Przejdź do głównej zawartości

Czas wirusa

Długo myślałem o tym, że nie napiszę nic o wirusie. O Covid-19. Wszyscy o nim już pisali i jeszcze długo będą pisać. Kilka dni temu grzebałem w papierach i znalazłem swoje zapiski, luźne kartki, sprzed prawie trzech miesięcy. No i jakoś tak postanowiłem dać im szansę… Przecież jeśli nie dam, pomyślałem, to one znikną, przepadną. Kartki pójdą do kosza a tematyka przedawni się bardzo szybko. Wystarczy tylko, że uderzy nas jakiś nowy globalny kataklizm.

Jest początek maja 2020 i nie bardzo wiadomo, kiedy się to wszystko skończy. Niektóre kraje luzują powoli obostrzenia, a UK się rozpędza. Bijemy już wszystkich w Europie. Ja siedzę w domu już sześć tygodni. Nawet po zakupy nie byłem. Żona jeździ, jakoś tak samo wyszło. Mamy na głowie trójkę dzieci, na okrągło, co nie jest łatwe, a bywa wyjątkowo nerwowe. Ot, szczery byłem, ale czemu nie? 

Kogo to dotyczy?

Wszystko to, co się teraz dzieje, jest całkowicie nierzeczywiste. Wirus zabija i świat pogrąża się powoli w chaosie. Ja, zamknięty, obserwuję to wszystko jak gdyby zza szyby. Śledzę wiadomości w TV, czytam w internecie i cały czas mam wrażenie, że to wszystko dzieje się gdzieś obok. Zawsze myślałem, że dokładnie tak właśnie było z wojną w Wietnamie. Wojna toczyła się gdzieś tam, daleko, a w domu wszystko było normalnie, życie jak każdego dnia. Ta wojna tak naprawdę dotyczyła tylko tych, którzy w niej walczyli i ich rodzin. Ludzie w kraju widzieli ją tylko w telewizji. Każdy niby wiedział, co się dzieje i każdy niby znał kogoś, kto miał kogoś tam, daleko, w dżungli. Ludzie ginęli i każda z tych śmierci była tragedią, ale głównie tylko dla ich najbliższych. Cała reszta społeczeństwa żyła swoim codziennym życiem. Ktoś tam liczył martwe ciała, ale tylko dla statystyki. 

Tematy dnia.

Tak samo czuję się z wirusem. Ponad 26 tysięcy ludzi zmarło w UK a wszystko jest takie jakieś… lekkie. Taka jest zaleta angielskiej telewizji. W Polsce dobra wiadomość, to zła wiadomość, na inne szkoda czasu. W UK podaje się ciężkie cyfry w panierce znacznie lżejszych informacji. Kapitan Tom uzbierał 28 milionów na NHS i nawet Królowa do niego napisała w jego urodziny. Ludzie wymieniają się głupotami, które robią w domu z nudów. Tematem dnia jest to, że nie powinno się więzić w domu kotów, które są przyzwyczajone do chodzenia swoimi ścieżkami, bo mogą popaść w depresję. Dzieci malują, śpiewają i układają wierszyki dla lokalnych bohaterów, Służby Zdrowia. Wszędzie widać pozytywny przekaz. Martwimy się, ale przecież Boris powiedział, że musimy pogodzić się z tym, że stracimy swoich bliskich. I nawet wysłał do każdej rodziny list, w którym wszystko wyjaśnił. Sam taki dostałem, ale nie powiesiłem na ścianie, bo to fotokopia. To właśnie z powodu tysiąca podobnych rzeczy mam wrażenie, że to wszystko mnie nie dotyczy. Oczywiście nie jest to prawda. W pewnym sensie to dotyczy każdego z nas. 

Przecież kiedyś to się skończy.

Prędzej czy później wszyscy wyjdą na zewnątrz. Mój syn wróci do szkoły. Ja, który siedzę sobie wygodnie w domu i mam płacone 90% pensji za leżenie martwym bykiem, wrócę do pracy. Nie będzie tam żadnego “social distancing”, bo firma już i tak za dużo straciła. Gospodarki krajów całego świata leżą i kwiczą. Ludzie tracą pracę, banki przynoszą straty. Ekonomia próżni nie znosi. A wirus? Jego to niewiele obchodzi. Wirus nie zniknie, bo niby jak? Spowolnimy go, ale nie usuniemy. Zostanie z nami już na zawsze, to znaczy aż do czasu, gdy wynajdziemy skuteczną szczepionkę. 

Teoria spiskowa?

Dawno, dawno temu, już na samym początku, gdy Covid-19 dopiero się rozkręcał, moja żona zwietrzyła pismo nosem i zaczęła się przejmować. Ja przyznam, że wszelkie doniesienia traktowałem raczej jako ciekawostkę i niespecjalnie mnie to męczyło. Gdzieś tam w Chinach zmarło kilka osób, kilka innych gdzie indziej, co za sensacja? Żona zdawała mi codzienne relacje, a mnie uderzało jedno...

[Uwaga: nie jestem jednym z tych, którzy wszędzie i we wszystkim węszą teorie spiskowe. Jest ich wiele, wiem. Wiele ma sens, przyznaję. Niestety, jestem też święcie przekonany, że rządy wszystkich krajów w znakomitej większości spiskują przeciwko własnym obywatelom. Bo taki jest świat i zawsze taki był. I taka jest natura ludzka i władza, która korumpuje bardziej, niż cokolwiek innego]. 

To, co powiedziałem do mojej żony, było bardziej jak żart, taki szybki, gdy wypowiadasz to, co ci pierwsze przychodzi do głowy.

“Fajny wirus”, powiedziałem. “Bardzo wybiórczy. Aż ciekawe, że tak bardzo”. 

Dlaczego Covid to bardzo wygodny wirus?

Chodziło mi tylko o to, że wirus zabija ludzi starszych, tych, którzy są przewlekle chorzy oraz tych, których system odpornościowy pozostawia wiele do życzenia. Oto więc mamy wirusa, który atakuje słabych. Wybiera swoje ofiary z pewnych grup społecznych. W gruncie rzeczy, zabija ludzi niewygodnych dla grup rządzących. Tych, którzy w taki czy inny sposób są ciężarem dla systemu. 

“Pomyśl”, powiedziałem do żony. “Wirus zabije emerytów i rencistów, więc Chiny zaoszczędzą na rentach i emeryturach. A jak jeszcze wymrą słabi i przewlekle chorzy, to jaki to będzie zysk dla służby zdrowia i opieki społecznej? Taki wirus to błogosławieństwo dla ich budżetu. Całkiem, jakby ktoś go zaprogramował”. 

Wybiórczość wirusa.

Taki głupi żart w obliczu tego, co stało się później. Najpierw powiedziałem, potem pomyślałem. Choć z drugiej strony, coś w tym było. Wirus naprawdę był bardzo wybiórczy. A poza tym sam pomysł nie był nowy. Różne społeczeństwa na przestrzeni dziejów już tak robiły, eliminując ze swoich szeregów tych, którzy stanowili społeczny balast. 

A może, myślałem sobie później, rozwijając pomysł, to taka współczesna, bardziej naukowa metoda robienia tego samego? Dziś nikt sobie nie pozwoli na zrzucanie noworodków ze skały, czy wypędzanie starców poza bramy miast. Może ktoś skalkulował bilans zysków i strat? Czy się to komu podoba, czy nie, dla rządu obywatel nie ma imienia ani nazwiska. Jest tylko cyfrą, Peselem, malutkim elementem składowym większej całości. A co, jeśli rządy się dogadały? Wyprodukowały taki wirus, rozpleniły go na cały świat i teraz on zostanie z nami na zawsze? Staniemy się społeczeństwem, w którym są tylko młodzi i przydatni dla systemu. Nieprzydatni będą umierać na bieżąco, a cała reszta będzie sobie żyć, aż osiągnie wiek z grubsza nieproduktywny i wtedy czapa… Albo... 

Powstanie szczepionka. Świat, przestraszony i znękany wirusem, będzie się szczepił na wyścigi. Co może być w takiej szczepionce? Dokładnie wszystko. Oczywiście ogłupiacz, który sprawi, że ludzie staną się bardziej ociężali umysłowo. Wyprani z emocji i bardziej podatni na to, co im się wciska. Łatwiej będzie ich kontrolować i nimi rządzić. Widać, że lubię science fiction, co? Zawsze lubiłem. “Rok 1984”. To jedna z moich ulubionych książek. 

Społeczeństwo przyszłości.

W powietrzu jest wirus. A może go nie ma? Nie jest to takie znowu ważne. Można coś w powietrzu rozpylić. Albo lepiej - można coś ludziom podać. Wyobraźmy sobie okresowe szczepienia albo bardzo popularny, coroczny “flu jab”, który możemy sobie strzelić za darmo, a przecież w obliczu różnych zagrożeń łatwo jest zrobić tak, żebyśmy musieli go sobie raz w roku obowiązkowo strzelić. I wtedy wszyscy nosimy w sobie Agenta, który w pewnych okolicznościach może okazać się dla nas zabójczy. Jeśli jesteś stary lub chory, Agent wykończy cię na pewno. A jeśli jesteś w jakiś sposób niewygodny, to wtedy można przestać podawać ci antidotum. I padniesz. Odtrutka jest wydawana okresowo - w pracy, jako obiady regeneracyjne albo w szkole, jako obowiązkowe picie mleka. Może być nawet wysyłana pocztą lub, w skrajnych przypadkach, trzeba się po nią zgłaszać do specjalnego punktu, gdzie dostaniesz pigułkę, oczywiście tylko wtedy, gdy jesteś na liście albo masz talon… Niektórzy odtrutki nie dostaną. Kto to będzie? Teraz to nie jest ważne, bo przecież może to być każdy indywidualnie, albo całe grupy “niewygodnych”. Beneficiarze, bezrobotni, katolicy, alkoholicy, muzułmanie, wegetarianie, konserwatyści, aktywiści, pacyfiści i otyli. Czarni, biali, zieloni i purpurowi. Kochający inaczej albo kochający tak samo. Lista jest ogromna, a ułożą ją ci, którzy aktualnie będą na szczycie. Oczywiście gdy układy się zmienią, wtedy i pozycje na liście się przetasują, czasami bardzo znacznie. Tyle tylko, że układy szybko przestaną się zmieniać, bo już wcześniej usunięto tych, którzy są przeciw. 

Powstanie społeczeństwo przyszłości, społeczeństwo idealne. Ci, co rządzą, podają antidotum swoim i koszą jak leci wszystkich innych. Na świecie panuje pokój i równouprawnienie, bo wszyscy są tacy sami i nie ma już z kim walczyć, ani nie ma kogo prześladować. Nikt się nie sprzeciwia. A jeśli się sprzeciwia… 

Jak wyglądałby taki świat? Niech każdy sobie sam pomyśli i ułoży własną listę niewygodnych. Jeśli tyle możliwości, ilu ludzi na świecie. W gruncie rzeczy przyszłość będzie zależeć od tego, kto pierwszy położy na takim wirusie łapę.

Tyle napisałem na początku maja. Teraz jest początek sierpnia. Czas wirusa ciągle trwa i wygląda na to, że jakiś czas potrwa. Muszę przyznać, że wiele on dla mnie zmienił. Nie w kategoriach globalnych, nic z tego. Całkiem lokalnie i zwyczajnie pomieszał mi w głowie. Otworzył oczy na wiele spraw. Opowiem o tym innym razem, w drugiej odsłonie “Czasu wirusa”, który w ogóle miał nie powstać, a teraz doczeka się kontynuacji...




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ponure perspektywy

Dawno nie pisałem. Przepraszam, ale jakoś sporo rzeczy się zebrało. Mam nawet nowy tekst (o kocie), ale na chwilę go zawieszam, żeby zapromować coś innego, bo czasami warto. Zapraszam na dość świeży materiał z Katarzyną Szewczyk. Katarzyna Szewczyk jest znana z YouTube, oficjalnie jest absolwentką ekonomii i doradcą inwestycyjnym. Nieoficjalnie to osoba obserwująca świat, która nie boi się mówić o trudnych sprawach i wcale nie robi tego po to, żeby kogoś przestraszyć. Raczej po to, żeby otworzyć ludziom oczy. Oczywiście wielu jest (i będzie) takich, którzy uważają ją za szurniętą. I ona doskonale o tym wie. Trudno jest głosić tego typu rzeczy (różne teorie teoretycznie spiskowe) bez narażania się na przyklejenie łatki foliarza i kretyna. Problem jest niestety taki, że ludzie sami nie bardzo już chcą myśleć. Szkoda im na to czasu, podczas gdy nie szkoda im go na smarowanie paluchem po ekranie telefonu. Teorie spiskowe Jeśli o mnie chodzi, to mam do teorii spiskowych podejście delikatne.

Euro 2024: Kto wygra?

Zaczęło się Euro 2024! Wielki festiwal europejskiej piłki. Emocje, piwo i wyraźnie mniejszy ruch na ulicach. Będzie się działo. A raczej już się dzieje, bo w meczu otwarcia Niemcy rozgromili Szkotów. Sprawdzimy więc, kto jest faworytem do wygrania turnieju, co mówią eksperci i sztuczna inteligencja, a także poznajmy szanse reprezentacji Polski. Będzie też trochę o niespodziewanych faworytach i czarnych koniach turnieju, a na koniec o tym, co tak naprawdę oznacza zwycięstwo w Europie anno 2024. Zapraszam. Rozpoczęła się 17 edycja Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Niektórzy mówią, że to najbardziej prestiżowy turniej piłkarski na Starym Kontynencie. Inni utrzymują, że to właściwie takie mistrzostwa świata, tylko bez Argentyny i Brazylii i gdyby te dwa kraje do Europy wcielić, to World Cup w ogóle nie byłby potrzebny i w dodatku oglądałoby się ciekawiej. Osobiście tak daleko bym nie szedł, każdy ma prawo wystąpić i przecież fajnie się czasem ogląda, jak egzotyczny słabeusz dostaje od kogo

Przenośne krematoria a stan umysłu

Jakiś czas temu rozmawiałem z kolegą w Anglii. Tak ogólnie mówiliśmy, także o tym, że w czasie II wojny światowej tylko Polacy i Anglicy od początku do końca walczyli z Niemcami, a cała reszta Europy od razu wymiękła. Znajomy uważał, że Polska powinna była być stroną na konferencjach Wielkiej Trójki. Za zasługi. Cóż, pewnie by nas wtedy nie wsadzili na minę i nie sprzedali. Z drugie strony, Stalin i tak by nam nie odpuścił. Nasze narodowe fobie  Rozmowa zeszła na narodowe fobie. Rodowity Anglik wiedział sporo, o dziwo. Nie tylko o tym, co dla Anglii zrobił Dywizjon 303, o którym już się teraz w angielskich szkołach nie uczy, ale też o naszej narodowej niechęci do Niemców i Rosjan. Dlaczego ich tak nie lubicie? Bo walczymy z nimi już od tysiąca lat, wyjaśniłem. Zawsze między jednymi i drugimi, zawsze napadani, Polska od samego początku hartowała się w ogniu ustawicznych wojen. Niemcy zawsze krzywo patrzyli na Słowian, a Ruscy, jak to oni, zawsze za dużo chcieli i krzywo patrzyli na wszy

Głupota nie boli

Dziś część druga czepiania się znanego internetowego portalu, czyli Interii. Będzie się działo. Czytasz albo nie czytasz. Wybór należy do ciebie. Kto jest mądry? Kto jest głupcem? Kto bierze pieniądze za to, żeby z innych zrobić głupców? A kto je dostaje mimo tego, że sam jest głupi? Są zdjęcia, żeby unaocznić i żeby potem nie było, że coś znowu zmyślam. Wszystko jak zwykle podlane tendencyjnym i niewybrednym komentarzem. Czasami człowiek po prostu musi. Zaczynamy. Mięsne ataki.  Tu piękny artykuł o… no właśnie. O niczym. Jego piękno nie polega jednak na miałkości, tylko na samo zaprzeczeniu. Tytuł mówi, że taktyka Rosjan jednak się sprawdza. W dodatku analitycy nie mają co do tego wątpliwości. Później idzie fragment o tym, że przeprowadzane ataki nie przynoszą oczekiwanych przez dowódców rezultatów. A potem jest o tym, że masowość ataków powoduje uzyskiwanie kolejnych taktycznych sukcesów. I bądź tu mądry. Czas na zmiany Zaczyna się grubym tytułem. Ostatnie święta, czas na zakaz – no

I przeszedł rok, moja panno

Koniec grudnia, moja panno, czas to rozliczeń i przemyśleń, czas odpoczynku po świętach, gdy niektórzy dojadają powigilijne potrawy i przysięgają, że długo już nie spojrzą na kiszoną kapustę, bo jak zwykle za dużo jedzenia nagotowali, wiadomo, że oczy by jadły i przed Bożym Narodzeniem nikt się za bardzo nie szczypie, inni zaś szybko zaczynają łykać Ranigast i liczyć kalorie, ale przecież nie ma to i tak wielkiego znaczenia, bo Sylwester za pasem i można sobie swobodnie odpuścić na kilka więcej dni, zanim nieuchronnie nadejdzie moment, w którym ci, którzy zmęczą się bardziej niż inni, skwapliwie złożą noworoczne przyrzeczenia; ja nie dojadam w tym roku za dużo, bo nie ugotowaliśmy zbyt wiele, zresztą szybko przerobiłem postną kapustę na bigos i zamroziłem nadwyżkę, bo odwykłem trochę od takiego jedzenia, a bigosik wyszedł piękny, bo mieliśmy w tym roku gości na święta i, jako że przyjechali samochodem, to nawieźli masę różności, w tym polskie wędliny, kiełbasę dobrą, a potem już tylko