Przejdź do głównej zawartości

Wielkanocne pierdoły

Święta przeszły. Jak co dzień robię prasówkę. Z przyzwyczajenia czytam najpierw o Ukrainie, choć walczą już długo i temat zaczyna powoli tracić swój medialny impet. Do tego Zełenski niektórymi swoimi wypowiedziami zaczyna drażnić coraz więcej osób. Jak to ostatnio napisała do mnie moja koleżanka Kasia, kurz wojenny opada.

Czytam śmiało. Coś tam o Lewandowskim, zamieszki w Szwecji, Papież, cóż, ten pan coraz mniej składnie bełkocze. Jadę dalej. Zamiast wstać i odejść, zrobić coś z sensem, przewijam i klikam. Medialne ślimaki zaczynają powoli żreć mój mózg, ale zawsze jest nadzieja na znalezienie czegoś ciekawego. Zawodowe zboczenie. I oto wspaniałe zdjęcie, na którym widać cztery znane twarze. “Przepisy wielkanocne gwiazd. Tym zajadają się w święta”. No kliknę, myślę sobie. Lubię gotować, zobaczymy co ciekawego zajadają inni. Przyzwyczajony jestem, że na popularnych portalach artykuły często nie trzymają się kupy, że język połamany i składnia kulawa, ale jednak czasami kusi.

Kiełbasa i sałatka jarzynowa 

Zaraz na początku nasza narodowa, uśmiechnięta pyza proponuje mi z okazji Wielkanocy białą kiełbasę. Mocne. Tego dania się nie spodziewałem. Potem jest lepiej, okazuje się, że znana i popularna restauratorka (nieliczni tylko wiedzą, że dobry restaurator niekoniecznie musi być dobrym kucharzem) robi dla swojej córki wegetariańską wersję białej kiełbasy z chałki i ziemniaków. Z dość chaotycznego tekstu wynika, że “Ziemniaki traktuje się tak, jakbyśmy przygotowywali je na placki ziemniaczane. Dokładnie tak, jak się robi gołąbki czy kiszkę ziemniaczaną”. Jak się mają ziemniaki do gołąbków? Nie wiem, ale zamówiłem kiedyś gołąbka w barze “Łasuch” i był on całkiem zwyczajny. Lekko przypalony i bez żadnego sosu, ale nie chcieli nam podać wódki bez dania ciepłego.
Przełknąłem jakoś ten kiełbasiany fragment i dobrze, bo warto było. Autor, wdrapując się na wyżyny swojego rzemiosła przypomniał przepis na sałatkę jarzynową a’la Gessler, za którą rzekomo “przepadają wszyscy Polacy”. Okazuje się też, że przygotowanie przysmaku jest bardzo proste - wystarczy ugotować jarzyny (nie warzywa!) i jajka, potem pokroić w kostkę, dodać odsączony groszek i doprawić majonezem wymieszanym z musztardą. Takie cuda.
Fantastyczne.
Szybko obliczyłem na palcach ile żyję, wyszło mi, że sporo której niż pani Gessler i myślę sobie, że sałatkę jarzynową, którą lubią wszyscy Polacy jem już ponad czterdzieści lat i nigdy dotąd nie słyszałem, żeby tak się ona nazywała. Zadzwoniłem do mamy. Zapytałem, czy o tym wie, ale mama też nie wiedziała, zresztą ona to coś nazywa sałatką warzywną.
Smakowite danie, zapewne godne stołu Juana Carlosa. Szkoda, że król nie spróbował prawdziwej sałatki, takiej normalnej, jaką robi moja żona i zapewne wielu rodaków, z dodatkiem kiszonego ogórka, pora i jabłka, ostro doprawionej pieprzem. My dodajemy też łyżkę chrzanu, żeby zaostrzyć. Teraz, skoro już to wszystko wyjawiłem, to mam nadzieję, że pani Magda spróbuje zrobić potrawę po mojemu i od tej pory będzie to nazywać sałatką a’la Gregor.
Nie miałem siły czytać dalej, może szkoda, bo było coś o śledziach, czyli jak wiadomo tradycyjnej potrawie wielkanocnej.

Kurza twarz 

Zaraz obok był następny perełek. “Marny los niosek, czyli prawdziwa cena wielkanocnego jajka”. Nie mogłem nie kliknąć. To trochę tak, jak czytanie “Skandali”.

Trudno się oczywiście nie zgodzić z rzeczą tak prostą jak to, że kury w klatkach traktowane są nieładnie. Można poprawić ich los nie kupując tego typu jajek. Proste i krótkie, ale wtedy nie byłoby artykułu. Autor bardzo skupia się na kurach i opisuje ich cierpienie, a my dowiadujemy się przy okazji, że są na świecie różne poświęcone im fundacje. Okazuje się też, że kury są bardzo inteligentne. Badania (!) podobno dowodzą, że “kurczaki potrafią rozwiązywać problemy i rozumieć związki przyczonowo-skutkowe”. Zostawię w spokoju brzmienie tego zdania i słowo “przyczonowe”. “Zwierzęta rozumieją również, że jeżeli ktoś zabierze i schowa przedmiot, który wcześniej widziały, to istnieje on nadal, tylko w innym miejscu. U ludzi taka umiejętność pojawia się dopiero w szóstym miesiącu życia, a kur w dwa dni po wykluciu” (pisownia oryginału).

Głupio mi się zrobiło, że jestem bardziej durny od zwykłej kury.
Chciałbym zapoznać się z tymi badaniami, ale niestety nie podano, kto, kiedy i jak je prowadził. Ciekawe jak się dowiedzieli, iż kura wie, że zniknięty przedmiot istnieje dalej? Powiedziała im?
Potem jest też o tym, że kura potrafi rozpoznać aż 100 przedstawicieli swojego gatunku. To akurat nie jest nic nowego, wszak mówi się “kurza twarz”.

Kto się z kogo śmieje 

Dobra, już się nie będę pastwił. Moja wina, że czytałem.
Tylko szkoda, bo rzesze ludzi czytają codziennie takie głupoty. Poszedł by jeden z drugim (ja też) z dziećmi do parku, potem zjadł miskę żuru i poczytał, kurna, książkę. Ale nie, lepiej wgapiać się całymi dniami w ekran i klikać. Robią nas w konia i śmieją się z tego. Autor wypociny jest zadowolony, bo mu zapłacili. Szefostwo witryny liczy liczbę kliknięć. A restauratorka cieszy się, bo o niej ciągle piszą. Nic dziwnego, że na załączonym zdjęciu pokazuje nam, po angielsku, bo przecież światowa z niej kobieta, dwa palce.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wypoczyn

Wróciliśmy z wakacji. Jak wspominałem wcześniej, w tym roku gościł nas Sopot, czyli niekwestionowana perła Bałtyku. Fajne były wakacje. Trzy tygodnie zleciały bardzo szybko. Nawet nie trzy, bo przecież droga sporo zajmuje. Obliczyłem, że w obie strony siedziałem za kółkiem w sumie 48 godzin. Dużo, ale mimo wszystko było warto. Podróż samochodem z Belgradu do Sopotu, nawet z jednym noclegiem po drodze, to wyczyn. W dodatku z jakichś dziwnych powodów zajmuje o wiele dłużej, niż pokazuje Google Maps. W ogóle, według mnie, wakacje, jeśli jedzie się na nie z małymi dziećmi, to dla rodziców trochę koszmar. Zorganizuj wszystko, spakuj, upchaj w samochodzie, a potem jedź dwanaście godzin, gdy z tylnego siedzenia słyszysz tylko wrzaski, kłótnie i narzekanie, że tyle to trwa, bo małe nie patrzą na to, że jadą jako pasażerowie i tylko czekają, aż zatrzymasz się po drodze w McDonaldzie. Dalej jest tak samo. Wypakuj, ułóż w szafach i biegaj, dbaj, organizuj i płać za każdą fanaberię, zmieniaj im ga...

Odzależnienie

Pamiętam, te czasy, gdy zakładałem sobie pierwsze konto mailowe. Dawno temu to było, gdy internet był już poniekąd powszechny, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, jak i po co z niego korzystać. Tak samo było z pocztą elektroniczną. Wszyscy zakładali konta, ale nikt do nikogo maili nie pisał. Świat dopiero zaczynał się zmieniać. Ludzie mieli telefony Nokia, cierpliwie stukali do siebie esemesy i grali w węża. Od samego początku byłem „człowiekiem Interii”. Oprócz tego były jeszcze dwa główne portale: WP i Onet. Teraz jest ich cała masa, wszystko i wszyscy mają swoje strony, ale jeśli chodzi o internetowe miejsca typu „1001 drobiazgów”, ciągle, już od tylu lat, najbardziej liczą się te same trzy. Lubiłem Interię. Tam miałem konto, tam czytałem wiadomości „z kraju i ze świata”. Zawsze wydawała mi się lepsza od innych, choć to kwestia gustu, sensowniej ułożona i bardziej przejrzysta, z lepszą, czytelniejszą strukturą. Nawet teraz tak jest. Wszystko ma tam swoje miejsce, podczas gdy ...

Podróż w czasoprzestrzeni

Kilkakrotnie już, pisząc o Serbii, wspominałem, że jest to kraj pełen swoistych dziwactw. Niby nic, bo każdy kraj i każdy naród ma swoją specyfikę, która często jest mniej lub bardziej dziwaczna dla innych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że patrzymy na innych przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i własnego, lepszego od innych (bo podszytego narodowym poczuciem wyższości) światopoglądu. Te rzeczy z czasem tonują się i pozwalają spojrzeć na świat bardziej obiektywnie, na co wpływ ma wiele czynników, między innymi podróże, które podobno kształcą, choć przecież wiadomo, że kształcą tylko inteligentnych, bo głupim i tak nic i nigdy nie pomoże. Serbia ma swoje dziwactwa Niektóre mniej, niektóre bardziej odjechane. Serbowie, co ciekawe, patrzą na swój kraj dość bezkrytycznie. Oczywiście widzą biedę, korupcję, sprzedajnych polityków, są świadomi wszędobylskiego nepotyzmu i pewnej kastowości. Jednocześnie są dumni ze swojego kraju i z tego, kim są. Tam, gdzie inni widzą szarą biedę, śmieci i...

Radość nieszczególna

Mamy oto środek czerwca. Piękny to czas, pod wieloma względami, choć pod innymi jest to czas typu „na dwoje babka wróżyła”. Jedni się szczerze cieszą, inni cieszą się nieszczególnie. Gdy byłem młody, uwielbiałem środek czerwca. Ten powiew radości, gdy nie jest ważne, jakie będą oceny na świadectwie, nie jest ważne, ile starzy będą o nie sapać, bo wakacje za pasem. A wakacje, wiadomo, szał i luzik. Teraz, gdy jestem dużo starszy, wiem, że moje dzieci tak samo do tego podchodzą, bo cały czas pytają, ile jeszcze do końca szkoły. Ja, jako rodzic, truchleję. Dla mnie wakacje to taki mały, osobisty koszmar, gdy mam całą trójkę na łbie od rana do wieczora, bo przecież wiadomo, że jedyną radością z posiadania dzieci są te krótkie momenty, kiedy są w szkole. Gdy są w domu, wszystko idzie inaczej. Kiesyś to się działo! Gdy wybrzmi ostatni dzwonek, człowiek był wolny. Wszyscy stawaliśmy się wtedy wolnymi ludźmi, teoretycznie uwolnionymi od okowów, choć w praktyce wielu z nas musiało wtedy jeździć...

Stado szaleńców

Napiszę dziś coś o wariatach. O niebezpieczeństwach. O głupcach. Napiszę też o zwierzętach, bo to wszystko się jakoś dziwnie łączy. Czemu niby nie porozmawiać o szaleństwie? Czemu nie zastanowić się, jak go wyeliminować? Wiecie, jak obecnie wygląda Polska? Mamy 460 posłów i 100 senatorów. To władza tak zwana ustawodawcza. Do tego dochodzi rząd i prezydent, czyli władza wykonawcza. W obecnym rządzie mamy ponad 100 ministrów i wiceministrów, do tego dochodzą jacyś dyrektorzy. Celowo nie wspominam reszty partyjniaków i administracji niższego szczebla, bo ci akurat niewiele mogą; są tylko po to, żeby wykonywać i wdrażać. Dlaczego o tym mówię? Bo to wszystko mniej niż tysiąc ludzi. W kraju, który liczy ponad trzydzieści siedem milionów. Załóżmy, że to mniej więcej trzy tysięczne procenta, mniej więcej. Niewiele, prawda? Mówi się też, że w Polsce jest około 200 tys. członków różnych partii politycznych. To mniej więcej pół procenta całości. Też jakoś tak mało. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, ...