Przejdź do głównej zawartości

Świat wielowarstwowy

Oto mamy świat, w którym codziennie nas straszą. Media karmią lękiem, polityka podsyca psychozę, a my – zajęci przetrwaniem – tracimy zdolność logicznego myślenia.

PIERWSZA WARSTWA

Na początku proponuję popatrzeć na to. Wklejam link. Dobrze by też było skopiować sam tekst, bo rzeczy w internecie mają dużą łatwość znikania, ale jest za długi (zresztą to tylko fragment, bo reszta tekstu dostępna po opłaceniu subskrypcji). Wkleję tylko kilka fragmentów, jakby co, jakby coś znaczy poznikało…

„Straszą nas każdego dnia. [...] Histeria to mało powiedziane, to jest psychoza wojenna. [...] Włącza pan telewizor i co? Czuje pan wojnę? I wojenną propagandę? – Jak tylko wcisnę guzik, swąd po pokoju się roznosi, zapach prochu, amunicji, trupa i czego tam jeszcze. Histeria to mało powiedziane, to jest psychoza wojenna. Dziwna mieszanka – owszem, dziennikarze autentycznie się nakręcają, powrócił jakiś rodzaj oszołomstwa, dawno przecież wyśmianego. To bardzo widoczne w ich reakcjach na dowolną wypowiedź, która jest nie po ich myśli, która jest pod prąd, niezgodna z obowiązującym nastawieniem. Ale też widzę, że jest to podszyte cynizmem. Bo za tym idzie kalkulacja – media zawsze żywiły się sensacją, trupem, gwałtem transmitowanym na żywo, więc wojna znakomicie w to się wpasowuje. Media łakną tragedii. A tu ją mają. I to u sąsiada! I mają Putina, którym można straszyć. [...] Oglądam telewizyjne programy informacyjne, jako profesjonalista muszę to robić, więc po kolei włączam TVN, Polsat, Info, „Teleexpress”, Superstację… I? – I wszystkie serwisy oraz komentarze są takie same! Mainstreamowe. Jeśli chodzi o kwestię Rosji, związków zawodowych, oceny protestów społecznych, to jest dokładnie ten sam nurt ideologiczny. Te same zdjęcia, określenia, jakby wzorzec pochodził z jakiegoś Ministerstwa Propagandy. Jakby ktoś dawał wytyczne, w jakiej tonacji informować i o czym, jakich słów używać, by były właściwe, jakich unikać, kogo nie wymieniać, przemilczać. Polskie media śpiewają w jednym chórze pod batutą jednego dyrygenta, idą naprzód na tym samym postronku. [...] Ten konformizm objawia się nowomową. Gdy więc dziennikarze mówią o rolnikach czy górnikach, zaraz dodają: demagogia, populizm, roszczeniowość. Ale to jest jeszcze stosunkowo łagodny typ narracji w porównaniu z relacjonowaniem konfliktu ukraińskiego. Mamy tu najbardziej typowe elementy manipulacyjnej i autorytarnej socjotechniki. Mianowicie narzuconą polaryzację i elementy szantażu moralnego. Plus kategoryczne generalizacje. [...] Polaryzacja to metoda rządzenia stara jak świat. – Chcesz panować nad zbiorowością, to wskaż wroga i nie daj ludziom wyboru. Narzuć zasadę sekciarską: kto nie z nami, ten przeciw nam. Taka jest dziś narracja polskich mediów i polskiej polityki. Kto nie jest w sprawach Ukrainy z nami, ten jest zdrajcą. – Tych „zdrajców” się szuka i wskazuje palcem!”

Jest to tekst z roku 2015. Minęło tyle lat i jest ciągle aktualny. Upłynęło tyle wody i ciągle to samo. Ciągłe straszenie. Obojętnie, czy włączysz telewizor, odpalisz internet czy sięgniesz po media tak zwane analogowe. Wszędzie straszą. Czym tylko się da. Stare wirusy, nowe mutacje, woja za granicą, to w końcu nasza wojna, atakują nas, będzie wojna, szykuj plecak. Wybucha wulkan, wypadek na A4, makabryczne morderstwo w Małopolsce, płonie magazyn. Drony, samoloty, rakiety, planeta płonie, oceany wysychają, ryb już nie ma, ptaki boją się latać. Do tego migranci, uchodźcy, nachodźcy i wychodźcy. A wszystko doprawione radosną propagandą, która szczuje nas na jednych, a z innymi próbuje skłócić.

DRUGA WARSTWA

Czyli tak zwane budowanie czuba. Pewien polski profesor udowodnił kiedyś, że długotrwałe przebywanie ze schizofrenikiem bez fachowego przygotowania grozi przejęciem schizofrenii. Chodzi o Orwellowe dwójmyślenie. Czyli: takie wypranie ludziom mózgów, żeby nawet wiedząc, że coś jest nielogiczne, jest nieprawdą czy niemożliwością, jednocześnie mogli w to uwierzyć i spokojnie z tą wiedzą funkcjonować. Taka sztuczka, gdy wiesz, że rozmawiasz z kłamcą, gdy wiesz, że kłamie i jednocześnie wierzysz w to, co mówi. Budowanie takiego czuba jest długotrwałe i kosztowne, ale się opłaca.

Oto mamy biedniejące społeczeństwo, upadającą gosdpodarkę i informacje o tym, że Polska jest już w G20. Mamy wielką dziurę i deficyt, a zaraz obok PKB bijące rekordy. I tak w koło Macieju. Tu planeta płonie, tam rekordowe zimy. Rosja już upada, Rosja rekordowo sprzedaje. Rosyjska rakieta, Ukraińska rakieta. Spotkanie w Budapeszcie będzie, a jednak nie będzie. Trump nakłada cła, potem je odwołuje. Będą Tomahawki, nie będzie. Rosyjski dron, Polska rakieta, Holenderskie trzy rakiety. Po to, żeby wszystko się wymieszało. Żeby, jak się to mówi kolokwialnie, nasrać ludziom do głów.

TRZECIA WARSTWA

Piramida Masłowa, czyli hierarchia potrzeb. „Sekwencja potrzeb od najbardziej podstawowych (wynikających z funkcji życiowych) do potrzeb wyższego poziomu, które aktywizują się dopiero po zaspokojeniu niższych. [...] Hierarchia potrzeb Masłowa jest często przedstawiona w kształcie piramidy. Na niższych poziomach znajdują się największe i najbardziej podstawowe potrzeby. Na najwyższym poziomie jest potrzeba samorealizacji”.

„Historia każdej głównej cywilizacji galaktycznej przechodzi zazwyczaj przez trzy odrębne i łatwe do rozpoznania fazy: Przetrwania, Pytań i Wyrafinowania, zwane również fazami Jak, Dlaczego i Gdzie. Na przykład, pierwsza faza charakteryzuje się pytaniem „Jak możemy jeść?”, druga pytaniem „Dlaczego jemy?”, a trzecia pytaniem „Gdzie pójdziemy na lunch?”

Tak pisał Douglas Adams w Restauracji na końcu wszechświata.

Tak to już jest. Najpierw walczymy o żarcie i dach nad głową. Gdy go mamy, idziemy wyżej, bo nasze potrzeby rosną i powoli przechodzą z ilości w jakość. A gdy człowiek ma już wiele, może odsapnąć, usiąść i pomyśleć. A wtedy, nie daj Bóg, coś wymyśli. Może dojść do wniosku, że przecież nie powinno być tak, jak jest. I dlatego właśnie dokręca się śrubę. Rachunki rosną, ceny szaleją. Prąd, woda, benzyna – wszystko w górę. Żywność w górę. Do tego bezrobocie. Coraz mniej ludzi stać na własne mieszkanie. Ciągła bieganina, wiązanie końca z końcem, bo większość zarobków pochłaniają podatki i rachunki. Gdy jesteśmy zajęci przetrwaniem, gdy większość naszego czasu zabiera nam walka o byt, jedzenie i schronienie, kompletowanie jakichś plecaków ewakuacyjnych, wtedy jest mniejsza szansa, że będziemy mieli czas o czymś sensownym pomyśleć. Wtedy poza pewien poziom nigdy nie wyskoczymy.

CZWARTA WARSTWA

Ta warstwa to dodatkowe zabezpieczenie. To telewizja, telefony, media. Chodzi o to, żeby zabezpieczyć się na wypadek, gdyby ktoś jednak ośmielił się mieć jakiś czas wolny, pustą głowę i ochotę na myślenie. Otóż zadbano o to, żeby ten czas skutecznie zagospodarować. Tańce z gwiazdami, teleturnieje, tańce na lodzie, twarze, które brzmią znajomo, głosy, które w ogóle nie brzmią i do tego wszędobylskie seriale. Netflix pełny wszystkiego, czego tylko zapragniesz, w dodatku w przystępnym abonamencie. No i ten Bóg naszych czasów – internet. Media społecznościowe, z których można nie wychodzić, pikające na okrągło powiadomienia, Instagram, YouTube – czyli ciągle nowe treści, każdy znajdzie coś dla siebie, praktycznie można nie wstawać z fotela, tylko ruszać palcem w te i we wte. Do tego wystarczy jeszcze dodać jedzenie na zamówienie, piwo i colę w garści, wielką paczkę czipsów i mamy współczesny obraz wygenerowanego dla nas nieba.

Można by te warstwy mnożyć. Można by na przykład dodać kilka słów o tym, że systematycznie pogarsza się jakość jedzenia (się pogarsza? jest pogarszana?), że przez to otyłość stała się społecznym problemem (nieudolnie tuszowanym akcjami typu „zaakceptuj siebie, masz prawo być taki, jaki jesteś” i tym podobne), że ludzie coraz więcej chorują i coraz krócej żyją. Że leczyć też się ciężej (no nie ma piniędzy, panie, co zrobić, ale za to mamy wincy czołgów), że sztucznie obniżono nam różne poziomy i teraz faszeruje się nas lekami, które w gruncie rzeczy mają dwie funkcje: jeszcze bardziej rozwalać nam organizm i nabijać kabzę wielkim koncernom farmaceutycznym. Można by też bąknąć coś o tym, że edukacja leci na łeb, że dzieciom się pozwala, że dzieciom się obcina, że programy się zmienia i przez to ludzie systematycznie się degradują, tylko czy warto?

Przecież taki właśnie ma być współczesny człowiek: durne, zabiegane, wystraszone, niezdrowe i spasione, schizofreniczne zombie.

Takim łatwo manipulować i jeszcze łatwiej rządzić.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kup pan gadżet

Coraz bardziej pogrążamy się w cywilizacji gadżetów. Reklamy, apki i szum informacyjny stały się naszą codziennością. Wszyscy nam mówią, co musimy mieć, bo bez tego ani rusz. Coraz mniej rzeczy robimy samodzielnie. Człowiek, ale tak sam z siebie, już prawie nic nie wie. Nawet pamięć okazuje się zbędna, bo zawsze można wszystko sprawdzić. Szedłem ostatnio przez park i zobaczyłem tam kobietę. Biegaczkę (nie mylić z biegunką), czyli kobietę biegnącą. A raczej biegającą, bo ona nie biegła gdzieś, tylko biegła tak sobie. Kobieta była ubrana w mocno obcisłe, dwuczęściowe wdzianko koloru czarnego: legginsy i koszulkę bez rękawów. Całe szczęście, że trafiła ze strojem, bo była dość szczupła. Obecnie sporo ludzi, osobliwie kobiet, ma zwyczaj ubierania się niestosownie do okoliczności i do własnych predyspozycji fizycznych, jakby koniecznie trzeba było innych przekonywać, że oto „akceptuję siebie taką, jaką jestem i jestem z tego dumna”. Zawsze zastanawia mnie obcisły strój biegających. Po co im...

Żalnik

All Saints’ Day. Allerheiligen. La Toussaint. Tutti i Santi. Día de Todos los Santos. Mindenszentek napja. Svátek Všech svatých. Svi sveti. Ziua Tuturor Sfinților. Araw ng mga Santo. Czyli: nasze rodzime Wszystkich świętych, tradycyjnie celebrowane pierwszego listopada. Definicja: jest to czas, gdy „chodzimy na groby” (ci bardziej tradycyjni), lub nie (ci bardziej nowocześni) i wspominamy naszych bliskich (lub trochę dalszych), których już między nami nie ma, czyli tych, którzy opuścili już ten łez padół i przenieśli się do lepszego świata (takie jest powszechne mniemanie) i wolni od ziemskich zmartwień pasą się spokojnie na niebiańskich łąkach. W niektórych krajach, tych niepoważnych (według oficjalnej propagandy), jest to poważne, podniosłe święto. W innych karach, tych bardzo poważnych i poważanych, takiego czegoś już praktycznie nie ma. Jest coś w stylu zakładania masek, wycinania dyniek, czy łażenia po domach i żebrania o cukierki. To taka zabawa, nic poważnego, nic zdrożnego, ale...

Wrześniowy

I znowu pierwszy września. Czas śmiga nieubłaganie i naprawdę nie wiem, jak on to robi, że pędzi do przodu i jednocześnie zatacza koła. Dopiero był Sylwester, potem święta, koniec roku szkolnego i piękny, bo zasłużony, wakacyjny wypoczyn. A teraz znowu nadszedł czas szkoły. Kończą się wakacyjne wybryki. Życie wraca na swoje zwykłe, ustalone tory. Pisałem już kilka razy o ciężkim życiu rodzica. Niezmiennie ciężkim, odpowiedzialnym i wyczerpującym. A skoro pisałem, to już wystarczy. Bo na dwoje babka wróżyła. Mnie pierwszy września jawi się jak powrót do normalności. Wakacje nie są normalne. Człowiek, który opiekuje się dziećmi i jednocześnie próbuje pracować z domu, potrzebuje jednak trochę tego czasu, żeby… no właśnie, coś popracować. Dlatego tak ważne jest te kilka godzin, kiedy dzieci nie ma: tylko wtedy jest szansa coś zrobić. A i tak wychodzi średnio, bo z tego czasu trzeba odjąć zakupy, sprzątanie i gotowanie dla dziatwy, więc per saldo czasu zostaje niewiele. Człowiek ma tę ciągł...

Wypoczyn

Wróciliśmy z wakacji. Jak wspominałem wcześniej, w tym roku gościł nas Sopot, czyli niekwestionowana perła Bałtyku. Fajne były wakacje. Trzy tygodnie zleciały bardzo szybko. Nawet nie trzy, bo przecież droga sporo zajmuje. Obliczyłem, że w obie strony siedziałem za kółkiem w sumie 48 godzin. Dużo, ale mimo wszystko było warto. Podróż samochodem z Belgradu do Sopotu, nawet z jednym noclegiem po drodze, to wyczyn. W dodatku z jakichś dziwnych powodów zajmuje o wiele dłużej, niż pokazuje Google Maps. W ogóle, według mnie, wakacje, jeśli jedzie się na nie z małymi dziećmi, to dla rodziców trochę koszmar. Zorganizuj wszystko, spakuj, upchaj w samochodzie, a potem jedź dwanaście godzin, gdy z tylnego siedzenia słyszysz tylko wrzaski, kłótnie i narzekanie, że tyle to trwa, bo małe nie patrzą na to, że jadą jako pasażerowie i tylko czekają, aż zatrzymasz się po drodze w McDonaldzie. Dalej jest tak samo. Wypakuj, ułóż w szafach i biegaj, dbaj, organizuj i płać za każdą fanaberię, zmieniaj im ga...

Stado szaleńców

Napiszę dziś coś o wariatach. O niebezpieczeństwach. O głupcach. Napiszę też o zwierzętach, bo to wszystko się jakoś dziwnie łączy. Czemu niby nie porozmawiać o szaleństwie? Czemu nie zastanowić się, jak go wyeliminować? Wiecie, jak obecnie wygląda Polska? Mamy 460 posłów i 100 senatorów. To władza tak zwana ustawodawcza. Do tego dochodzi rząd i prezydent, czyli władza wykonawcza. W obecnym rządzie mamy ponad 100 ministrów i wiceministrów, do tego dochodzą jacyś dyrektorzy. Celowo nie wspominam reszty partyjniaków i administracji niższego szczebla, bo ci akurat niewiele mogą; są tylko po to, żeby wykonywać i wdrażać. Dlaczego o tym mówię? Bo to wszystko mniej niż tysiąc ludzi. W kraju, który liczy ponad trzydzieści siedem milionów. Załóżmy, że to mniej więcej trzy tysięczne procenta, mniej więcej. Niewiele, prawda? Mówi się też, że w Polsce jest około 200 tys. członków różnych partii politycznych. To mniej więcej pół procenta całości. Też jakoś tak mało. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, ...