Przejdź do głównej zawartości

Czasy ciekawe

Wszyscy chyba znamy powiedzenie: „obyś żył w ciekawych czasach”. Nigdy nie zastanawiamy się, czy jest w nim jakiś sens. Bo co to niby ma znaczyć? Gdyby tak popatrzeć wstecz, ale tak naprawdę wstecz, mniej więcej do początków znanej nam historii (można też ewentualnie przeczytać podręcznik do historii), to wyraźnie widać, że w zasadzie nie było dotychczas czasów „nieciekawych”.

Powiedzenie jest swojego rodzaju przekleństwem. Czego życzy nam ktoś, kto mówi, żebyśmy żyli w czasach ciekawych? Żeby wszystko było fajnie? Może spokojnie? Żebyśmy żyli dostatnio, bez chorób, bez wojen, żebyśmy podbijali kosmos i żeby wszyscy wyżywali się w takich zajęciach, w jakich sami chcemy, zamiast męczyć się w tych, które wymyślają dla nas inni?

Otóż nie. „Ciekawe czasy” oznaczają dzikie skoki historii, wygłupy rządzących, wojny, biedę i inne nieszczęścia, wliczając w to kataklizmy naturalne, a wtedy przecież zwykli ludzie mają zazwyczaj przechlapane. Faktem jest, że tak zwani normalni ludzie wcale nie chcą żyć w „ciekawych czasach”, preferując raczej te spokojne i monotonne, gdzie każdy żyje sobie, jak chce i, w wariancie idealnym, stać go na przyzwoite, godne życie. To rozejrzyjmy się teraz dookoła. W jakich czasach żyjemy?

Dzieje się teraz na świecie

Oj, dzieje się. Na różnych poziomach. Na przykład na poziomie transakcyjnym. Jak zawsze próbuje się różne rzeczy przehandlować – czyli dogadać się co do stref i sfer. Wystarczy popatrzeć na to, co dzieje się u naszego wschodniego sąsiada.

Oto do niedawna jeden z ostatnich wolnych krajów europejskich. Takich, które jeszcze nie należały do nikogo. Owszem, mieli różnie, zjadała ich korupcja, rządziła nimi jakaś podejrzana kasta bogaczy i kombinatorów (zresztą podobnie jak większością krajów), ale byli sami dla siebie. Mieli swój kraj. Mogli wszystko. A dali się zmanipulować. Słuchali podszeptów cwaniaków i teraz ich już nie ma. Dużo umarło, więcej wyjechało i nigdy nie wrócą. Z tych co pozostali zrobiono niewolników. I nie mają już swojego kraju. Wielcy tego świata porozumieli się ponad podziałami: jedni wezmą ziemię na zachodzie, a ci drudzy wezmą to, co na wschodzie pod ziemią. Pomiędzy zostanie bieda z nędzą. Bo w tym wypadku nie ma „tych złych”, ani „tych dobrych”. Liczy się tylko ich wspólny interes. Etykietki typy „zły” i „dobry” są dla pospólstwa.

No i Syria. Upadek, mówią, reżimu. Grupy bojowników, tak zwanych opozycjonistów, zjednoczyły się. Wsiedli na motorki i brawurowym rajdem zajęli miasta, wypychając regularną armię rządową. Taki sukces. A dyktator zdążył uciec. W dodatku z wygnania zaapelował do rodaków o pokojowe przekazanie władzy.

Mnie się wydaje, że Assad uciekł z kraju już dużo wcześniej. Armia syryjska też zresztą stawiała wyjątkowo niemrawy opór. Całkiem być może, że Syrię przehandlowano, prawdopodobnie za część Ukrainy. Teraz ją rozbiorą na strefy wpływów. Będzie się tam działo, oczywiście w imieniu wolności. Niektórzy przywódcy tych bojowników to dość znane figury. Fundamentaliści, bandyci i terroryści. Jeden z nich był na liście poszukiwanych przez USA terrorystów i za jego głowę wyznaczono 10 mln dolarów nagrody. Teraz będzie wprowadzał demokrację. Po to, by ktoś mógł pompować z Syrii ropę. A Syryjczycy będą żyli w ciekawych czasach.

I wszyscy razem: Demokracja! Konstytucja!

Obserwujemy różnego rodzaju ciekawe ruchy. Takie bardziej zamaszyste.

Strzelano do obecnego prezydenta elekta Donalda Trumpa. Strzelano do Roberta Fico.

Scholz uderzył się przypadkiem w oko, a Macronowi robią w kraju kolejną zadymę. Widocznie nie chciał się na coś zgodzić i patrzcie, jak szybko przyleciał do Polski.

Byliśmy świadkami cudu wyborczego w Mołdawii, gdzie pani prezydent z rumuńskim paszportem po raz drugi usadowiła się na tronie. Działy się tam ciekawe rzeczy, o których wspomniana prezydent rzecz jasna nie wiedziała. Wspomnieć wypada tylko przygotowanie zbyt małej ilości kart do głosowania dla diaspory i alarm bombowy, w wyniku którego zamknięto pewien most i sporo ludzi na głosowanie nie dojechało.

Tak z tydzień temu jakiś losowo wybrany facet (czytaj: poseł) w Niemczech wyskoczył z ideą delegalizacji partii AfD. Powiedział, cytuję: „Obecnie, w sytuacji zagrożenia demokracji, posiadamy odpowiednie narzędzia prawne, które pozwalają wykluczyć takie partie z demokratycznej konkurencji, niezależnie od ich popularności wśród wyborców, jeśli nie przestrzegają zasad demokracji”. Czyli jak ktoś się stawia, a nam się to nie podoba, to można go zdelegalizować. W imię demokracji. Nawet jeśli większość go demokratycznie wybrała.

W Gruzji się leją na ulicach, bo pani prezydent nie chce uznać parlamentu. Który wybrano w demokratycznych wyborach. Nie uzna i już. Jego skład prawie nie różni się od składu poprzedniego parlamentu, który uznawała. W dodatku wcześniej zapowiedziała, że po wyborach prezydenckich , ona ze stanowiska nie ustąpi i wyniku wyborów nie uzna. Jeszcze nie wiedziała, jaki wynik będzie, ale już mówiła, że nie uzna. Wybory odbyły się wczoraj (14 grudnia 2024), pod parlamentem protesty, zaprzysiężenie nowego prezydenta pod koniec roku. Widać, że w Gruzji ciekawie. Nie chcieli otworzyć drugiego frontu z Rosją (mimo nacisków z zewnątrz, jak publicznie wyznał ichni premier), to im zrobili drugi Majdan.

No i na to wszystko Rumunia. W pierwszej turze wyborów prezydenckich zwyciężył ktoś, kogo zwycięstwa się nie spodziewano. Niejaki Georgescu. I sąd konstytucyjny unieważnił pierwszą turę wyborów. Bo kandydat był prorosyjski i pomagali mu z zewnątrz. Na co były podobno dowody. Według mnie kandydat był raczej antyamerykański niż prorosyjski, a już na pewno anty wojenny i prorumuński. Dowodów oczywiście zapomniano przedstawić. Czyli, w sytuacji tak zwanego zagrożenia demokracji, są narzędzia i są tacy, którzy nie zawahają się ich użyć. Można zdelegalizować, usunąć, unieważnić. Ewentualnie dziabnąć nożem.

A za naszą wschodnią granicą kadencja parlamentu wygasła już pewnie z półtora roku temu. Kadencja pełniącego obecnie obowiązki prezydenta wygasła już siedem miesięcy temu. Czyli wychodzi, że on uzurpator. I ludzi na siłę łapie po ulicach i wciela. Tymczasem na Putina mówią, że dyktator i że reżim. A na Ukrainie to co, wolność i demokracja? W dodatku, ale tak szczerze, czy można uznać legalność władzy, która wskoczyła na stołek w wyniku siłowego przejęcia? Weź się tu połap w tym wszystkim.

Czasy ciekawe

Dzieje się sporo. Świat się zmienia. Rysuje się wyraźny podział. Moim zdaniem mylą się ci, którzy sądzą, że dotychczasowy hegemon się szarpie i walczy o zachowanie swojej pozycji, albo że nie zdaje sobie sprawy. On sobie dokładnie zdaje sprawę. Dobrze wie, co się dzieje i właśnie dlatego się dogadują. Żeby podzielić nowy tort, bo świat nie będzie jednobiegunowy. Po prostu nie może być. Ilu biegunowy będzie, nie wiadomo. Zobaczymy też, kto pod jakim biegunem skończy.

Na koniec warto zacytować proroka Orwella. Póki jeszcze można (w niektórych hrabstwach na Florydzie wycofano go z bibliotek szkolnych uznając, że jest nieodpowiedni dla młodzieży w pewnym wieku).

„Rozpad świata na trzy wielkie supermocarstwa były wydarzeniem nietrudnym do przewidzenia już pod koniec pierwszej połowy dwudziestego wieku. Dwa z trzech istniejących mocarstw, Eurazja i Oceania, powstały właściwie z chwilą wchłonięcia Europy przez Związek Radziecki oraz Imperium Brytyjskiego przez Stany Zjednoczone. Trzecie, Wschódazja, wyłoniło się jako odrębna jednostka dopiero po następnym dziesięcioleciu chaotycznych walk”.

„Zmieniając sojusze, trzy supermocarstwa ustawicznie prowadzą ze sobą wojnę (...). Jej cele są ograniczone, a prowadzący ją przeciwnicy nie potrafią się pokonać, nie walczą o nic konkretnego i nawet nie dzielą ich żadne zasadnicze różnice natury ideologicznej”.

„Chcąc zrozumieć charakter obecnej wojny - a cały czas jest to ta sama wojna, choć co kilka lat następuje zmiana sojuszy - po pierwsze należy sobie w pełni uzmysłowić, że nigdy nie zakończy się ona zdecydowanym zwycięstwem”.

„Mocarstwo okupujące albo równikową Afrykę, albo kraje Bliskiego Wschodu (...) dysponuje dziesiątkami lub setkami milionów źle opłacanych, pracowitych kulisów. Mieszkańcy tych obszarów, gdzie bardziej lub mniej jawnie wprowadzono niewolnictwo, przechodzą nieustannie z rąk do rąk kolejnych najeźdźców, dla których ich życie nie przedstawia żadnej wartości; umieralność tubylców wkalkulowana jest tak samo jak koszt węgla czy ropy w cenę wzrostu produkcji broni niezbędnej do dalszych podbojów i powiększania siły roboczej, koniecznej do dalszego wzrostu produkcji broni w celu dalszych podbojów dla zdobycia jeszcze większej siły roboczej - i tak w nieskończoność”.

Tyle opublikowany w roku 1949 „Rok 1984”. Teraz mamy rok 2024. Ciągle żyjemy w ciekawych czasach. I tak w nieskończoność.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Odzależnienie

Pamiętam, te czasy, gdy zakładałem sobie pierwsze konto mailowe. Dawno temu to było, gdy internet był już poniekąd powszechny, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, jak i po co z niego korzystać. Tak samo było z pocztą elektroniczną. Wszyscy zakładali konta, ale nikt do nikogo maili nie pisał. Świat dopiero zaczynał się zmieniać. Ludzie mieli telefony Nokia, cierpliwie stukali do siebie esemesy i grali w węża. Od samego początku byłem „człowiekiem Interii”. Oprócz tego były jeszcze dwa główne portale: WP i Onet. Teraz jest ich cała masa, wszystko i wszyscy mają swoje strony, ale jeśli chodzi o internetowe miejsca typu „1001 drobiazgów”, ciągle, już od tylu lat, najbardziej liczą się te same trzy. Lubiłem Interię. Tam miałem konto, tam czytałem wiadomości „z kraju i ze świata”. Zawsze wydawała mi się lepsza od innych, choć to kwestia gustu, sensowniej ułożona i bardziej przejrzysta, z lepszą, czytelniejszą strukturą. Nawet teraz tak jest. Wszystko ma tam swoje miejsce, podczas gdy ...

Radość nieszczególna

Mamy oto środek czerwca. Piękny to czas, pod wieloma względami, choć pod innymi jest to czas typu „na dwoje babka wróżyła”. Jedni się szczerze cieszą, inni cieszą się nieszczególnie. Gdy byłem młody, uwielbiałem środek czerwca. Ten powiew radości, gdy nie jest ważne, jakie będą oceny na świadectwie, nie jest ważne, ile starzy będą o nie sapać, bo wakacje za pasem. A wakacje, wiadomo, szał i luzik. Teraz, gdy jestem dużo starszy, wiem, że moje dzieci tak samo do tego podchodzą, bo cały czas pytają, ile jeszcze do końca szkoły. Ja, jako rodzic, truchleję. Dla mnie wakacje to taki mały, osobisty koszmar, gdy mam całą trójkę na łbie od rana do wieczora, bo przecież wiadomo, że jedyną radością z posiadania dzieci są te krótkie momenty, kiedy są w szkole. Gdy są w domu, wszystko idzie inaczej. Kiesyś to się działo! Gdy wybrzmi ostatni dzwonek, człowiek był wolny. Wszyscy stawaliśmy się wtedy wolnymi ludźmi, teoretycznie uwolnionymi od okowów, choć w praktyce wielu z nas musiało wtedy jeździć...

Wypoczyn

Wróciliśmy z wakacji. Jak wspominałem wcześniej, w tym roku gościł nas Sopot, czyli niekwestionowana perła Bałtyku. Fajne były wakacje. Trzy tygodnie zleciały bardzo szybko. Nawet nie trzy, bo przecież droga sporo zajmuje. Obliczyłem, że w obie strony siedziałem za kółkiem w sumie 48 godzin. Dużo, ale mimo wszystko było warto. Podróż samochodem z Belgradu do Sopotu, nawet z jednym noclegiem po drodze, to wyczyn. W dodatku z jakichś dziwnych powodów zajmuje o wiele dłużej, niż pokazuje Google Maps. W ogóle, według mnie, wakacje, jeśli jedzie się na nie z małymi dziećmi, to dla rodziców trochę koszmar. Zorganizuj wszystko, spakuj, upchaj w samochodzie, a potem jedź dwanaście godzin, gdy z tylnego siedzenia słyszysz tylko wrzaski, kłótnie i narzekanie, że tyle to trwa, bo małe nie patrzą na to, że jadą jako pasażerowie i tylko czekają, aż zatrzymasz się po drodze w McDonaldzie. Dalej jest tak samo. Wypakuj, ułóż w szafach i biegaj, dbaj, organizuj i płać za każdą fanaberię, zmieniaj im ga...

Stado szaleńców

Napiszę dziś coś o wariatach. O niebezpieczeństwach. O głupcach. Napiszę też o zwierzętach, bo to wszystko się jakoś dziwnie łączy. Czemu niby nie porozmawiać o szaleństwie? Czemu nie zastanowić się, jak go wyeliminować? Wiecie, jak obecnie wygląda Polska? Mamy 460 posłów i 100 senatorów. To władza tak zwana ustawodawcza. Do tego dochodzi rząd i prezydent, czyli władza wykonawcza. W obecnym rządzie mamy ponad 100 ministrów i wiceministrów, do tego dochodzą jacyś dyrektorzy. Celowo nie wspominam reszty partyjniaków i administracji niższego szczebla, bo ci akurat niewiele mogą; są tylko po to, żeby wykonywać i wdrażać. Dlaczego o tym mówię? Bo to wszystko mniej niż tysiąc ludzi. W kraju, który liczy ponad trzydzieści siedem milionów. Załóżmy, że to mniej więcej trzy tysięczne procenta, mniej więcej. Niewiele, prawda? Mówi się też, że w Polsce jest około 200 tys. członków różnych partii politycznych. To mniej więcej pół procenta całości. Też jakoś tak mało. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, ...

Podróż w czasoprzestrzeni

Kilkakrotnie już, pisząc o Serbii, wspominałem, że jest to kraj pełen swoistych dziwactw. Niby nic, bo każdy kraj i każdy naród ma swoją specyfikę, która często jest mniej lub bardziej dziwaczna dla innych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że patrzymy na innych przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i własnego, lepszego od innych (bo podszytego narodowym poczuciem wyższości) światopoglądu. Te rzeczy z czasem tonują się i pozwalają spojrzeć na świat bardziej obiektywnie, na co wpływ ma wiele czynników, między innymi podróże, które podobno kształcą, choć przecież wiadomo, że kształcą tylko inteligentnych, bo głupim i tak nic i nigdy nie pomoże. Serbia ma swoje dziwactwa Niektóre mniej, niektóre bardziej odjechane. Serbowie, co ciekawe, patrzą na swój kraj dość bezkrytycznie. Oczywiście widzą biedę, korupcję, sprzedajnych polityków, są świadomi wszędobylskiego nepotyzmu i pewnej kastowości. Jednocześnie są dumni ze swojego kraju i z tego, kim są. Tam, gdzie inni widzą szarą biedę, śmieci i...