Przejdź do głównej zawartości

Trzy odsłony Raju

All inclusive. Luksusowe wakacje. Egzotyczne kraje i pyszne jedzenie. Palmy i lazur morza. Zapach gorącego, białego piasku. Każdy zasługuje na tę odrobinę wyjątkowości. Ten przebłysk koloru. Na spokój i ciszę. To nagroda za cały rok szarej codzienności. To przedsmak Raju.

Nie ważne gdzie jesteś. Karaiby, Turcja, Tajlandia czy Bora-Bora. Tropiki są w gruncie rzeczy bardzo do siebie podobne. Palmy, plaża, różnokolorowe kwiaty, rozkosznie ciepła woda, głośne cykady i czasem odgłosy dżunglii. Wakacje typu all inclusive też są do siebie bardzo podobne. Różnią się oczywiście standardem, który przeważnie, choć nie zawsze, rośnie wprost proporcjonalnie do ceny. Ale nie o tym to będzie. Nie o tym.

Raju odsłona pierwsza

Śniadanie, obiad i kolacja. Przekąski całą dobę. Wszystkie możliwe alkohole. Obsługa podaje, pyta czy chcesz więcej i sprząta po tobie. Codziennie pucują twój pokój. Zmieniają ręczniki na świeże. I każdy się do ciebie uśmiecha. Każdy chce coś dla ciebie zrobić.

Co ty robisz? Ano, korzystasz z tego wszystkiego. Jesz, pijesz i weselisz się. Duch twój swobodny unosi się na falach. Dosłownie. Czas zwalnia a ty zatapiasz się w ekstazie. Unosisz się na falach wszechoceanu (ewentualnie basenu) o wodach tak ciepłych, że nie chcesz ich opuszczać. Twój mózg odpływa. Wyłącza się i w ten sposób odpoczywasz. Odrywasz się, choć na chwilę, od cywilizacji. Od telewizora, telefonu, internetu. Od wszystkich złych wiadomości i od niezdrowych nawyków współczesnego życia.

Tak musiał wyglądać Raj. Pierwotna kolebka ludzkości, bo ja głęboko wierzę, że ludzie nie zostali stworzeni do cierpienia. Zostali stworzeni do tego, żeby być szczęśliwymi i sami na siebie sprowadzili całą resztę. Opowieści o Raju to historie o pierwotnym stanie człowieka. O tym, że kiedyś ludzie byli szczęśliwi. Biblijny Eden to to miejsce, gdzie nic nie trzeba robić. Jest piękna pogoda i człowiek chodzi sobie nago, swobodny i pięknie opalony. Nie mierzy czasu i nie musi się o nic martwić, bo otoczenie go karmi i poi. Codzienne troski są zredukowane do minimum. Odpoczywasz. Jesteś tylko tu i teraz. Uwolniony od bagażu rzeczywistości roztapiasz się w absolucie. Nirwana.

Odsłona druga

Podczas pięknych, luksusowych wakacji wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni. Uśmiechają się do siebie, przepuszczają się w drzwiach. Obojętnie czego byś nie zrobił, jak byś się nie ubrał, wszyscy patrzą na ciebie bez zwyczajowego politowania w oczach. Idą się kąpać i zostawiają na leżakach telefony, tablety. Nikt nikogo nie okrada. Nikt nikogo nie napada. Nie boisz się, że ktoś poda ci pigułkę w piwie albo wrzuci przez okno worek z psimi odchodami.

Siedzę sobie i piję piwo w barze. Obok mnie rechoczą Niemcy. Nie wiem kim są, nie znam ich. A może ich dziadek był strażnikiem w obozie, w którym siedział mój dziadek? Przy drugim stoliku Ruscy. Dwie kobiety z dziećmi, chłopów brak. Mężów nie było, widziałem te dwie kobiety kilkakrotnie. Trudno mi było nie pomyśleć, że być może w tej chwili ich mężowie na wojnie zarabiają na te wakacje. A kto powiedział, że w ośrodku nie było Ukraińców? Może niejednokrotnie jedli przy stole obok Rosjan? Amerykanie obok Irakijczyków, Żydzi obok Syryjczyków. Turcy obok Greków.

Jedna, wielka, szczęśliwa rodzina. Nikt na nikogo nie szczeka i nikt nikogo głośno nie rozlicza. Ktoś może należeć do PiS, a ktoś do PO i ciągle będą kąpać się w jednym basenie. Uśmiechnięci, zadowoleni. Zupełnie jak na obrazku w tych broszurach rozdawanych przez Świadków Jehowy. Tam, na pięknej trawie leżą sobie baranki obok lwów, a tygrysy dają się głaskać dzieciom. Tam Biały i Murzyn, oboje radośni, przytulają do siebie małego Chińczyka. Czyż nie tak właśnie powienien wyglądać Raj?

Trzecia odsłona Raju

Nakładasz sobie na talerz, potem drugi i trzeci. Odsługa szybko uzupełnia jedzenie. Uśmiechnięci kelnerzy pytają, czy podać ci jeszcze coś do picia. Młode dziewczyny roznoszą drinki przy basenie. Gdy wypijesz, momentalnie sprzątają pustą szklankę. Przynoszą ci suchą podstawkę pod szklankę i miseczki z orzeszkami. Barmani mieszają dla ciebie co tam tylko chcesz. Nikt nie oczekuje napiwków i może dlatego wszyscy je dostają. Za swój dobry, szybki i niewymuszony serwis. Czasami jest bardziej “busy” i dłużej czekasz na napoje. Kolejka do baru bywa długa. Stłucze się komuś talerz, komuś wysypią się na podłogę frytki. Bywa też, w porze szczytu, że trzeba chwilę poczekać, aż przygotują dla ciebie stolik. I co? Ano nic. Każdy czeka i nikt nie szczeka.

A teraz słuchajcie, wy, których znam. Przyjaciele moi i znajomi. Ci, którzy pracowaliście, a wielu z was ciągle pracuje, w “zbiorowym żywieniu” pewnej dużej firmy. W wielkim resorcie jednocześnie przebywa z półtora tysiąca osób. Podobnie wielka zgraja przychodzi do was każdego dnia. Niby to samo, ale tak bardzo inaczej. Bo w hotelu nikt na nikogo nie napada, nie obraża. Tam nie krzyczy się na kelnerów i nie wyzywa kucharzy. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś prosił managera czy szefa zmiany, ciskał się i skarżył. Obsługa jest zadowolona i uśmiechnięta. Nie mają łatwej pracy i robią długie zmiany, ale w ich oczach nie widać ani obłędu, ani stresu. To gdzie jest sens i logika? I wiecie co? Te dzieciaki dostające napiwki w euro, biorąc oczywiście pod uwagę średnie zarobki w ich kraju, wcale nie zarabiają mniej niż wy, użerający się z hołotą w jednym z centrów cywilizacji, czyli w Londynie. Przepraszam, zagalopowałem się. Croydon ma z Londynem tyle wspólnego, co remiza w Małych Worach ze Złotymi Tarasami w Warszawie. Powiedzcie mi szczerze, przyjaciele. W porównaiu z tym, co wy codziennie robicie, czy praca w takim resorcie nie wydaje się wam Rajem?




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wypoczyn

Wróciliśmy z wakacji. Jak wspominałem wcześniej, w tym roku gościł nas Sopot, czyli niekwestionowana perła Bałtyku. Fajne były wakacje. Trzy tygodnie zleciały bardzo szybko. Nawet nie trzy, bo przecież droga sporo zajmuje. Obliczyłem, że w obie strony siedziałem za kółkiem w sumie 48 godzin. Dużo, ale mimo wszystko było warto. Podróż samochodem z Belgradu do Sopotu, nawet z jednym noclegiem po drodze, to wyczyn. W dodatku z jakichś dziwnych powodów zajmuje o wiele dłużej, niż pokazuje Google Maps. W ogóle, według mnie, wakacje, jeśli jedzie się na nie z małymi dziećmi, to dla rodziców trochę koszmar. Zorganizuj wszystko, spakuj, upchaj w samochodzie, a potem jedź dwanaście godzin, gdy z tylnego siedzenia słyszysz tylko wrzaski, kłótnie i narzekanie, że tyle to trwa, bo małe nie patrzą na to, że jadą jako pasażerowie i tylko czekają, aż zatrzymasz się po drodze w McDonaldzie. Dalej jest tak samo. Wypakuj, ułóż w szafach i biegaj, dbaj, organizuj i płać za każdą fanaberię, zmieniaj im ga...

Odzależnienie

Pamiętam, te czasy, gdy zakładałem sobie pierwsze konto mailowe. Dawno temu to było, gdy internet był już poniekąd powszechny, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, jak i po co z niego korzystać. Tak samo było z pocztą elektroniczną. Wszyscy zakładali konta, ale nikt do nikogo maili nie pisał. Świat dopiero zaczynał się zmieniać. Ludzie mieli telefony Nokia, cierpliwie stukali do siebie esemesy i grali w węża. Od samego początku byłem „człowiekiem Interii”. Oprócz tego były jeszcze dwa główne portale: WP i Onet. Teraz jest ich cała masa, wszystko i wszyscy mają swoje strony, ale jeśli chodzi o internetowe miejsca typu „1001 drobiazgów”, ciągle, już od tylu lat, najbardziej liczą się te same trzy. Lubiłem Interię. Tam miałem konto, tam czytałem wiadomości „z kraju i ze świata”. Zawsze wydawała mi się lepsza od innych, choć to kwestia gustu, sensowniej ułożona i bardziej przejrzysta, z lepszą, czytelniejszą strukturą. Nawet teraz tak jest. Wszystko ma tam swoje miejsce, podczas gdy ...

Podróż w czasoprzestrzeni

Kilkakrotnie już, pisząc o Serbii, wspominałem, że jest to kraj pełen swoistych dziwactw. Niby nic, bo każdy kraj i każdy naród ma swoją specyfikę, która często jest mniej lub bardziej dziwaczna dla innych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że patrzymy na innych przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i własnego, lepszego od innych (bo podszytego narodowym poczuciem wyższości) światopoglądu. Te rzeczy z czasem tonują się i pozwalają spojrzeć na świat bardziej obiektywnie, na co wpływ ma wiele czynników, między innymi podróże, które podobno kształcą, choć przecież wiadomo, że kształcą tylko inteligentnych, bo głupim i tak nic i nigdy nie pomoże. Serbia ma swoje dziwactwa Niektóre mniej, niektóre bardziej odjechane. Serbowie, co ciekawe, patrzą na swój kraj dość bezkrytycznie. Oczywiście widzą biedę, korupcję, sprzedajnych polityków, są świadomi wszędobylskiego nepotyzmu i pewnej kastowości. Jednocześnie są dumni ze swojego kraju i z tego, kim są. Tam, gdzie inni widzą szarą biedę, śmieci i...

Stado szaleńców

Napiszę dziś coś o wariatach. O niebezpieczeństwach. O głupcach. Napiszę też o zwierzętach, bo to wszystko się jakoś dziwnie łączy. Czemu niby nie porozmawiać o szaleństwie? Czemu nie zastanowić się, jak go wyeliminować? Wiecie, jak obecnie wygląda Polska? Mamy 460 posłów i 100 senatorów. To władza tak zwana ustawodawcza. Do tego dochodzi rząd i prezydent, czyli władza wykonawcza. W obecnym rządzie mamy ponad 100 ministrów i wiceministrów, do tego dochodzą jacyś dyrektorzy. Celowo nie wspominam reszty partyjniaków i administracji niższego szczebla, bo ci akurat niewiele mogą; są tylko po to, żeby wykonywać i wdrażać. Dlaczego o tym mówię? Bo to wszystko mniej niż tysiąc ludzi. W kraju, który liczy ponad trzydzieści siedem milionów. Załóżmy, że to mniej więcej trzy tysięczne procenta, mniej więcej. Niewiele, prawda? Mówi się też, że w Polsce jest około 200 tys. członków różnych partii politycznych. To mniej więcej pół procenta całości. Też jakoś tak mało. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, ...

Radość nieszczególna

Mamy oto środek czerwca. Piękny to czas, pod wieloma względami, choć pod innymi jest to czas typu „na dwoje babka wróżyła”. Jedni się szczerze cieszą, inni cieszą się nieszczególnie. Gdy byłem młody, uwielbiałem środek czerwca. Ten powiew radości, gdy nie jest ważne, jakie będą oceny na świadectwie, nie jest ważne, ile starzy będą o nie sapać, bo wakacje za pasem. A wakacje, wiadomo, szał i luzik. Teraz, gdy jestem dużo starszy, wiem, że moje dzieci tak samo do tego podchodzą, bo cały czas pytają, ile jeszcze do końca szkoły. Ja, jako rodzic, truchleję. Dla mnie wakacje to taki mały, osobisty koszmar, gdy mam całą trójkę na łbie od rana do wieczora, bo przecież wiadomo, że jedyną radością z posiadania dzieci są te krótkie momenty, kiedy są w szkole. Gdy są w domu, wszystko idzie inaczej. Kiesyś to się działo! Gdy wybrzmi ostatni dzwonek, człowiek był wolny. Wszyscy stawaliśmy się wtedy wolnymi ludźmi, teoretycznie uwolnionymi od okowów, choć w praktyce wielu z nas musiało wtedy jeździć...