Przejdź do głównej zawartości

Tempus non fugit

Oto siedzieliśmy sobie w Boże Narodzenie. Całą rodziną, jak Bóg przykazał. Ja i żona, obydowje mieliśmy urlop, tych pięknych kilka dni spędzonych wspólnie, dzieci razem z nami. Mieliśmy naprawdę udane, fajne i leniwe święta. 

Kiedyś inaczej bywało. Rodzina przyjeżdżała. Nie było tak znowu źle. Czekaliśmy na to przez większą część roku i zwykle bawiliśmy się dobrze. Fakt, że oni zwykle bawili się lepiej niż my. Dlaczego? Gość się gości a gospodarz pości. Trzeba znosić siaty z zakupami, toczyć beczki z alkoholem, gotować, sprzątać, zabawiać. Kto tego nie zna? Do tego wszystkiego praca, gdzie nie zawsze dali urlop, dzieci. Wszystko to razem sprawiało, że święta były raczej, jak się to mówi, w biegu. 

Skromna Wigilja 

W zeszłym roku nikt nie przyjechał, bo covid. W tym roku też się jakoś nie wybrali. Siedzieliśmy sami. Ja miałem tydzień urlopu, żona prawie tyle samo, dzieci na half termie i tak nigdzie nie wychodziły. Zrobiliśmy zakupy. Miały być nieduże, co przyrzekamy sobie solennie na każde święta i nigdy nie wychodzi. Tylko my jemy świąteczne jedzenie, dla naszych dzieci to jeszcze nie pora. Póki co nie gustują w tych wszystkich kapustach, żurach i rybach. Może kiedyś. Skończyło się na skromnej Wigilii, po której nie trzeba było dożerać przez dwa tygodnie. Do tego mieliśmy zestaw alkoholi różnych, dla każdego to, co lubi. Dzieci miały masę owoców, których i tak nie jadły, bo wolały czekolady.

Pierwszy dzień Świąt 

Pierwszy dzień Świąt był fantastyczny. Otworzyliśmy rano prezenty a potem… No właśnie, potem zaczął się ogólny relaks. Każdy robił to, co chciał. Syn grał sobie w gry. Bliźniaki się bawiły. My z żoną, jakoś tak zagubieni, postanowiliśmy obejrzeć film w telewizji. Akurat leciał “Ojciec chrzestny”, wszystkie trzy części pod rząd. Otworzyłem piwko, żonie zrobiłem martini i zasiedliśmy do oglądania. Oglądaliśmy, otworzyłem drugie piwko, dzieci bawiły się dookoła nas, zrobiliśmy coś do jedzenia. Pełny relaks. Spojrzałem na zegarek, dochodziła pierwsza po południu. Zjedliśmy po śledziku, dzieci zjadły lunch, popiły colą, i tak snuliśmy się, cały czas oglądając. Znowu spojrzałem na zegarek. Było przed drugą. A potem, choć wydawało mi się, że upłynął już tydzień, było dopiero przed trzecią. Moja lepsza połowa zgodziła się ze mną. Czas przestał płynąć. Szczęśliwi i zadowoleni, spędzaliśmy ten dzień razem. To, co zawsze było bieganiną i chaosem, stało się oazą spokoju. I wiecie co? Tak było do wieczora. Oglądaliśmy filmy, wszyscy orbitowaliśmy dookoła siebie a pod wieczór byłem bardzo zdziwiony, że został nam jeszcze drugi dzień świąt, który w dodatku zapowiadał się podobnie.

Pochwała życia spokojnego 

Miałem kiedyś kolegę. Dawno temu to było, w Irlandii. Mówili na niego Tata Jarek. Bardzo fajny gość, bystry, dowcipny i inteligentny. Wyjechał z Polski ze swoich powodów, na Zielonej Wyspie zaczynał pracując na trzy zmiany na farmie pieczarek. Skończył studia na jakimś dziwnym kierunku związanym z ochroną środowiska i przez jakiś czas nawet pracował w zawodzie. Znaczy, z tego co pamiętam, w jakiejś państwowej firmie, która zajmowała się badaniem jakości, czy czystości wody. Mówił, że wbrew temu, co można by o takim miejscu myśleć, sporo się tam działo. Było sporo pracy, nerwów i biegania.
Pewnego razu kazali im szybko pojechać w jakieś miejsce i coś tam zbadać. Robota była na wczoraj, więc Tata Jarek ze swoim szefem jechali jak wariaci, nie patrząc na nic, bo przecież robotę trzeba zrobić za wszelką cenę. Zajechali na małą wieś. Wysiedli z samochodu, spoceni i zdyszani. Otoczyła ich cisza. Przed sobą widzieli zieloną, ukwieconą łąkę. Trochę dalej płynęła mała rzeka, nad którą stało samotne drzewo. Pod drzewem siedział mężczyzna, sądząc z wyglądu i odzienia, tubylec. Siedział, patrzył na rzekę i rytmicznie uderzał patykiem o ziemię. Patrzyli na niego, patrzyli bardzo długo. Pierwszy odezwał się szef Taty Jarka.
- Ten to sobie pożyje - powiedział.

Święta inne niż wszystkie 

To, czego doświadczyliśmy w te święta, było bardzo podobne do tego, czego świadkami byli Tata Jarek, którego teraz serdecznie pozdrawiam i jego szef. Jest to rzadki fenomen, pozostający poza sferą naszego postrzegania. Zabiegani, zaganiani, nie jesteśmy w stanie zobaczyć tego, co nas otacza. Tego, co cały czas jest tuż przed naszymi oczami. Stres pcha nas do przodu i potem mówimy: “dopiero były wakacje, a już są święta”. Ja powiedziałem: “kurczę, to dopiero pierwszy dzień, jeszcze mamy całe jutro”. Gnamy do przodu i nie widzimy tego, co jest ważne. Codziennie oddajemy światu to, co najcenniejsze, zamiast skupić się na tym, co jest dla nas najbardziej ważne.
Najważniejszy jest czas. Każdy moment, jaki spędzamy ze swoimi bliskimi. Każda spokojna chwila, która, zamrożona w powietrzu, trwa. Daje nam wytchnienie. Uspokaja nas. Zwalniamy, wyciszamy się i jesteśmy szczęśliwi.
Teraz wiem, co to naprawdę znaczy, gdy składając życzenia mówimy “Spokojnych świąt”.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ponure perspektywy

Dawno nie pisałem. Przepraszam, ale jakoś sporo rzeczy się zebrało. Mam nawet nowy tekst (o kocie), ale na chwilę go zawieszam, żeby zapromować coś innego, bo czasami warto. Zapraszam na dość świeży materiał z Katarzyną Szewczyk. Katarzyna Szewczyk jest znana z YouTube, oficjalnie jest absolwentką ekonomii i doradcą inwestycyjnym. Nieoficjalnie to osoba obserwująca świat, która nie boi się mówić o trudnych sprawach i wcale nie robi tego po to, żeby kogoś przestraszyć. Raczej po to, żeby otworzyć ludziom oczy. Oczywiście wielu jest (i będzie) takich, którzy uważają ją za szurniętą. I ona doskonale o tym wie. Trudno jest głosić tego typu rzeczy (różne teorie teoretycznie spiskowe) bez narażania się na przyklejenie łatki foliarza i kretyna. Problem jest niestety taki, że ludzie sami nie bardzo już chcą myśleć. Szkoda im na to czasu, podczas gdy nie szkoda im go na smarowanie paluchem po ekranie telefonu. Teorie spiskowe Jeśli o mnie chodzi, to mam do teorii spiskowych podejście delikatne.

Euro 2024: Kto wygra?

Zaczęło się Euro 2024! Wielki festiwal europejskiej piłki. Emocje, piwo i wyraźnie mniejszy ruch na ulicach. Będzie się działo. A raczej już się dzieje, bo w meczu otwarcia Niemcy rozgromili Szkotów. Sprawdzimy więc, kto jest faworytem do wygrania turnieju, co mówią eksperci i sztuczna inteligencja, a także poznajmy szanse reprezentacji Polski. Będzie też trochę o niespodziewanych faworytach i czarnych koniach turnieju, a na koniec o tym, co tak naprawdę oznacza zwycięstwo w Europie anno 2024. Zapraszam. Rozpoczęła się 17 edycja Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Niektórzy mówią, że to najbardziej prestiżowy turniej piłkarski na Starym Kontynencie. Inni utrzymują, że to właściwie takie mistrzostwa świata, tylko bez Argentyny i Brazylii i gdyby te dwa kraje do Europy wcielić, to World Cup w ogóle nie byłby potrzebny i w dodatku oglądałoby się ciekawiej. Osobiście tak daleko bym nie szedł, każdy ma prawo wystąpić i przecież fajnie się czasem ogląda, jak egzotyczny słabeusz dostaje od kogo

Przenośne krematoria a stan umysłu

Jakiś czas temu rozmawiałem z kolegą w Anglii. Tak ogólnie mówiliśmy, także o tym, że w czasie II wojny światowej tylko Polacy i Anglicy od początku do końca walczyli z Niemcami, a cała reszta Europy od razu wymiękła. Znajomy uważał, że Polska powinna była być stroną na konferencjach Wielkiej Trójki. Za zasługi. Cóż, pewnie by nas wtedy nie wsadzili na minę i nie sprzedali. Z drugie strony, Stalin i tak by nam nie odpuścił. Nasze narodowe fobie  Rozmowa zeszła na narodowe fobie. Rodowity Anglik wiedział sporo, o dziwo. Nie tylko o tym, co dla Anglii zrobił Dywizjon 303, o którym już się teraz w angielskich szkołach nie uczy, ale też o naszej narodowej niechęci do Niemców i Rosjan. Dlaczego ich tak nie lubicie? Bo walczymy z nimi już od tysiąca lat, wyjaśniłem. Zawsze między jednymi i drugimi, zawsze napadani, Polska od samego początku hartowała się w ogniu ustawicznych wojen. Niemcy zawsze krzywo patrzyli na Słowian, a Ruscy, jak to oni, zawsze za dużo chcieli i krzywo patrzyli na wszy

Głupota nie boli

Dziś część druga czepiania się znanego internetowego portalu, czyli Interii. Będzie się działo. Czytasz albo nie czytasz. Wybór należy do ciebie. Kto jest mądry? Kto jest głupcem? Kto bierze pieniądze za to, żeby z innych zrobić głupców? A kto je dostaje mimo tego, że sam jest głupi? Są zdjęcia, żeby unaocznić i żeby potem nie było, że coś znowu zmyślam. Wszystko jak zwykle podlane tendencyjnym i niewybrednym komentarzem. Czasami człowiek po prostu musi. Zaczynamy. Mięsne ataki.  Tu piękny artykuł o… no właśnie. O niczym. Jego piękno nie polega jednak na miałkości, tylko na samo zaprzeczeniu. Tytuł mówi, że taktyka Rosjan jednak się sprawdza. W dodatku analitycy nie mają co do tego wątpliwości. Później idzie fragment o tym, że przeprowadzane ataki nie przynoszą oczekiwanych przez dowódców rezultatów. A potem jest o tym, że masowość ataków powoduje uzyskiwanie kolejnych taktycznych sukcesów. I bądź tu mądry. Czas na zmiany Zaczyna się grubym tytułem. Ostatnie święta, czas na zakaz – no

I przeszedł rok, moja panno

Koniec grudnia, moja panno, czas to rozliczeń i przemyśleń, czas odpoczynku po świętach, gdy niektórzy dojadają powigilijne potrawy i przysięgają, że długo już nie spojrzą na kiszoną kapustę, bo jak zwykle za dużo jedzenia nagotowali, wiadomo, że oczy by jadły i przed Bożym Narodzeniem nikt się za bardzo nie szczypie, inni zaś szybko zaczynają łykać Ranigast i liczyć kalorie, ale przecież nie ma to i tak wielkiego znaczenia, bo Sylwester za pasem i można sobie swobodnie odpuścić na kilka więcej dni, zanim nieuchronnie nadejdzie moment, w którym ci, którzy zmęczą się bardziej niż inni, skwapliwie złożą noworoczne przyrzeczenia; ja nie dojadam w tym roku za dużo, bo nie ugotowaliśmy zbyt wiele, zresztą szybko przerobiłem postną kapustę na bigos i zamroziłem nadwyżkę, bo odwykłem trochę od takiego jedzenia, a bigosik wyszedł piękny, bo mieliśmy w tym roku gości na święta i, jako że przyjechali samochodem, to nawieźli masę różności, w tym polskie wędliny, kiełbasę dobrą, a potem już tylko