Przejdź do głównej zawartości

Kto traci na wirusie

Dokuczył już absolutnie wszystkim. Dokuczył także i mnie. Kilka razy zarzekałem się, że więcej o nim nie napiszę i proszę, jest kolejna odsłona. Cóż, nie mogę się powstrzymać. Temat jest ciekawy. Dobry na każdą okazję. Poza tym, jest tak naszpikowany głupotą, że nie można przejść koło niego spokojnie.

Wirus.

Nie odszedł. Trwa. Póki co, końca nie widać. 
Gospodarka leży i kwiczy. Ludzie tracą pracę. Życie, dotąd takie zwykłe i normalne, zmienia się. Słyszymy coraz to nowe wytyczne, obostrzenia, zakazy i dobre rady. Nie można robić imprez, odwiedzić rodziców, swobodnie iść na siłownię, czy pojechać na wczasy. Nie można nawet tak po prostu iść do lekarza. Wielu z nas pracuje w miejscach, gdzie społeczny dystans istnieje wyłącznie na papierze, no i musimy dusić się w tych idiotycznych maskach. Zresztą, jeśli chodzi o maski, to jest to prawdopodobnie jedyna dobra rzecz, jaką zafundował nam wirus. Dzięki nim świat wyraźnie wypiękniał. 

Kto zyskał na wirusie? 

Usłyszałem ostatnio od jednego znajomego, rodowitego Angola zresztą, że w UK na wirusie znacząco zyskały dwie grupy społeczno-zawodowe. 

1. Służba zdrowia. 

Pierwsza, to szeroko rozumiana Narodowa Służba Zdrowia, czyli NHS. “Ci to się ustawili”, usłyszałem. “Bohaterów z nich zrobiono, cały kraj na nich patrzył, dzieci rysowały w szkołach obrazki. Wszyscy byli tacy dumni, że z zarazą walczą z poświęceniem, a co oni takiego specjalnego robili? Swoją robotę. To, za co im płacą. Strażak codziennie pożary gasi, naraża się, a nikt co czwartek nie wychodzi na ulicę i brawa mu nie bije. A teraz? Odizolowali się od reszty świata i robią, co chcą”. 

Spróbuj dostać się do lekarza. 

Jest w tym trochę prawdy. Do lekarza ciężko się dostać. Nie można tak po prostu wejść sobie do przychodni, zresztą wcześniej też nie było można, bo zawsze trzeba najpierw zadzwonić i się umawiać. Różnica jest taka, że teraz w ogóle nikogo nie chcą przyjąć, tylko oddzwaniają i cała wizyta odbywa się przez telefon. W skrajnych wypadkach mogą sobie zażyczyć, żebyś im pokazał gardło przez rozmowę wideo, ale ogólnie szybko odnosi się wrażenie, że są bardzo niezadowoleni, że dzwonisz. W szpitalach niewiele się dzieje, ale bardzo gościnni nie są. Jeden znajomy złamał obojczyk. Kość mu się przesunęłą i tak trochę wystawała, choć skóry nie przebiła. Powiedzieli mu, żeby przyszedł za tydzień, bo są bardzo zajęci i nie mają miejsca. Załatwił, że go przyjęli prywatnie, bo tu się nic nie zmieniło. Prywatnie można wszystko, szybko i każdy jest dla ciebie bardzo miły. Okazało się, że potrzebna była operacja i stalowa szyna, którą będzie nosił przez rok, a oni kazali mu po prostu “przyjść za tydzień”. To jest zresztą bardzo częste i nawet ludzie, którzy cierpią na przewlekłe schorzenia nie otrzymują pomocy, jakiej potrzebują, bo nie ma dla nich miejsca. 

W czesie pandemii lepiej nie mieć problemów zdrowotnych. 

Z doświadczeń bardziej osobistych, przytrafił mi się problem z żołądkiem. Mocno zaniemogłem. Lekarz przesłuchał mnie przez telefon i zawyrokował, że to nieżyt. Samo przejdzie, powiedział, dwa tygodnie będę słaby, ale nie ma się czym martwić i generalnie mam pić dużo płynów, żeby się nie odwodnić. Mam prywatne ubezpieczenie, więc poprosiłem o skierowanie do specjalisty. Szybko mnie umówili i po tygodniu zobaczyłem się z gastrologiem. Ten się trochę zmartwił. Zupełnie inaczej, niż lekarz pierwszego kontaktu. Nie uważał, że utrata przytomności jest zupełnie naturalna przy nieżycie żołądka. Zlecił mi skan brzucha i gastroskopię. Okazało się, że skan rzecz prosta, ale gastroskopia już nie. Terminy bardzo odległe. Ponad miesiąc musiałem czekać, bo “przez Covida takie teraz mamy procedury”. W dodatku na pięć dni przed badaniem masz obowiązek zrobić test na Covid i od tego czasu musisz się izolować. Nawet od rodziny. Powinieneś siedzieć w osobnym pokoju i jak chcesz do łazienki, to masz ostrzegać innych głośnymi wrzaskami. Po wszystkim powinieneś całość dokładnie zdezynfekować, a w ogóle to najlepiej nie wychodzić z tego pokoju. Nikogo nie interesuje, jak bardzo skomplikuje ci to życie, kto zaprowadzi dzieci do szkoły, jak poradzi sobie twoja żona, kto zrobi zakupy i czy w ogóle twój pracodawca zgodzi się, żebyś przez kilka dni odstawiał ten cyrk. Musisz się zgodzić, bo inaczej nie możesz mieć zabiegu. Jak oszukasz, to znaczy, że świadomie złamałeś zakazy i naraziłeś innych. Oszukiwanie jest w tym przypadku przestępstwem.

2. Nauczyciele. 

Druga grupa, która w opinii wielu zyskała na wirusie, to nauczyciele. “Zupełnie pogłupieli”, narzekał ten sam znajomy. “Niby to z poświęceniem kaganek oświaty niosą, a jak krzyczeli, bo im się do roboty wracać nie chciało. Wygodnie się w domu siedziało, jak rodzice za nich musieli domowe przedszkole odstawiać. Jak można, mówili, tyle dzieci razem w zamkniętych pomieszczeniach trzymać, to niezdrowe, to niebezpieczne. Wszyscy się zarażać będą. I nic ich nie obchodziło, że dzieci bez szkoły i bez dyscypliny głupieją po domach. Jakoś się nie przejmowali, że tysiące ludzi się w gorące dni smażyły na plażach, albo szły do sklepów typu IKEA zrobić “niezbędne zakupy” i ocierać się o siebie, w dodatku co drugi kretyn bez maski”. 

Jak działa system edukacyjny? 

Też coś w tym jest. Dzieci do szkoły wróciły i trzymają ich w mniejszych grupach, żeby łatwo było izolować. Rodzice nie mogą wchodzić na teren szkoły, ale już przy odbieraniu wszyscy tłoczą się przy bramie, śmieją się, rozmawiają w grupach. Mnożą się dziwne historie. A to w jednej szkole ktoś kaszlał i kazali izolować całą klasę. W innej ktoś zwymiotował i wszystkie klasy z Roku 3 wysłali na przymusową kwarantannę. Winowajca przyniósł po dwóch dniach negatywne wyniki testu, ale szkoła kwarantanny nie skróciła. W wielu wypadkach rodzeństwo chodzi do tej samej szkoły. Rodzice odprowadzają obydwoje dzieci po szkołę, jedno wchodzi, a drugie wraca z rodzicem do domu. Co w takich sytuacjach robią rodzice? Jak dają sobie z tym radę? Nawet nie chce mi się o tym myśleć. Na uniwersytetach też nie jest lepiej. Wszystkie zajęcia online. Seminaria i egzaminy “na żywo”, a wykłady są ponagrywane, więc nawet zrywać się na zajęcia nie trzeba, bo można sobie obejrzeć, kiedy się chce. Rodzice płacą 10 tys funtów za studia po to, żeby ich pociecha siedziała w domu, grała w gry, wylegiwała się do południa i uczyła przez komputer. Jeśli dzieciak wziął kredyt studencki, który będzie musiał odpracować, to też zabawnie, bo jego nauka nie będzie się wiele różnła od tego, jakby sobie sam Wikipedię czytał. Kiedyś to się nazywało “studia zaoczne”. Teraz to po prostu studia. 

Komu jest wygodnie. 

W obu tych przykładach chodzi o jedno. Ci, którym jest z tym wygodnie zrobią wszystko, żeby taka sytuacja trwała. Lekarzom podoba się spokojna praca i mała liczba pacjentów, zresztą wszyscy oni i tak przyjmują prywatnie za dużo wyższe stawki. Nauczycielom też jest wygodniej, gdy przerzucą część swoich obowiązków na rodziców, pozakładają klasy na Google czy Teams i będą sprawdzać prace pijąc sobie w domu herbatkę. A jaka oszczędność dla uczelni wyższych! Nie trzeba zatrudniać tylu wykładowców, bo i po co? Kilku profesorów załatwi wszystko, a raz nagrane moduły z wykładami posłużą przez lata. Student i tak zapłacić musi, tak samo jak my wszyscy, którzy musimy opłacać składki na służbę zdrowia, grzecznie podkulać ogon i “wracać za tydzień”. Cui bono, mówi stara maksyma. W powszechnej opinii lekarze to lenie i wydrwigrosze, a nauczyciele, to zakompleksione głupki i nieudacznicy. Osobiście nie do końca się z tym zgadzam. Spotkałem wielu dobrych i miłych lekarzy, choć spotkałem też masę niedouczonych durniów. Takich, którzy googlują objawy choroby przy pacjencie, mówią, że wszystko samo przejdzie czy nakazują pić dużo Sprita. Ostatnio hitem jest rada, żeby jeść dużo chipsów, bo chroniczny ból głowy u dziecka jest spowodowany niedoborem soli. Miałem do czynienia z nauczycielami, których nikt przy zdrowych zmysłach nie dopuściłby w pobliże dziecka, z moczymordami i analfabetami, ale przecież natknąłem się na kilku bardzo dobrych, takich “z powołania”. Oczywiście, jednym i drugim jest wygodnie w Czasach Wirusa, ale przecież nie uwierzymy, że lekarsko-nauczycielski spisek jest odpowiedzialny za pandemię, która nas ciągle prześladuje. Oni tylko starają się wykorzystać koniunkturę. Tak samo jak ci, którzy sprzedawali maseczki i płyny do dezynfekcji po lichwiarskich cenach. Zawsze tak było i będzie. To co dla jednych jest tragedią, dla innych będzie okazją, którą należy łapać. 

O co w tym wszystkim chodzi? 

Cui prodest? Jeśli o coś chodzi, chodzi albo o pieniądze, albo o władzę, albo o to, żeby coś przy okazji ukryć. Komu opłacałoby się to wszystko, takie zrujnowanie świata, postawienie go na głowie? Jak wielka musiałaby być rzecz, którą opłacałoby się ukryć takim kosztem? I czy ktoś o zdrowych zmysłach zapłaciłby taką cenę? Wydaje się, że nie, ale przypomnijmy sobie Hiroszimę, gdzie zrzucono bombę po to, by kogoś nastraszyć i przy okazji dowiedzieć się, jak to coś naprawdę działa... Dla niektórych ludzi koszta nie mają znaczenia. 

Teorie mniej lub bardziej spiskowe. 

Powstało już tysiące teorii na temat Covida. W każdym kraju ludzie próbują pod płaszczem zarazy ukryć różne machlojki i szwindle, na światło dzienne wypływają różne dziwne umowy, podpisuje się ustawy, którym w innych czasach dużo uważniej by się przyjrzano. Ja też mam swoją małą teorię. Co byście powiedzieli na to... 

SF

Trump wygra wybory. A może zresztą wygra ten drugi, stary dziadek, przecież to i tak nie ma aż takiego znaczenia. Ameryka znajdzie winnych całego zamieszania. Na całym świecie rośnie nienawiść do Chin, bo to przecież oni to wszystko zaczęli. Ludzie plują na wszystko co chińskie, świat zachodni zarządza różnorodne blokady i embarga, a cła na towary importowane z Chin sprawiają, że importować się po prostu nie opłaca. Wielkie firmy zaczynają myśleć o stopniowym przenoszeniu produkcji z powrotem do krajów rodzimych. Oczywiście, to potrwa, tyle tylko, że i tak przecież miała być recesja. Zresztą, biznes nie lubi próżni, potrafi szybko się ogarnąć. Chiny dostaną w dupę, przestaną być centrum biznesu, przestaną zarabiać, a my znowu będziemy mieć u siebie przemysł, którego tak dawno się pozbyliśmy, a co za tym idzie, miejsca pracy. Oczywiście wszystko produkowane “tutaj” będzie dużo droższe. Już nikt nie kupi telewizora za 300 funtów, ani talerza za 50 pensów, bo będzie musiał zapłacić za ten sam talerz 5 funtów. I wszyscy zapłacimy. Zadowoleni, bo gospodarka znowu będzie hulać, a za kilka lat i tak już nikt nie będzie pamiętał, jak to było w świecie “przed Covidem”. 

Wielka przykrywka. 

To, co tak naprawdę kiedyś straciliśmy na masówce ze wschodu, to jakość, więc może ją w ten sposób odzyskamy? Anglicy są bardzo dumni z tego, że coś jest “brytyjskie”. Polacy muszą się tego jeszcze nauczyć. Być dumnymi z tego, że coś jest “made in Poland”. Ciekawe, czy Chińczycy są dumni z tego, że zalali cały świat tandetą, czy to tylko my sami robimy z siebie głupków, bo pozwalamy, żeby wielki biznes i korporacje mówiły nam co robić, myśleć, kupować... Bo Covid to wielka przykrywka, ale tylko jedna z wielu. Zwykli ludzie nie wiedzą, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami salonów elity rządzącej. Prawda o Covidzie może nigdy nie ujrzeć światła dziennego, poza tym za rok i tak nikogo już to nie będzie interesować, bo pojawi się coś nowego. Zastanawia tylko łatwość, z jaką można wprowadzać nowe obostrzenia i jak szybko stają się one prawem, a wszystko to w imię lepszego i bezpieczniejszego jutra, ewentualnie “mniejszego zła tu i teraz”. 

Ludzie zastraszeni. 

Ludzi łatwiej zmanipulować gdy są zastraszeni. To nic nowego. Wspólny wróg, to metoda, która zawsze działa. Nie oszukujmy się, nie chodzi tutaj o to, że NHS będzie od tej pory działał nieco inaczej. Albo o to, że dużo łatwiej i oszczędniej jest prowadzić studia online, nagrywać wykłady i egzaminować przez Microsoft Teams. Chodzi o to, że metoda zastraszania zawsze działa. 

Ludzie zmanipulowani. 

Ci, którzy wierzą w światowe spiski, mają się czego bać. Choćby, warto wspomnieć, nadchodzącej szczepionki. Osobiście nie wierzę w aż tak wielkie spiski i nie bardzo boję się szczepionki. Chyba, że dziwnym zbiegiem okoliczności będzie ona obowiązkowa, wtedy zacznę się bać. Nawet niekoniecznie tego, co może ona zrobić mnie, tylko tego, co może zrobić dzieciom mich dzieci. Póki co, ciągle jeszcze myślę, że Covid to coś znacznie mniejszego, co wymknęło się spod kontroli i namieszało, zupełnie jak agent “Bolek”. I teraz wszyscy to wykorzystują. To coś nigdy nie było aż tak bardzo niebezpieczne, jak nam od początku wmawiano, ale wszyscy odrobiliśmy zadania domowe. Pojawią się nowe “covidy”, bo zawsze się pojawiają. Nie jest ważne, czy następnym będzie meteor czy wojna (terroryści już się ograli). Wszystko to będzie tylko pretekstem, żeby czemuś zaradzić, coś ulepszyć czy coś wprowadzić, po to, by żyło nam się bezpieczniej i niekoniecznie wygodniej, ale liczy się przecież wyłącznie dobro ogółu. I jedno jest pewne. 


Stracimy na tym wszyscy. 

PS I. 
Jutro Anglia rozpocznie nową, ogólnonarodową kwarantannę. Potrwa ona, według wstępnych założeń, do początku grudnia. Niektórzy już prorokują, że to tylko wymówka, żeby nie straszyć i że naprawdę wszystko zahaczy o Boże Narodzenie. Tym razem jest jednak nieco inaczej. Szkoły pozostają otwarte. Dziwi to absolutnie wszystkich.
PS II. 
To, że nauczyciele będą pracować wcale nie znaczy, że nie maczali palców w ogólnoświatowym spisku. Może po prostu się przeliczyli. 
PS III. 
Najwięcej na tym wszystkim i tak zarabia Jeff Bezos.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Odzależnienie

Pamiętam, te czasy, gdy zakładałem sobie pierwsze konto mailowe. Dawno temu to było, gdy internet był już poniekąd powszechny, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, jak i po co z niego korzystać. Tak samo było z pocztą elektroniczną. Wszyscy zakładali konta, ale nikt do nikogo maili nie pisał. Świat dopiero zaczynał się zmieniać. Ludzie mieli telefony Nokia, cierpliwie stukali do siebie esemesy i grali w węża. Od samego początku byłem „człowiekiem Interii”. Oprócz tego były jeszcze dwa główne portale: WP i Onet. Teraz jest ich cała masa, wszystko i wszyscy mają swoje strony, ale jeśli chodzi o internetowe miejsca typu „1001 drobiazgów”, ciągle, już od tylu lat, najbardziej liczą się te same trzy. Lubiłem Interię. Tam miałem konto, tam czytałem wiadomości „z kraju i ze świata”. Zawsze wydawała mi się lepsza od innych, choć to kwestia gustu, sensowniej ułożona i bardziej przejrzysta, z lepszą, czytelniejszą strukturą. Nawet teraz tak jest. Wszystko ma tam swoje miejsce, podczas gdy ...

Podróż w czasoprzestrzeni

Kilkakrotnie już, pisząc o Serbii, wspominałem, że jest to kraj pełen swoistych dziwactw. Niby nic, bo każdy kraj i każdy naród ma swoją specyfikę, która często jest mniej lub bardziej dziwaczna dla innych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że patrzymy na innych przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i własnego, lepszego od innych (bo podszytego narodowym poczuciem wyższości) światopoglądu. Te rzeczy z czasem tonują się i pozwalają spojrzeć na świat bardziej obiektywnie, na co wpływ ma wiele czynników, między innymi podróże, które podobno kształcą, choć przecież wiadomo, że kształcą tylko inteligentnych, bo głupim i tak nic i nigdy nie pomoże. Serbia ma swoje dziwactwa Niektóre mniej, niektóre bardziej odjechane. Serbowie, co ciekawe, patrzą na swój kraj dość bezkrytycznie. Oczywiście widzą biedę, korupcję, sprzedajnych polityków, są świadomi wszędobylskiego nepotyzmu i pewnej kastowości. Jednocześnie są dumni ze swojego kraju i z tego, kim są. Tam, gdzie inni widzą szarą biedę, śmieci i...

Radość nieszczególna

Mamy oto środek czerwca. Piękny to czas, pod wieloma względami, choć pod innymi jest to czas typu „na dwoje babka wróżyła”. Jedni się szczerze cieszą, inni cieszą się nieszczególnie. Gdy byłem młody, uwielbiałem środek czerwca. Ten powiew radości, gdy nie jest ważne, jakie będą oceny na świadectwie, nie jest ważne, ile starzy będą o nie sapać, bo wakacje za pasem. A wakacje, wiadomo, szał i luzik. Teraz, gdy jestem dużo starszy, wiem, że moje dzieci tak samo do tego podchodzą, bo cały czas pytają, ile jeszcze do końca szkoły. Ja, jako rodzic, truchleję. Dla mnie wakacje to taki mały, osobisty koszmar, gdy mam całą trójkę na łbie od rana do wieczora, bo przecież wiadomo, że jedyną radością z posiadania dzieci są te krótkie momenty, kiedy są w szkole. Gdy są w domu, wszystko idzie inaczej. Kiesyś to się działo! Gdy wybrzmi ostatni dzwonek, człowiek był wolny. Wszyscy stawaliśmy się wtedy wolnymi ludźmi, teoretycznie uwolnionymi od okowów, choć w praktyce wielu z nas musiało wtedy jeździć...

Kołem się toczyć

Minuta po północy, 1 czerwca 2025. Dziś druga tura wyborów prezydenckich. Oczywiście jeszcze nie znam jej wyników. Wy, którzy czytacie ten tekst później, wszystko już wiecie. Ja, w tym momencie, wiem tylko jedno: zaskoczenia żadnego nie było, nie ma i nie będzie. Udowodniły to wyniki pierwszej tury. Mówiąc krótko: Polacy sami wybrali i sami za to zapłacą. Historia kołem się toczy i to koło bezlitośnie miażdży. Szkoda, że za głupotę rodziców zapłacą nie tylko ich dzieci, ale jeszcze prawnuki owych dzieci. Potencjalnych, bo demografia kuleje i może być, że niedługo nie będzie komu płacić. Tak czy inaczej, panuje tak zwana cisza wyborcza i z tej okazji warto porozmawiać o czymś zupełnie innym. Jako że jest pierwszy czerwca, czyli Międzynarodowy Dzień Dziecka, proponuję porozmawiać o dzieciach. Historia się zaczyna Zaczyna się tak: kupiłem synkowi kosz (taki do koszykówki) na urodziny. Co prawda syn urodził się w sierpniu, ale wyraził chęć otrzymania wcześniejszego prezentu („bo inaczej st...

Piętnasty maja: trzy dni przed Godziną W

Dziś 15 Maja. Dzień, jak każdy inny, bo w gruncie rzeczy wszystkie dni są podobne. Kto, poza tymi, którzy mają dziś urodziny, wie, co zdarzyło się piętnastego maja? Bo przecież coś musiało, prawda? Wynika to z czystej i logicznej matematyki: ludzkość istnieje już długo, a dni w roku jest tylko 365. Siłą rzeczy coś ważnego musiało się wtedy wydarzyć. Chcecie wiedzieć, co? Anne Boleyn Dnia 15 maja Anno Domini 1536 Anne Boleyn, druga żona Henryka VIII została skazana w procesie, w którym zarzucano jej między innymi cudzołóstwo, kazirodztwo z jej bratem Jerzym i zdradę stanu (spisek mający na celu zabicie króla). Matka Elżbiety I i królowa Anglii cztery dni później zostanie ścięta. Jakie to ma dla nas znaczenie? W sumie niewielkie. Jest to jeden z tych licznych przypadków, gdy psychopatyczny kretyn robił to, co mu się podobało w imię swoich własnych, dziwacznych i niezrozumiałych celów. Robił to tylko dlatego, że mógł. A mógł, bo miał władzę, z której korzystał w nie mniejszym stopniu, niż...