu, było takie czasopismo jak „Skandale”. Swoiste połączenie taniej sensacji, głupoty i naiwności, dość charakterystycznych dla absurdów epoki ustrojowej transformacji. Dzisiaj, trzydzieści lat później, epoka transformacji wydaje się wciąż trwać. Podobnie tania sensacja, głupota i naiwność; ciągle mają się dobrze. „Skandale” wcale nie zniknęły z rynku. Przemalowały się tylko i zaadaptowały do nowej rzeczywistości. „Skandale” był to swoiście piękny, nieprawdopodobny, kiepsko wydany i jeszcze gorzej wydrukowany szmatławiec. Zawsze zastanawiałem się, co kieruje wydawcą takiego kuriozum, choć raczej należałoby zadać pytanie, co kieruje ludźmi, którzy coś takiego kupują i w dodatku za to płacą. Mimo że mocno durnowate, „Skandale” były w swoim czasie całkiem poczytne i sporo ludzi traktowało je całkiem poważnie. Gdy byłem mały, chciałem pracować w „Skandalach”, co samo w sobie jeszcze mnie nie skreśla, bo w pewnym momencie chciałem też być czołgistą, a nie jestem przekonany, ...

Wspomnienia kolorowe

Dla ludzi młodych PRL to starożytna, pełna mrocznych nonsensów epoka. Ci nieco starsi, ci, którzy pamiętają, dzielą się za to na dwie grupy. Jedni nostalgicznie wzdychają do cieni dni minionych, drudzy wspominają szarość ze wstrętem, czasami zapominając, że szary to taki sam kolor jak inne; na pewno nie gorszy, a czasami lepszy, niż te bardziej jaskrawe. Tekst poniższy zainspirowany jest pewnym postem na Facebooku. Jest tam kilka grup, które skupiają się na tak zwanej poprzedniej epoce, czyli na PRL-u. Grupują one tych, „którzy pamiętają”. Zaglądam na nie od czasu do czasu, bo można zobaczyć śmieszne zdjęcia, czy poczytać ciekawe komentarze. Naturalnie, jest tam też sporo chłamu, jak na przykład zdjęcia pięknych (niezaprzeczalnie!) polskich aktorek z tamtego czasu (nazywanych seksbombami PRL-u), pod którymi pojawia się masa komentarzy w stylu: „piękne kobiety były kiedyś, nie to, co teraz, silikon, plastik i glonojady”. Sporo tam podobnego badziewia. Przykre, gdy sfrustrowane dziadki p...

Kompleks bezradności

Urząd to brzmi dumnie. Każdy wie, jak wygląda i co go tam prawdopodobnie czeka. Dlatego pewnie nie za bardzo lubimy je odwiedzać. A szkoda, bo często można wynieść stamtąd cenną wiedzę i unikalne obserwacje. Byłem niedawno w Urzędzie do Spraw Emigrantów (Uprava Za Strance). Standardowa wizyta. Zawsze na początku roku musimy się tam meldować, żeby przedłużyć pozwolenie na pobyt. Dają na rok i potem znowu trzeba się pokazać, z paszportem i uśmiechem, w dodatku w terminie wyznaczonym, bo to urząd jest poważny i ich nie obchodzi, kto i kiedy może. Wyznaczają termin i już. Nam wyznaczyli w środku tygodnia na godzinę 7:30. Mają władzę, więc nie dbają, że ktoś może mieć pracę, a ktoś inny idzie do szkoły. To właśnie w takich momentach przypomina mi się, gdzie dokładnie jestem i jak to kiedyś było w Polsce. Urząd to brzmi dumnie Kiedyś jeździło się na ulicę Savską 35, teraz trzeba na Nowy Belgrad, hen za rzekę, do takiego fajnego budynku z kolorowymi, odblaskowymi szybami. Teraz w dodatku pos...

Jan Tarzan Maverick

I oto start w nową setkę. Od razu grubo, bo warto z przytupem. Samo życie. Będzie Tom Cruise w filmie „Top Gun: Maverick” i Jan Kowalski, jako bohater absurdalnie pozytywny. A do tego osobista batalia o imiona drugie. Wystarczy? Wszystko zaczęło się od tego, że nic mi się nie chciało wieczorem robić. Jakiś zmęczony byłem dniem i nieustającą służbą przy dzieciach. Postanowiłem po prostu sobie bezczelnie poleżeć i obejrzeć telewizję. Zazwyczaj i tak nic w niej nie ma, znaczy ogólnie, bo w Serbii jest jeszcze mniej, ale czas zabić jakoś przecież można. Szybko trafiłem na film „Top Gun: Maverick”. Postanowiłem obejrzeć, bo nie widziałem wcześniej. Wiem, film z roku 2022, w dodatku całkiem okrzyknięty, bo i gwiazdki i procenty i box office potężny, ale jakoś się dotąd nie zdarzyło i wcale się nie wstydzę, bo nie na wszystko trzeba pędzić. Maverick Film obejrzałem. Trochę rozrywki było, nie powiem, choć znacznie więcej esencji wyssałem z jedzonych podczas projekcji precli. Dlaczego? Cóż, nig...