Przejdź do głównej zawartości

Pozdrowienia z Serbii

Pisałem już o przeprowadze i o tym, że odszedłem z pracy. Ludzie pytają, coś ty taki tajemniczy, powiedz wreszcie. To powiem, bo i co dłużej ukrywać. Kiedyś opuściłem rodzinną Małopolskę, potem Zieloną Wyspę, teraz przyszło mi zostawić za plecami dobry, stary Albion. Po to, by wybrać się w kierunku zgoła niecodziennym.

Serbia. 

Ano tak. Mieszkam teraz na Belgradzie. W mieście, które zawsze aspirowało do miana serca Bałkan i miało ambicje być kulturalnym i ekonomicznym centrum południowo-wschodniej Europy. Czy słusznie? Do tego jeszcze dojdziemy. Póki co powiem, że jestem tutaj dopiero chwilkę, niby za mało widziałem żeby wyrokować, ale to oczywiście przed wyrażaniem opinii mnie nie powstrzyma. Mieszkam w Dedinje, czyli całkiem niezłej dzielnicy, w towarzystwie ambasad (ta akurat część nazywa się Diplomatska Kolonija), w której zawsze mieszkali Jugosłowiańscy prominenci i co bardziej znani zbrodniarze wojenni. Niedaleko mam stadion Crvenej Zvezdy, dookoła sporo parków, a z okna widzę budynek telewizji Pink, czyli czegoś w rodzaju naszego wczesnego Polsatu. Nie ma co narzekać. Dodam jeszcze, że nie jestem dyplomatą, ani zbrodniarzem wojennym. Przyjechaliśmy tu całą rodziną na kontrakt, trzy do pięciu lat, zależy, ale z tego co widzimy, to będzie to raczej trzy a nie pięć. Różne są tego powody, choć też wiele zależy od tego, co życie i świat przyniosą.

Co wiedziałem o Serbii 

Zanim tu przyjechaliśmy, trochę o Serbii poczytałem. Zacząłem oczywiście od kuchni i narodowych potraw, potem przeszedłem do geografii i historii, ze szczególnym uwzględnieniem historii najnowszej, bo ta mnie najbardziej interesowała. Szukając mieszkania zrobiliśmy sobie też kilka wirtualnych przejażdżek ulicami Belgradu i powiem szczerze, że cieszyłem się na przeprowadzkę. Z kilku powodów. Raz, że opuszczałem dotychczasowe życie, które mimo pozornej stabilizacji nigdzie nie prowadziło. Miałem naprawdę duże oczekiwania związane z tymi przenosinami, z tym, że wszyscy dostaniemy nową jakość życia i sporo czasu spędzanego razem. Dwa, Belgrad jawił mi się jako podróż w czasie. Wiadomo, im człowiek starszy, tym rzewniej spogląda w przeszłość. Widząc, jak to wszystko wygląda na google maps miałem nadzieję na podróż w moją ulubioną erę, czyli przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Prawdę powiedziawszy, współczesny Belgrad wyglądał dla mnie jak Grochów trzydzieści lat temu, czyli wtedy, gdy zawitałem do akademika na Kickiego. Czy rzeczywiście tak jest? Tego się jeszcze teraz nie dowiecie.

Jak napisać o nowym kraju 

Miałem kilka pomysłów. Teraz, gdy jestem tu już trzy miesiące, mam tyle obserwacji, że nie da się tego zmieścić w jednym tekście. Znaczy da się, ale grzechem by było. Tak jak w opowiadaniu Hemingwaya “Historia naturalna umarłych”, gdzie wspomina on szkockiego podróżnika imieniem Mungo Park, by przez chwilę pisać w podobnym stylu, tak samo ja teraz poczułem się trochę jak badacz i obserwator, który ma szansę porównać przeróżne rzeczy na przestrzeni pięćdziesięciu lat, czterech krajów w których mieszkałem i pewnie ze dwudziestu, które po drodze odwiedziłem. Piękne pole do popisu, czyż nie? Postanowiłem podzielić moje obserwacje na kategorie tematyczne i będą się one ukazywać stopniowo, w odcinkach. Oczywiście przerywane innymi, absurdalnymi tekstami.

Plusy i minusy

Może na koniec coś szybkiego, czyli jeden plus i jeden minus.
Plusem jest, że w Belgradzie można kupić piwo i “małpki” w każdym kiosku. Minusem jest to, że ciężko do tego kiosku bezpiecznie dojść. Nigdzie jeszcze nie widziałem tak nierównych i dziurawych chodników.
To tyle. A póki co,


Mного вам хвала,
Из Србије са љубављу,
Г.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Odzależnienie

Pamiętam, te czasy, gdy zakładałem sobie pierwsze konto mailowe. Dawno temu to było, gdy internet był już poniekąd powszechny, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, jak i po co z niego korzystać. Tak samo było z pocztą elektroniczną. Wszyscy zakładali konta, ale nikt do nikogo maili nie pisał. Świat dopiero zaczynał się zmieniać. Ludzie mieli telefony Nokia, cierpliwie stukali do siebie esemesy i grali w węża. Od samego początku byłem „człowiekiem Interii”. Oprócz tego były jeszcze dwa główne portale: WP i Onet. Teraz jest ich cała masa, wszystko i wszyscy mają swoje strony, ale jeśli chodzi o internetowe miejsca typu „1001 drobiazgów”, ciągle, już od tylu lat, najbardziej liczą się te same trzy. Lubiłem Interię. Tam miałem konto, tam czytałem wiadomości „z kraju i ze świata”. Zawsze wydawała mi się lepsza od innych, choć to kwestia gustu, sensowniej ułożona i bardziej przejrzysta, z lepszą, czytelniejszą strukturą. Nawet teraz tak jest. Wszystko ma tam swoje miejsce, podczas gdy ...

Podróż w czasoprzestrzeni

Kilkakrotnie już, pisząc o Serbii, wspominałem, że jest to kraj pełen swoistych dziwactw. Niby nic, bo każdy kraj i każdy naród ma swoją specyfikę, która często jest mniej lub bardziej dziwaczna dla innych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że patrzymy na innych przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i własnego, lepszego od innych (bo podszytego narodowym poczuciem wyższości) światopoglądu. Te rzeczy z czasem tonują się i pozwalają spojrzeć na świat bardziej obiektywnie, na co wpływ ma wiele czynników, między innymi podróże, które podobno kształcą, choć przecież wiadomo, że kształcą tylko inteligentnych, bo głupim i tak nic i nigdy nie pomoże. Serbia ma swoje dziwactwa Niektóre mniej, niektóre bardziej odjechane. Serbowie, co ciekawe, patrzą na swój kraj dość bezkrytycznie. Oczywiście widzą biedę, korupcję, sprzedajnych polityków, są świadomi wszędobylskiego nepotyzmu i pewnej kastowości. Jednocześnie są dumni ze swojego kraju i z tego, kim są. Tam, gdzie inni widzą szarą biedę, śmieci i...

Radość nieszczególna

Mamy oto środek czerwca. Piękny to czas, pod wieloma względami, choć pod innymi jest to czas typu „na dwoje babka wróżyła”. Jedni się szczerze cieszą, inni cieszą się nieszczególnie. Gdy byłem młody, uwielbiałem środek czerwca. Ten powiew radości, gdy nie jest ważne, jakie będą oceny na świadectwie, nie jest ważne, ile starzy będą o nie sapać, bo wakacje za pasem. A wakacje, wiadomo, szał i luzik. Teraz, gdy jestem dużo starszy, wiem, że moje dzieci tak samo do tego podchodzą, bo cały czas pytają, ile jeszcze do końca szkoły. Ja, jako rodzic, truchleję. Dla mnie wakacje to taki mały, osobisty koszmar, gdy mam całą trójkę na łbie od rana do wieczora, bo przecież wiadomo, że jedyną radością z posiadania dzieci są te krótkie momenty, kiedy są w szkole. Gdy są w domu, wszystko idzie inaczej. Kiesyś to się działo! Gdy wybrzmi ostatni dzwonek, człowiek był wolny. Wszyscy stawaliśmy się wtedy wolnymi ludźmi, teoretycznie uwolnionymi od okowów, choć w praktyce wielu z nas musiało wtedy jeździć...

Kołem się toczyć

Minuta po północy, 1 czerwca 2025. Dziś druga tura wyborów prezydenckich. Oczywiście jeszcze nie znam jej wyników. Wy, którzy czytacie ten tekst później, wszystko już wiecie. Ja, w tym momencie, wiem tylko jedno: zaskoczenia żadnego nie było, nie ma i nie będzie. Udowodniły to wyniki pierwszej tury. Mówiąc krótko: Polacy sami wybrali i sami za to zapłacą. Historia kołem się toczy i to koło bezlitośnie miażdży. Szkoda, że za głupotę rodziców zapłacą nie tylko ich dzieci, ale jeszcze prawnuki owych dzieci. Potencjalnych, bo demografia kuleje i może być, że niedługo nie będzie komu płacić. Tak czy inaczej, panuje tak zwana cisza wyborcza i z tej okazji warto porozmawiać o czymś zupełnie innym. Jako że jest pierwszy czerwca, czyli Międzynarodowy Dzień Dziecka, proponuję porozmawiać o dzieciach. Historia się zaczyna Zaczyna się tak: kupiłem synkowi kosz (taki do koszykówki) na urodziny. Co prawda syn urodził się w sierpniu, ale wyraził chęć otrzymania wcześniejszego prezentu („bo inaczej st...

Piętnasty maja: trzy dni przed Godziną W

Dziś 15 Maja. Dzień, jak każdy inny, bo w gruncie rzeczy wszystkie dni są podobne. Kto, poza tymi, którzy mają dziś urodziny, wie, co zdarzyło się piętnastego maja? Bo przecież coś musiało, prawda? Wynika to z czystej i logicznej matematyki: ludzkość istnieje już długo, a dni w roku jest tylko 365. Siłą rzeczy coś ważnego musiało się wtedy wydarzyć. Chcecie wiedzieć, co? Anne Boleyn Dnia 15 maja Anno Domini 1536 Anne Boleyn, druga żona Henryka VIII została skazana w procesie, w którym zarzucano jej między innymi cudzołóstwo, kazirodztwo z jej bratem Jerzym i zdradę stanu (spisek mający na celu zabicie króla). Matka Elżbiety I i królowa Anglii cztery dni później zostanie ścięta. Jakie to ma dla nas znaczenie? W sumie niewielkie. Jest to jeden z tych licznych przypadków, gdy psychopatyczny kretyn robił to, co mu się podobało w imię swoich własnych, dziwacznych i niezrozumiałych celów. Robił to tylko dlatego, że mógł. A mógł, bo miał władzę, z której korzystał w nie mniejszym stopniu, niż...