Przejdź do głównej zawartości

Niech moc będzie ze mną

Jestem zaszczepieńcem. Dostałem mojego dziaba kilka dni temu. Cokolwiek było w tej fiolce, jest teraz częścią mnie. Nie ma odwrotu.

Nigdy nie byłem szczególnym entuzjastą szczepionki na Covida. Nawet nie dlatego, że szybko powstała, czy że nie jest do końca sprawdzona. Jakoś nie mogłem uwierzyć, że w ogóle jest potrzebna. Przecież nie chroni całkowicie i nie na długo starcza, w czym trochę przypomina prezerwatywę. Covid sam z siebie nie zniknie. Zostanie z nami na dłużej. Odporność zyskujesz chwilową i po roku musisz zabieg powtórzyć. Nie stawia to osławionej szczepionki o wiele wyżej niż zwykłego, dorocznego i dobrowolnego “jaba” przeciw grypie (dzieci dostają w szkołach spray do nosa) - obie w gruncie rzeczy pozostają mgliście nieskuteczne. Dla mnie bardziej niepokojące zawsze było to, że próbuje się szybko zaszczepić miliony ludzi, zmusić ich, albo przekonać do tego, że jest to absolutnie konieczne. To gigantyczna inwestycja. Trudno sobie wyobrazić, że rządy wszystkich państw będą ją co roku darmowo powtarzać, a skoro nie będą, to po co w ogóle zaczynać?

Dlaczego szczepionka jest dobra

Szczepionka jest ogólnie przydatna z kilku powodów. Głównym jest ten, że wzbogaca ona tych, którzy ją produkują i sprzedają. Uspokaja ona nastroje społeczne. Ludzie myślą, oto zostaliśmy zaszczepieni, to tak jak gdyby pomazać krwią baranka odrzwia, Anioł Śmierci do nas nie zawita. Dostajemy obietnicę, że oto powrót do normalności jest już bliski, a przecież wszyscy tylko na to czekają. Faktem jest, że chwilowo zmniejsza się ilość przypadków krytycznych, przez co służba zdrowia może złapać oddech, a normalny pacjent z pretensjonalną białaczką czy rakiem ma wreszcie szansę dopchać się do okienka. Otwieramy się powoli. Łatwiej zaakceptować kij, jeśli na jego końcu majta marchewka. Marchewką może być na przykład to, że będziesz mógł gdzieś polecieć, odwiedzić rodzinę, czy napić się z przyjaciółmi w pubie.

W UK szczepienia idą pełną parą

Nakłuto już ponad 30 milionów ludzi. Kłują dalej i dają ci taką małą, okrągłą nalepkę, Bóg jeden wie po co, już lepiej by lizaka dali, skoro uważają, że byłeś taki dzielny. Powtarzam szczerze, nie chciałem być zaszczepiony. Swojego Covida już miałem, wnoszę z objawów, które położyły mnie na łopatki pod koniec sierpnia, choć testowany wtedy nie byłem, bo lekarze leczyli mnie na... nieżyt żołądka. Czekałem cierpliwie. Szczepili niezbędnych i potrzebujących, potem zeszli do pięćdziesiątek, do czterdzistek i zabrali się w końcu za młodszych ode mnie. Pomyślałem, że może mi się uda. Wykombinowałem sobie, że kiedy już większość ludzkości zamieni się z bezmózgie zombie, wtedy założę Resistance i będę walczył o przyszłość ludzkiej rasy, tak samo jak John Connor. Nie wyszło. W końcu zadzwonili i umówili żonę i mnie na jednoczesną wizytę. Mogliśmy odmówić, bo każdy może. Po takim odmówieniu dostaniesz następne ponaglenia, ale koniec końców zmusić cię do niczego nie mogą, bo przecież jest demokracja, i wolność, i każdy to wie. Zgodziliśmy się, bo też swoje wiemy. I tak by nas do tego jakoś przymuszono. Nie widzieliśmy żadnej rodziny przez dwa lata i fajnie by było gdzieś pojechać, jak się już to wszystko skończy, czy przycichnie. Poza tym miejsce, w którym pracujemy otworzyło się dla publiki 12 kwietnia i setki wygłodniałych klientów przybyły, żeby sapać, kaszleć i smarkać na nas, żeby wszystko macać i skakać człowiekowi do oczu z tysiącem głupich pytań. Trzeba było jakoś się zabezpieczyć.

Co mi wstrzyknęli 

Przyjęliśmy specyfik rodzimej produkcji, czyli preparat Oxford-AstraZeneca. Specyfik ten jest teraz na celowniku prawie całej Europy, jedni go zakazują, drudzy powątpiewają. Mówi się, że szczepionka jest nie bardzo skuteczna, że może powodować rozliczne skutki uboczne, a ostatnio hitem jest to, że może przyczynić się do powstawania zatorów żylnych. Ktoś tam donosił, że było około 30 przypadków, z czego 9 skończyło się śmiercią, tylko nikt nie mówił, czy były to pojedyncze przypadki zatorów w żyłach czy też zakrzepicy i jakiego jej rodzaju. Ja tam nie wiem. Lista potencjalnych czynników powodujących zakrzepicę jest tak pokaźna, że praktycznie każdy z nas powinien jej doświadczyć. Nikt też nigdy nie udowodnił, że istnieje jakikolwiek związek pomiędzy szczepionką, a wyżej wymienionymi przypadkami zatorów, czy zakrzepów. Jak dla mnie jedyny związek między tymi dwoma rzeczami jest taki, że jedna wydarzyła się po drugiej. Na takiej samej zasadzie można powiedzieć, że oto rozbolał mnie brzuch, a wcześniej mnie nie bolał, więc wiadomo od razu, że to przez szczepionkę. Jeden mój znajomy w ciągu dwóch tygodni od szczepienia złapał już trzy kapcie. A mnie, nie przymierzając, wysiadły głośniki w telewizorze. Telewizor ma wprawdzie 12 lat, ale przed szczepionką głośniki działały, a teraz nie działają, więc co, czy to tylko złośliwy zbieg okoliczności? Warto też może napomknąć, że 30 to bardzo znikomy procent z zaszczepionych tylko w samym UK 30 mln, każdy może sobie sam obliczyć, częścią Windowsa jest kalkulator, czyli warto ratować ludzi, czy nie?

AstraZeneca 

Brytyjczycy pozostają ufni i lojalni wobec Astry, przy czym spory wpływ na to ma ich wrodzona duma narodowa i fakt, że szczepionki nie muszą kupować, bo ważą ją we własnej szopie. Oczywiście wiedzą też, że ta cała nagonka jest spowodowana post-Brexitową traumą i niechęcią do wszystkiego, co Brytyjskie. W Polsce, jak widzę, medialna nagonka też trwa w najlepsze, choć znacznie większą ufność przykłada się tutaj do Boskiej interwencji. Sam znam pewne starsze osoby, które, panicznie bojąc się Covida, gdy tylko mogą pędzą do kościoła, bo przecież jak to nie iść, poza tym Bóg obroni. Obroni, albo nie obroni, na dwoje babka wróżyła.

Szczepienie przebiegło szybko i bezboleśnie 

W rzeczy samej było tak szybkie, że nie wiem, dlaczego dotychczas tak mało ludzi zaszczepiono. Wyobraźmy sobie, że na jedną osobę przypadają tylko dwie minuty, to i tak dłużej, niż wszystko trwa. To oznacza, że jedna pielęgniarka w czasie swojej dziennej zmiany może zaszczepić trochę ponad 200 osób (minus dwie przerwy i dodatkowy czas na siku). W UK jest około 9000 działających praktyk lekarskich (GP), co daje 2 mln zaszczepionych dziennie. Liczę tylko po jednej “pigule” na GP i nie liczę szpitali i innych specjalistycznych placówek, w których też można dostać strzała. Wychodzi, że w miesiąc masz zaszczepiony cały kraj, łącznie z noworodkami. Trochę wolniej to idzie, niż iść powinno, ale zawsze do przodu. Aha, pani powiedziała jeszcze, że mam pić dużo wody i jakby co, zażyć paracetamol. 

Skutki szczepinia czyli Rick Astley 

Wróciliśmy do domu, zacząłem jakoś tak szybko działać, organizować sprawy (była to moja wolna sobota, a żona miała iść do pracy), pohukiwałem na wszystkich, ale ogólnie miałem dobry humor. Mimo wszystko małżonka powiedziała mi, że jak się nie uspokoję, to zadzwoni do lekarza zapytać, czy czasem nie wszczepili mi wścieklizny. Zażyłem dwa paracetamole, żona poszła do pracy, a ja spokojnie spędziłem resztę dnia, bawiąc się z dziećmi i czekając na skutki uboczne. Rozmawiałem z ludźmi, więc wiedziałem mniej więcej czego się spodziewać. Drętwienie nóg, wysoka gorączka, objawy grypowe. Do tego ból głowy, bóle  w kościach, takie tam. Niektórzy czuli się bardzo źle przez kilka dni, inni lepiej. Jeden znajomy był pewien, że wyhodował zakrzepa, ale doszedł do tego dopiero wtedy, gdy zaczęli mówić o zakrzepach (zbadali go i nic nie znaleźli, ale on dalej uważa, że ma zakrzepa, bo czuje się tak jakoś ogólnie nieswojo). Wracając do sprawy: cały dzień czułem się świetnie. Około godziny 22 zaczęło mi być trochę zimno. Takie coś nawiedza mnie zawsze przed grypą lub przeziębieniem. Nazywam to “zimnem w kościach”, które zagnieżdża się głównie w nogach i krzyżu. Nic groźnego, dwie tabletki Gripex Max i rano wstaję jak nowy. Zażyłem moje lekarstwo i rano rzeczywiście wstałem prawie jak nowy. Mówię “prawie” z dwóch powodów. Po pierwsze przez cały dzień moja skóra była nadwrażliwa na dotyk. Podczas kąpieli drażniła mnie woda i gąbka. Irytowało mnie, że dzieci się do mnie przytulają i podszczypują mnie, nawet dotyk koszuli był nieprzyjemny. Powód drugi. Obudziłem się w środku nocy. Na zegarze świeciła trzecia. Już nie zasnąłem. Nie mogłem. Przewalałem się z boku na bok przez bite cztery godziny (bliźniaki wstają zwykle koło 7), a w głowie tłukła mi się piosenka Ricka Astleya “Never Gonna Give You Up”. Koszmar. Często mam dziwaczne sny, ale rzadko doświadczam czegoś tak osobliwie nieprzyjemnego. Nie byłem w stanie się z tego otrząsnąć, po prostu wierciłem się, męczyłem, złościłem, a ta przeklęta nuta wciąż tam była. Uważam, że powinno to być wciągnięte na oficjalną listę efektów ubocznych preparatu Oxford-AstraZeneca.

Pałer

W chwili obecnej, kilka dni po szczepieniu zeznaję, że czuje się świetnie. Nie wiem, jak to opisać. Budzę się wyspany. Mam dobry humor i masę energii. Zaczynam myśleć, że świat to za mało, że mogę wszystko. To uczucie jest gdzieś tam w środku, pulsuje, narasta i wyrywa się ze mnie jak “Obcy” z filmu. Czuję, że moc jest ze mną. Jestem jak Spiderman, a przynajmniej jak ten słynny pierwszy zaszczepiony rowerzysta w Rosji.



Myślę, że mogli podać mi coś dziwnego, nie wiem, jakieś nanity wstrzyknęli, czy coś. A może to dlatego, że podczas narodowego “lockdownu” odnalazłem w sobie coś, co kiedyś zgubiłem, umiejętność cieszenia się i doceniania małych rzeczy, które codziennie mnie spotykają?


A może to Rick Astley?




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wypoczyn

Wróciliśmy z wakacji. Jak wspominałem wcześniej, w tym roku gościł nas Sopot, czyli niekwestionowana perła Bałtyku. Fajne były wakacje. Trzy tygodnie zleciały bardzo szybko. Nawet nie trzy, bo przecież droga sporo zajmuje. Obliczyłem, że w obie strony siedziałem za kółkiem w sumie 48 godzin. Dużo, ale mimo wszystko było warto. Podróż samochodem z Belgradu do Sopotu, nawet z jednym noclegiem po drodze, to wyczyn. W dodatku z jakichś dziwnych powodów zajmuje o wiele dłużej, niż pokazuje Google Maps. W ogóle, według mnie, wakacje, jeśli jedzie się na nie z małymi dziećmi, to dla rodziców trochę koszmar. Zorganizuj wszystko, spakuj, upchaj w samochodzie, a potem jedź dwanaście godzin, gdy z tylnego siedzenia słyszysz tylko wrzaski, kłótnie i narzekanie, że tyle to trwa, bo małe nie patrzą na to, że jadą jako pasażerowie i tylko czekają, aż zatrzymasz się po drodze w McDonaldzie. Dalej jest tak samo. Wypakuj, ułóż w szafach i biegaj, dbaj, organizuj i płać za każdą fanaberię, zmieniaj im ga...

Odzależnienie

Pamiętam, te czasy, gdy zakładałem sobie pierwsze konto mailowe. Dawno temu to było, gdy internet był już poniekąd powszechny, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, jak i po co z niego korzystać. Tak samo było z pocztą elektroniczną. Wszyscy zakładali konta, ale nikt do nikogo maili nie pisał. Świat dopiero zaczynał się zmieniać. Ludzie mieli telefony Nokia, cierpliwie stukali do siebie esemesy i grali w węża. Od samego początku byłem „człowiekiem Interii”. Oprócz tego były jeszcze dwa główne portale: WP i Onet. Teraz jest ich cała masa, wszystko i wszyscy mają swoje strony, ale jeśli chodzi o internetowe miejsca typu „1001 drobiazgów”, ciągle, już od tylu lat, najbardziej liczą się te same trzy. Lubiłem Interię. Tam miałem konto, tam czytałem wiadomości „z kraju i ze świata”. Zawsze wydawała mi się lepsza od innych, choć to kwestia gustu, sensowniej ułożona i bardziej przejrzysta, z lepszą, czytelniejszą strukturą. Nawet teraz tak jest. Wszystko ma tam swoje miejsce, podczas gdy ...

Podróż w czasoprzestrzeni

Kilkakrotnie już, pisząc o Serbii, wspominałem, że jest to kraj pełen swoistych dziwactw. Niby nic, bo każdy kraj i każdy naród ma swoją specyfikę, która często jest mniej lub bardziej dziwaczna dla innych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że patrzymy na innych przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i własnego, lepszego od innych (bo podszytego narodowym poczuciem wyższości) światopoglądu. Te rzeczy z czasem tonują się i pozwalają spojrzeć na świat bardziej obiektywnie, na co wpływ ma wiele czynników, między innymi podróże, które podobno kształcą, choć przecież wiadomo, że kształcą tylko inteligentnych, bo głupim i tak nic i nigdy nie pomoże. Serbia ma swoje dziwactwa Niektóre mniej, niektóre bardziej odjechane. Serbowie, co ciekawe, patrzą na swój kraj dość bezkrytycznie. Oczywiście widzą biedę, korupcję, sprzedajnych polityków, są świadomi wszędobylskiego nepotyzmu i pewnej kastowości. Jednocześnie są dumni ze swojego kraju i z tego, kim są. Tam, gdzie inni widzą szarą biedę, śmieci i...

Stado szaleńców

Napiszę dziś coś o wariatach. O niebezpieczeństwach. O głupcach. Napiszę też o zwierzętach, bo to wszystko się jakoś dziwnie łączy. Czemu niby nie porozmawiać o szaleństwie? Czemu nie zastanowić się, jak go wyeliminować? Wiecie, jak obecnie wygląda Polska? Mamy 460 posłów i 100 senatorów. To władza tak zwana ustawodawcza. Do tego dochodzi rząd i prezydent, czyli władza wykonawcza. W obecnym rządzie mamy ponad 100 ministrów i wiceministrów, do tego dochodzą jacyś dyrektorzy. Celowo nie wspominam reszty partyjniaków i administracji niższego szczebla, bo ci akurat niewiele mogą; są tylko po to, żeby wykonywać i wdrażać. Dlaczego o tym mówię? Bo to wszystko mniej niż tysiąc ludzi. W kraju, który liczy ponad trzydzieści siedem milionów. Załóżmy, że to mniej więcej trzy tysięczne procenta, mniej więcej. Niewiele, prawda? Mówi się też, że w Polsce jest około 200 tys. członków różnych partii politycznych. To mniej więcej pół procenta całości. Też jakoś tak mało. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, ...

Radość nieszczególna

Mamy oto środek czerwca. Piękny to czas, pod wieloma względami, choć pod innymi jest to czas typu „na dwoje babka wróżyła”. Jedni się szczerze cieszą, inni cieszą się nieszczególnie. Gdy byłem młody, uwielbiałem środek czerwca. Ten powiew radości, gdy nie jest ważne, jakie będą oceny na świadectwie, nie jest ważne, ile starzy będą o nie sapać, bo wakacje za pasem. A wakacje, wiadomo, szał i luzik. Teraz, gdy jestem dużo starszy, wiem, że moje dzieci tak samo do tego podchodzą, bo cały czas pytają, ile jeszcze do końca szkoły. Ja, jako rodzic, truchleję. Dla mnie wakacje to taki mały, osobisty koszmar, gdy mam całą trójkę na łbie od rana do wieczora, bo przecież wiadomo, że jedyną radością z posiadania dzieci są te krótkie momenty, kiedy są w szkole. Gdy są w domu, wszystko idzie inaczej. Kiesyś to się działo! Gdy wybrzmi ostatni dzwonek, człowiek był wolny. Wszyscy stawaliśmy się wtedy wolnymi ludźmi, teoretycznie uwolnionymi od okowów, choć w praktyce wielu z nas musiało wtedy jeździć...