Przejdź do głównej zawartości

Nierzeczywistość skandaliczna

Kiedyś, dawno temu, było takie czasopismo jak „Skandale”. Swoiste połączenie taniej sensacji, głupoty i naiwności, dość charakterystycznych dla absurdów epoki ustrojowej transformacji. Dzisiaj, trzydzieści lat później, epoka transformacji wydaje się wciąż trwać. Podobnie tania sensacja, głupota i naiwność; ciągle mają się dobrze. „Skandale” wcale nie zniknęły z rynku. Przemalowały się tylko i zaadaptowały do nowej rzeczywistości.

„Skandale” był to swoiście piękny, nieprawdopodobny, kiepsko wydany i jeszcze gorzej wydrukowany szmatławiec. Zawsze zastanawiałem się, co kieruje wydawcą takiego kuriozum, choć raczej należałoby zadać pytanie, co kieruje ludźmi, którzy coś takiego kupują i w dodatku za to płacą. Mimo że mocno durnowate, „Skandale” były w swoim czasie całkiem poczytne i sporo ludzi traktowało je całkiem poważnie.

Gdy byłem mały, chciałem pracować w „Skandalach”, co samo w sobie jeszcze mnie nie skreśla, bo w pewnym momencie chciałem też być czołgistą, a nie jestem przekonany, które z tych dwóch jest bardziej głupie. Miałem wtedy pewnie z osiemnaście lat, a w takim wieku trochę się jednak o przyszłości myśli, poza tym były to w końcu czasy ustrojowej przemiany. Z dużą ostrością widziałem siebie, jak siedzę osiem godzin za biurkiem i wymyślam coraz bardziej durne i absurdalne historie, kasując za to pokaźną wypłatę. Wydawało mi się, że byłaby to dla mnie idealna robota, takie połączenie przyjemnego z pożytecznym, bez oglądania się za siebie. I pewnie byłaby to niezła robota, gdybym tylko zdołał się ją dostać. I gdybym w pewnym momencie nie doszedł do wniosku, że idealnym, najpiękniejszym i najbardziej sensownym zajęciem na świecie jest kopanie dziury w ziemi (oczywiście pod warunkiem, że ktoś ci za to płaci, bo z samego romantyzmu ciężko wyżyć).

Dziś nie ma już „Skandali”. Czasami łezka się w oku kręci. Pamiętam niektóre z artykułów. Na przykład ten o latającym potworze, który wylągł się w grotach pod Warszawą i terroryzował stołeczne miasto. Do dziś pamiętam ilustrujące artykuł zdjęcie: nieudolnie wklejoną sylwetkę pterodaktyla, przelatującego obok Pałacu Kultury. Albo artykuł o maści na porost zębów. Ach, te piękne, dawne czasy, w których wykluwały się obecnie panujące niefrasobliwość i naiwność, w których dopiero kiełkowało dwójmyślenie i zaczynała zanikać nasza pamięć krótkotrwała! Czasami zastanawiam się, gdzie podziały się te słynne „Skandale”. Potem odpalam komputer i już wiem. One ciągle istnieją. Ciągle są miejsca, które dumnie pielęgnują ducha „Skandali”, choć obecnie więcej w nich literówek, kiepskiej gramatyki, a stylistyka jest rodem z przedszkola. Mniej w nich za to wyobraźni. Taka na przykład Interia.

Patrzę i oczom nie wierzę, bo oto słowo ciałem się stało. Widzę dwa artykuły. Tytuły wyżarzają mi mózg. Wysyłają iskry w dół kręgosłupa. Pierwszy to „Role się odwróciły. Zwierzęta zapolowały na 86-letniego myśliwego”. Drugi, wcale nie gorszy, to „Myszy zaskoczyły wszystkich. Potrafią udzielać pierwszej pomocy”. Lekturę polecam, tak dla zasady i tylko jeśli ktoś bardzo chce. Pierwszy tekst zaskakuje tym, że w ogóle powstał, okazuje się bowiem, że (spoiler alert!) myśliwego zaatakowały szerszenie. Widocznie dla autora szerszeń to zwierzę. Drugi artykuł poraża głupotą. Pewnie byłby jak „Skandale”, gdyby nie to, że jest pisany na poważnie. Jest absurdalnie głupi, ale nie jest absurdalnie śmieszny. W gruncie rzeczy jest przerażający, bo jeśli na świecie istnieją takie miejsca, takie uczelnie i naukowcy, to nie dziwi, że nie ma pieniędzy na szkoły, szpitale czy dziury w chodnikach. Szkoda, bo artykuł ma potencjał. W zasadzie obydwa mają, tyle tylko, że autorzy nie potrafili go wykorzystać. Postanowiłem to nadrobić i z okazji Prima Aprilis napisać własne wersje tych dwóch artykułów. W duchu dawnych „Skandali” i w stylu dzisiejszej Interii. Najlepszego!

Pierwszy. „Role się odwróciły. Zwierzęta zapolowały na 86-letniego myśliwego”.

Niezwykłe wydarzenie miało miejsce pod Radomiem, gdzie 86-letni myśliwy nie spodziewał się, że las stanie się dla niego polem bitwy. Zbigniew W., znany w okolicy jako zapalony myśliwy wybrał się w sobotę rano na polowanie. Jak zwykle uzbrojony był w sztucer. Ubrany był w beret, miał też ze sobą torbę, a w niej kanapki z kiełbasą. Wszedł na ambonę i wtedy stał się celem brutalnego ataku.

„Wszystko zaczęło się od dziwnego odgłosu dochodzącego z głębi lasu” – wspomina Zbigniew. Mężczyzna poczuł niepokój. Znał doskonale las i zwyczaje zwierząt, ale czegoś takiego wcześniej nie słyszał. „Myślałem, że to tylko wiatr. Nagle znikąd pojawiły się one – dziki, ale zupełnie inne niż wszystkie, które wcześniej widziałem” – relacjonował później.

Brutalny atak

Gang dzików, wyposażonych w czarne opaski i z dziwnymi, lśniącymi oczami, zaatakował z precyzją specjalistów. Zwierzęta, poruszające się w ciszy, jak wyuczeni wojownicy, błyskawicznie otoczyły ambonę. „To było jak w filmie. Najpierw jedno dzikie zwierzę wyskoczyło zza drzewa, potem kolejne... Napadły na mnie grupą, zupełnie jakby potrafiły się porozumiewać między sobą” – mówi Zbigniew.

Dziki błyskawicznie ściągnęły wyrywającego się myśliwego na ziemię i odebrały mu sztucer. Jeden z dzików wskoczył na drzewo i zrobił salto. Drugi wypalił w powietrze ze sztucera i zawołał: „Ty już nie wrócisz do miasta, świnio”! Wtedy Zbigniew zemdlał.

Niespodziewany ratunek

Ocknął się rozebrany do naga i przywiązany własnymi spodniami do drzewa. Dziki siedziały nieopodal i zajadały kanapki z kiełbasą. Jeden uniósł sztucer. „Naprawdę pomyślałem, że już po mnie” – wyznał naszemu reporterowi Zbigniew. I wtedy, niespodziewanie, na skraju lasu pojawił się przypadkowy turysta. Widząc niecodzienną sytuację, natychmiast wyjął telefon i zaczął wszystko nagrywać.

„No” – potwierdził świadek, który woli zachować anonimowość. – „Kurde, nagrywałem, nie”?

Dziki puściły się pędem w kierunku filmującego mężczyzny i to pozwoliło Zbigniewowi uciec. Oswobodził się z więzów i pobiegł przez las w kierunku drogi.

Niecodzienna interwencja służb

„Zostaliśmy wezwani do starszego mężczyzny, który biegał nago po autostradzie” – powiedział Interii starszy aspirant Roman K. „Ponieważ biegający nie reagował na nasze zawezwania, użyliśmy środków przymusu bezpośredniego w postaci paralizatoru”.

Doświadczeni funkcjonariusze szybko wyjaśnili całą sytuację. Policjanci ruszyli na miejsce zdarzenia. Zamiast dzików zastali tam mężczyznę, który siedział na drzewie i nagrywał wszystko telefonem.

„W wyniku przedsięwziętych działań operacyjnych udało nam się ustalić, że nie przyniosły one efektu, gdyż dziki to zwierzęta bardzo sprytne, które umią szybko znikać w lesie” – powiedział starszy aspirant Roman K. – „Na miejscu zobaczyliśmy siedzącego na drzewie mężczyznę płci męskiej, który nie reagował na wezwania, więc użyliśmy środków przymusu bezpośredniego w postaci paralizatoru. Zabezpieczyliśmy też ślady papilarne raciczek, ale niestety nie figurują one w naszej kartotece raciczek”.

„To, co opisał myśliwy, jest absolutnie niecodzienne” – mówi rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu. – „Na szczęście wszystko skończyło się na strachu i kilku zadrapaniach, głównie dzięki przytomności ofiary i profesjonalnej interwencji służb”.

Czy dziki stają się nowym zagrożeniem w polskich lasach?

Eksperci wskazują na rosnącą liczbę tajemniczych ataków zwierząt na myśliwych, chociaż nie wszyscy są gotowi uwierzyć, że dziki mogą planować coś tak zaawansowanego. „To może być po prostu przypadek, ale nie można wykluczyć, że dziki zaczynają wykazywać coraz większe zdolności organizacyjne” – mówi nadleśniczy Artur M.

Specjaliści są podzieleni. Z jednej strony, w niektórych rejonach kraju zauważono coraz częstsze doniesienia o dziwnych, niemal ludzkich zachowaniach dzików. Z drugiej, biolodzy podkreślają, że dziki raczej nie są w stanie świadomie zaplanować zorganizowanych akcji, przynajmniej z użyciem broni palnej. „Pewnie myśliwy miał pecha i wpadł na grupę bardzo agresywnych dzików, które w dodatku lubiły kanapki z kiełbasą. Albo kto wie, może to początek nowej ery terroru w polskich lasach, bo kto to słyszał, żeby dzik nazywał człowieka świnią”? – skomentował biolog leśny Tomasz K.

Drugi: „Myszy zaskoczyły wszystkich. Potrafią udzielać pierwszej pomocy”.

Zaskakujące wieści ze stolicy! Myszy, dotychczas uznawane za zwierzęta niezdolne do jakiejkolwiek zaawansowanej interwencji, właśnie zademonstrowały, że mogą być nie tylko współczesnymi mieszkańcami miast, ale także ratownikami medycznymi!

W Warszawie, w jednym z renomowanych laboratoriów Instytutu Zoologii, naukowcy stali się świadkami sytuacji, której nikt się nie spodziewał. „Pierwszy raz pomyślałem, że coś mi się przewidziało. Mysz udzielająca pomocy człowiekowi? To przecież niemożliwe!” – mówi zszokowany dr Krzysztof W., kierownik laboratorium. – „Ale fakty mówią same za siebie. Mysz o imieniu Kropka uratowała życie naszemu wolontariuszowi, który doznał urazu twarzoczaszki podczas eksperymentu z udziałem nitrogliceryny i kwasu siarkowego”.

Jak doszło do tego nieprawdopodobnego wydarzenia? Otóż w trakcie testów na nowatorskich urządzeniach do monitorowania ruchu małych zwierząt, jeden z uczestników nieszczęśliwie przewrócił się i uderzył głową o stół. Wówczas do akcji wkroczyła Kropka, mała myszka, która nie tylko wykazała się sprytem, ale i wyjątkowym opanowaniem. „W pierwszym momencie nie wiedzieliśmy, co się dzieje” – mówi jeden z badaczy. – „Kropka podbiegła do poszkodowanego i zaczęła robić coś przy jego ustach. Najpierw myśleliśmy, że robi kupę, ale ona klepała go łapką w policzek, po czym rozpoczęła opatrywanie rany kawałkami papieru toaletowego”.

Ratunkowe działania myszy nie skończyły się jednak na tym. „Ta mysz działała jak najlepszy ratownik medyczny” – mówi dr Krzysztof W. – „Dzięki jej szybkim decyzjom i nieoczekiwanym technikom, jak np. dotarcie do telefonu, by zadzwonić po pomoc, nasz wolontariusz wkrótce odzyskał przytomność, a uraz nie okazał się groźny”.

Po tym niezwykłym wydarzeniu Kropka, bohaterka całej sytuacji, została uhonorowana przez prezydenta Warszawy „Złotą Myszką” i zaproszona do wystąpienia w popularnym programie telewizyjnym o ratownictwie medycznym oraz w kolejnej edycji „You can dance”.

A to dopiero początek! Naukowcy już zapowiadają kolejne eksperymenty, które mogą otworzyć nowy rozdział w historii mysiej medycyny. „To jest absolutnie niesamowite. Czekamy na kolejne sukcesy myszy w ratownictwie, tym bardziej że właśnie przyznano nam czternaście miliardów złotych na dalsze badania” – podsumowuje profesor Michał S., ekspert ds. biomedycyny.

Eksperci są wstrząśnięci odkryciem i zaczynają zastanawiać się nad nową możliwością wykorzystania myszy w medycynie. „Myszy od dawna biorą udział w badaniach farmaceutycznych, ale to, że mogą stać się asystentami ratowników medycznych, to już prawdziwa rewolucja” – mówi profesor Michał S. Wskazuje także, że mały rozmiar myszy może okazać się wielką zaletą w sytuacjach kryzysowych, gdy trzeba dotrzeć do trudno dostępnych miejsc. – „Myszy mogą dostać się praktycznie wszędzie. Byłyby nieocenioną pomocą. Mogłyby na przykład przenosić w małych plecaczkach miniaturowe defibrylatorki albo mikroskopijne butle z tlenem! Niewykluczone, że po odpowiednim szkoleniu mogą nawet prowadzić małe karetki pogotowia”.

Bardzo możliwe, że przy obecnych problemach w służbie zdrowia już niedługo, w razie wypadku, będziemy mogli liczyć wyłącznie na myszy.

I co? Można? 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Odzależnienie

Pamiętam, te czasy, gdy zakładałem sobie pierwsze konto mailowe. Dawno temu to było, gdy internet był już poniekąd powszechny, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, jak i po co z niego korzystać. Tak samo było z pocztą elektroniczną. Wszyscy zakładali konta, ale nikt do nikogo maili nie pisał. Świat dopiero zaczynał się zmieniać. Ludzie mieli telefony Nokia, cierpliwie stukali do siebie esemesy i grali w węża. Od samego początku byłem „człowiekiem Interii”. Oprócz tego były jeszcze dwa główne portale: WP i Onet. Teraz jest ich cała masa, wszystko i wszyscy mają swoje strony, ale jeśli chodzi o internetowe miejsca typu „1001 drobiazgów”, ciągle, już od tylu lat, najbardziej liczą się te same trzy. Lubiłem Interię. Tam miałem konto, tam czytałem wiadomości „z kraju i ze świata”. Zawsze wydawała mi się lepsza od innych, choć to kwestia gustu, sensowniej ułożona i bardziej przejrzysta, z lepszą, czytelniejszą strukturą. Nawet teraz tak jest. Wszystko ma tam swoje miejsce, podczas gdy ...

Radość nieszczególna

Mamy oto środek czerwca. Piękny to czas, pod wieloma względami, choć pod innymi jest to czas typu „na dwoje babka wróżyła”. Jedni się szczerze cieszą, inni cieszą się nieszczególnie. Gdy byłem młody, uwielbiałem środek czerwca. Ten powiew radości, gdy nie jest ważne, jakie będą oceny na świadectwie, nie jest ważne, ile starzy będą o nie sapać, bo wakacje za pasem. A wakacje, wiadomo, szał i luzik. Teraz, gdy jestem dużo starszy, wiem, że moje dzieci tak samo do tego podchodzą, bo cały czas pytają, ile jeszcze do końca szkoły. Ja, jako rodzic, truchleję. Dla mnie wakacje to taki mały, osobisty koszmar, gdy mam całą trójkę na łbie od rana do wieczora, bo przecież wiadomo, że jedyną radością z posiadania dzieci są te krótkie momenty, kiedy są w szkole. Gdy są w domu, wszystko idzie inaczej. Kiesyś to się działo! Gdy wybrzmi ostatni dzwonek, człowiek był wolny. Wszyscy stawaliśmy się wtedy wolnymi ludźmi, teoretycznie uwolnionymi od okowów, choć w praktyce wielu z nas musiało wtedy jeździć...

Wypoczyn

Wróciliśmy z wakacji. Jak wspominałem wcześniej, w tym roku gościł nas Sopot, czyli niekwestionowana perła Bałtyku. Fajne były wakacje. Trzy tygodnie zleciały bardzo szybko. Nawet nie trzy, bo przecież droga sporo zajmuje. Obliczyłem, że w obie strony siedziałem za kółkiem w sumie 48 godzin. Dużo, ale mimo wszystko było warto. Podróż samochodem z Belgradu do Sopotu, nawet z jednym noclegiem po drodze, to wyczyn. W dodatku z jakichś dziwnych powodów zajmuje o wiele dłużej, niż pokazuje Google Maps. W ogóle, według mnie, wakacje, jeśli jedzie się na nie z małymi dziećmi, to dla rodziców trochę koszmar. Zorganizuj wszystko, spakuj, upchaj w samochodzie, a potem jedź dwanaście godzin, gdy z tylnego siedzenia słyszysz tylko wrzaski, kłótnie i narzekanie, że tyle to trwa, bo małe nie patrzą na to, że jadą jako pasażerowie i tylko czekają, aż zatrzymasz się po drodze w McDonaldzie. Dalej jest tak samo. Wypakuj, ułóż w szafach i biegaj, dbaj, organizuj i płać za każdą fanaberię, zmieniaj im ga...

Stado szaleńców

Napiszę dziś coś o wariatach. O niebezpieczeństwach. O głupcach. Napiszę też o zwierzętach, bo to wszystko się jakoś dziwnie łączy. Czemu niby nie porozmawiać o szaleństwie? Czemu nie zastanowić się, jak go wyeliminować? Wiecie, jak obecnie wygląda Polska? Mamy 460 posłów i 100 senatorów. To władza tak zwana ustawodawcza. Do tego dochodzi rząd i prezydent, czyli władza wykonawcza. W obecnym rządzie mamy ponad 100 ministrów i wiceministrów, do tego dochodzą jacyś dyrektorzy. Celowo nie wspominam reszty partyjniaków i administracji niższego szczebla, bo ci akurat niewiele mogą; są tylko po to, żeby wykonywać i wdrażać. Dlaczego o tym mówię? Bo to wszystko mniej niż tysiąc ludzi. W kraju, który liczy ponad trzydzieści siedem milionów. Załóżmy, że to mniej więcej trzy tysięczne procenta, mniej więcej. Niewiele, prawda? Mówi się też, że w Polsce jest około 200 tys. członków różnych partii politycznych. To mniej więcej pół procenta całości. Też jakoś tak mało. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, ...

Podróż w czasoprzestrzeni

Kilkakrotnie już, pisząc o Serbii, wspominałem, że jest to kraj pełen swoistych dziwactw. Niby nic, bo każdy kraj i każdy naród ma swoją specyfikę, która często jest mniej lub bardziej dziwaczna dla innych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że patrzymy na innych przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i własnego, lepszego od innych (bo podszytego narodowym poczuciem wyższości) światopoglądu. Te rzeczy z czasem tonują się i pozwalają spojrzeć na świat bardziej obiektywnie, na co wpływ ma wiele czynników, między innymi podróże, które podobno kształcą, choć przecież wiadomo, że kształcą tylko inteligentnych, bo głupim i tak nic i nigdy nie pomoże. Serbia ma swoje dziwactwa Niektóre mniej, niektóre bardziej odjechane. Serbowie, co ciekawe, patrzą na swój kraj dość bezkrytycznie. Oczywiście widzą biedę, korupcję, sprzedajnych polityków, są świadomi wszędobylskiego nepotyzmu i pewnej kastowości. Jednocześnie są dumni ze swojego kraju i z tego, kim są. Tam, gdzie inni widzą szarą biedę, śmieci i...