Przejdź do głównej zawartości

Rzym: Potęga

Rzym to dwadzieścia siedem wieków historii, w których czasie Wieczne Miasto kształtowało i przebudowywało nasz świat. Dziś ciągną tam miliony turystów rocznie. Wszyscy chcą odetchnąć przeszłością. Poczuć echo dawnej potęgi. 

Chodzę sobie po Wiecznym Mieście. Zwiedzam, oglądam. Rozmyślam. Słucham opowieści przewodników. Doczytuję w internecie. Lubię Rzym. Spokojnie tam, pogodnie. Rozgrzane, pachnące ulice. Wchodzę do kościoła. W Rzymie jest wiele kościołów.

Kościoły

Podobno jest ich w Rzymie około 900. W Krakowie 360. W Pradze tylko 141, co mnie dziwi, bo zawsze myślałem, że stolica Czech jest naszpikowana kościołami.

Lubię kościoły. Są ciche i spokojne. Ładnie pachną, choć to kwestia gustu. Ciekawe jest, że wszystkie pachną tak samo: odległym, dawno zgaszonym kadzidłem. Ja nie wiem, czy to, czym księża tam kopcą, jest takie mocne i wchodzi w te wszystkie rzeźby i malowidła, czy może takie trwałe, i zastyga w powietrzu na wieki? Lubię to, że w kościołach jest zawsze chłodno. Przyjemnie jest zejść w letni dzień z rozgrzanej ulicy i usiąść w cichym wnętrzu. Bo w kościołach, poza oficjalnymi imprezami niewiele się dzieje. I wtedy właśnie są najładniejsze. Najbardziej przystępne.

Wchodzę przez główne wrota, okute metalem, sczerniałe drewno, i idę główną nawą. Posadzka jest śliska. Wydeptana milionami szurających stóp, wyślizgana setkami przepływających lat. Piękna, bo posadzka w kościele jest tym, czym jest: świadectwem.

Przez prawie dwa tysiące lat Kościół utożsamiał potęgę. Był potęgą. Dziewięćset kościołów w samym Rzymie. Pięćset w samych Pradze i Krakowie. A ile parafii w Polsce? Ile w samej tylko Europie? I wszystko to z pełną obsadą. Ile to ludzi? Ludzi, którzy nic przecież nie robią, nie produkują. A utrzymać ich trzeba. I było trzeba, przez tyle wieków. Weź biedny chłopie, zarżnij się i zarób, a potem oddaj, część dla pana, część dla wójta i część dla plebana. Resztą się wesel, boć przeca należy się też i weselić, ale tylko, gdy czas po temu!

Wchodzę do środka kościoła i myślę o tych wszystkich zdobieniach, malowidłach. Wyobrażam sobie datki od wiernych. Ile na to wszystko szło? A kościoły musiały być takie: wielkie, potężne, przytłaczające. Pięknie zdobione i niezrozumiałe, bo inaczej szaraczkowie by się nie bali. Nie czuliby respektu. I to jest prawdziwa potęga. Coś, co istnieje tyle lat, nie zarabia na siebie, a tylko naucza, każe i wymaga. A przy tym rośnie i przytłacza. Ciekawe. Zamiast wydać te pieniądze na coś pożytecznego, wydawano je na to, żeby fasada, jak by nie była pusta, często zakłamana, była imponująca.

Idealne przedsiębiorstwo, które zaprzepaściło dwa tysiące lat w niecałe czterdzieści. Tylko dlatego, że jego kierownictwo, przez tyle lat będąc topowymi biznesmenami, nie potrafiło się dostosować i odpowiedzieć na zmiany. A może myśleli, że ich nic nie ruszy, bo tacy są potężni? Cóż, właśnie dlatego upadają imperia. Przez zarozumiałość.

Mussolini

To było dopiero gość. Paranoik i megaloman. Kompleksy i niewiarygodne ego. Podobno lubił ubierać się w rzymską togę i tak paradował. Był tak dumy z przeszłości swojego narodu, że nie dostrzegał, jak mało mają współcześni Włosi wspólnego ze starożytnymi Rzymianami. Oczywiście poza miejscem zamieszkania, zresztą podobnie jak współcześni Egipcjanie z Cheopsem. A jednak miał to coś, co sprawiało, że ludzie go słuchali. Cecha dobrego polityka (cwaniaka?): nawet jeśli pieprzy totalne głupoty, kłamie i zaprzecza sam sobie, to ludzie i tak klaszczą.

Benito lubił Piazza Venezia i Pomnik Wiktora Emanuela II. To zrozumiałe, bo Vittoriano, czyli Ołtarz Ojczyzny, wygląda tak bardzo “Rzymsko”, tak bardzo potężnie. Benito. Mówimy tu o jednym tylko człowieku, tylko jednej jednostce, która była potężna. Miała moc sprawczą.

Wieść gminna niesie, że Benito kazał przekopać drogę przez starożytne rzymskie fora. Zniszczył część przeszłości, zdemolował historię. Tylko dlatego, żeby mieć ze swojego biura widok na Koloseum. Ale dawno to było. Dziś takie rzeczy wydają się niezrozumiałe. Dziś wyborcy nigdy by się nie zgodzili na takie ekstrawagancje. Oczywiście pod warunkiem, że ktoś by ich o to zapytał. Myślę, że Mussolini też nikogo nie pytał. Ani musiał, ani chciał. Nas też przecież o nic nie pytają. Robią, co tylko chcą, choć zawsze w naszym imieniu.

Pałac na Palatynie

Palatyn to ważne wzgórze. Wznosi się pośrodku Rzymu. U jego stóp leży Forum Romanum, po prawej jest Koloseum a po lewej Kapitol. Tradycyjnie zarezerwowane dla elity, z czasem stało się wyłączną domeną cesarzy, którzy tam właśnie mieszkali, mając u swych stóp cały ówczesny świat.

Razu pewnego jeden cesarz nakazał przebudować swój pałac. Powód? Widział z pałacu Koloseum, ale nie widział znajdującego się po przeciwnej stronie wzgórza Circus Maximus. A chciał widzieć. Dlatego przebudowali. Dodajmy, że nie była to najdziwniejsza z zachcianek rzymskich władców.

Ja myślę o czym innym. Jeden człowiek. Jedna zachcianka. Jedna decyzja.

Drobne cwaniaczki

Chodzę sobie po Wiecznym Mieście. Zwiedzam, oglądam. Rozmyślam. Wchodzę do kościołów. Odwiedzam Watykan i chłonę Bazylikę Św. Piotra. Wspinam się na Vittoriano i patrzę na kolumnę Trajana. Niedaleko jest Palatyn. Nie jest to specjalnie wysokie wzgórze, ale kiedyś było to centrum świata. Źródło prawdziwej potęgi.

Teraz na świecie też są potężni ludzie. Bardzo bogaci i wpływowi, których nazwisk nawet nie znamy. Potrafią wiele, mają moc sprawczą. Mogą wywoływać wojny, obalać rządy, demolować kraje według własnego widzimisię. Mogą kupować ludzi całymi pęczkami albo wpływać na decyzje polityków, którzy potem podejmują długofalowe decyzje, jakich żaden rozsądnie myślący absolwent podstawówki nigdy by nie podjął. Są silni, bo mają ciężarówki pieniędzy. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że poza tym nie mają wiele więcej. Że gdyby odebrać im pieniądze, a dzięki tym możliwość kupowania i korumpowania innych, niewiele by im zostało. Owszem, mogą kazać przenieść swoją posiadłość z jednej strony prywatnej wyspy na drugą, ale tylko dlatego, że ich na to stać. Kościół był potężny, bo miliony w niego wierzyły. Mussolini mógł po prostu zbudować drogę, żeby mieć swój upragniony widok. A rzymski cesarz nie musiał się niczym przejmować. Nie musiał szczuć czy kombinować. Jednym skinieniem wysyłał legiony tam, gdzie tylko chciał.

Tak sobie myślę o dzisiejszych politykach. Ludziach, którzy uprawiają swoje małe gierki, a wydaje im się, że są tacy ważni. Patrzą na innych z góry, a przecież siedzą tam, gdzie siedzą tylko dzięki wynaturzeniom systemu. Burki o podwórzowym rodowodzie, które z jakichś powodów uważają się za lepszych od zwykłych ludzi. Widzimy ich wszyscy, jak ścierwią się w mediach, rzucają się na siebie, z tymi spoconymi, wieprzowymi twarzami, bezczelni i chamscy. Butni, właśnie dlatego, że wydaje im się, że tak wiele mogą. Tymczasem ich siła, to siła drobnych łapówkarzy, małych piesków, które muszą szczekać tak, jak pan każe, bo inaczej wywali z podwórka jednym kopem. Potężni, bo mogą szwagrowi załatwić posadę w urzędzie miasta i gminy.

Patrzę na to wszystko, a nie chodzi mi tylko o cuda dziejące się w roku wyborczym i czasem już nie wiem, kto tu jest głupszy i czy to aby nie my, skoro sobie na takie coś notorycznie pozwalamy. A przecież widać, kto obecnie garnie się do polityki. W znakomitej większości, bo przecież i tam trafią się normalni ludzie, tacy “z powołania”, to albo cwaniaczki, dla których jest to wygodna droga życia (często wielopokoleniowa), albo nieudacznicy. Tacy, którzy mieli niefajne dzieciństwo, nie lubili ich rodzice albo po prostu byli klasowymi ofiarami, których wszyscy kopali po dupie i dlatego, pełni kompleksów idą tam, gdzie idą. Tego typu ludzie spędzają dnie i noce, żyjąc w świecie fantazji, marząc o tym, żeby mogli coś wreszcie znaczyć. Żeby inni w końcu spojrzeli na nich z podziwem. Polityka, ta ułuda prawdziwej władzy, daje im taką możliwość, dlatego ciągną do niej, jak ćmy do świeczki.

Jakoś nie wyciągamy z tego wniosków.

Przecież od zawsze wiadomo że ci, którzy pożądają władzy, nigdy nie powinni jej dostać. A ciągle ją dostają. Ba, przeważnie sami im ją wręczamy.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Odzależnienie

Pamiętam, te czasy, gdy zakładałem sobie pierwsze konto mailowe. Dawno temu to było, gdy internet był już poniekąd powszechny, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, jak i po co z niego korzystać. Tak samo było z pocztą elektroniczną. Wszyscy zakładali konta, ale nikt do nikogo maili nie pisał. Świat dopiero zaczynał się zmieniać. Ludzie mieli telefony Nokia, cierpliwie stukali do siebie esemesy i grali w węża. Od samego początku byłem „człowiekiem Interii”. Oprócz tego były jeszcze dwa główne portale: WP i Onet. Teraz jest ich cała masa, wszystko i wszyscy mają swoje strony, ale jeśli chodzi o internetowe miejsca typu „1001 drobiazgów”, ciągle, już od tylu lat, najbardziej liczą się te same trzy. Lubiłem Interię. Tam miałem konto, tam czytałem wiadomości „z kraju i ze świata”. Zawsze wydawała mi się lepsza od innych, choć to kwestia gustu, sensowniej ułożona i bardziej przejrzysta, z lepszą, czytelniejszą strukturą. Nawet teraz tak jest. Wszystko ma tam swoje miejsce, podczas gdy ...

Podróż w czasoprzestrzeni

Kilkakrotnie już, pisząc o Serbii, wspominałem, że jest to kraj pełen swoistych dziwactw. Niby nic, bo każdy kraj i każdy naród ma swoją specyfikę, która często jest mniej lub bardziej dziwaczna dla innych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że patrzymy na innych przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i własnego, lepszego od innych (bo podszytego narodowym poczuciem wyższości) światopoglądu. Te rzeczy z czasem tonują się i pozwalają spojrzeć na świat bardziej obiektywnie, na co wpływ ma wiele czynników, między innymi podróże, które podobno kształcą, choć przecież wiadomo, że kształcą tylko inteligentnych, bo głupim i tak nic i nigdy nie pomoże. Serbia ma swoje dziwactwa Niektóre mniej, niektóre bardziej odjechane. Serbowie, co ciekawe, patrzą na swój kraj dość bezkrytycznie. Oczywiście widzą biedę, korupcję, sprzedajnych polityków, są świadomi wszędobylskiego nepotyzmu i pewnej kastowości. Jednocześnie są dumni ze swojego kraju i z tego, kim są. Tam, gdzie inni widzą szarą biedę, śmieci i...

Radość nieszczególna

Mamy oto środek czerwca. Piękny to czas, pod wieloma względami, choć pod innymi jest to czas typu „na dwoje babka wróżyła”. Jedni się szczerze cieszą, inni cieszą się nieszczególnie. Gdy byłem młody, uwielbiałem środek czerwca. Ten powiew radości, gdy nie jest ważne, jakie będą oceny na świadectwie, nie jest ważne, ile starzy będą o nie sapać, bo wakacje za pasem. A wakacje, wiadomo, szał i luzik. Teraz, gdy jestem dużo starszy, wiem, że moje dzieci tak samo do tego podchodzą, bo cały czas pytają, ile jeszcze do końca szkoły. Ja, jako rodzic, truchleję. Dla mnie wakacje to taki mały, osobisty koszmar, gdy mam całą trójkę na łbie od rana do wieczora, bo przecież wiadomo, że jedyną radością z posiadania dzieci są te krótkie momenty, kiedy są w szkole. Gdy są w domu, wszystko idzie inaczej. Kiesyś to się działo! Gdy wybrzmi ostatni dzwonek, człowiek był wolny. Wszyscy stawaliśmy się wtedy wolnymi ludźmi, teoretycznie uwolnionymi od okowów, choć w praktyce wielu z nas musiało wtedy jeździć...

Kołem się toczyć

Minuta po północy, 1 czerwca 2025. Dziś druga tura wyborów prezydenckich. Oczywiście jeszcze nie znam jej wyników. Wy, którzy czytacie ten tekst później, wszystko już wiecie. Ja, w tym momencie, wiem tylko jedno: zaskoczenia żadnego nie było, nie ma i nie będzie. Udowodniły to wyniki pierwszej tury. Mówiąc krótko: Polacy sami wybrali i sami za to zapłacą. Historia kołem się toczy i to koło bezlitośnie miażdży. Szkoda, że za głupotę rodziców zapłacą nie tylko ich dzieci, ale jeszcze prawnuki owych dzieci. Potencjalnych, bo demografia kuleje i może być, że niedługo nie będzie komu płacić. Tak czy inaczej, panuje tak zwana cisza wyborcza i z tej okazji warto porozmawiać o czymś zupełnie innym. Jako że jest pierwszy czerwca, czyli Międzynarodowy Dzień Dziecka, proponuję porozmawiać o dzieciach. Historia się zaczyna Zaczyna się tak: kupiłem synkowi kosz (taki do koszykówki) na urodziny. Co prawda syn urodził się w sierpniu, ale wyraził chęć otrzymania wcześniejszego prezentu („bo inaczej st...

Piętnasty maja: trzy dni przed Godziną W

Dziś 15 Maja. Dzień, jak każdy inny, bo w gruncie rzeczy wszystkie dni są podobne. Kto, poza tymi, którzy mają dziś urodziny, wie, co zdarzyło się piętnastego maja? Bo przecież coś musiało, prawda? Wynika to z czystej i logicznej matematyki: ludzkość istnieje już długo, a dni w roku jest tylko 365. Siłą rzeczy coś ważnego musiało się wtedy wydarzyć. Chcecie wiedzieć, co? Anne Boleyn Dnia 15 maja Anno Domini 1536 Anne Boleyn, druga żona Henryka VIII została skazana w procesie, w którym zarzucano jej między innymi cudzołóstwo, kazirodztwo z jej bratem Jerzym i zdradę stanu (spisek mający na celu zabicie króla). Matka Elżbiety I i królowa Anglii cztery dni później zostanie ścięta. Jakie to ma dla nas znaczenie? W sumie niewielkie. Jest to jeden z tych licznych przypadków, gdy psychopatyczny kretyn robił to, co mu się podobało w imię swoich własnych, dziwacznych i niezrozumiałych celów. Robił to tylko dlatego, że mógł. A mógł, bo miał władzę, z której korzystał w nie mniejszym stopniu, niż...