Przejdź do głównej zawartości

Przegląd tygodniowy

Ile może wydarzyć się w tydzień? Czasem sporo, czasem mniej. Żyjemy w dziwnych czasach, które pędzą jak szalone. My pędzimy razem z nimi. Dzień pogania dzień, informacja goni informację. Może właśnie dlatego tak ciężko wyciągać wnioski z przeszłości: dzisiejsza przeszłość trwa po prostu zbyt krótko, co chwilę zmiatana przez nową teraźniejszość.

Koniec tygodnia nadszedł. Kolejnego tygodnia. Niby nic, niby samo życie, dzień, jak co dzień, ale wiecie, jak to mówią. Początek czerwca, niedługo przyjdą święta, czas będzie siatki znosić i marynować mięsa, a potem i one przelecą, jak co roku i znowu człowiek starszy. A potem, to już wiadomo. Piórnik. Niby nic, po prostu życie.

To jak już tak siedzę wieczorem, samotnie i bezmyślnie, w domu cichym, bo dzieci już śpią, to napiszę krótko o tym, co w świecie szerokim słychać, póki jeszcze ten świat jest i póki niektórzy jeszcze potrafią czytać.

W telewizji cichutko sobie leci “Beowulf” z Lambertem w roli tytułowej. Film, o którego istnieniu jeszcze przed chwilą nic nie wiedziałem. Sprawdziłem szybko. Jest to dzieło z roku 1999, czyli pamiętny Nieśmiertelny ma tutaj lekko ponad czterdziestkę, choć wygląda dużo starzej. Może dlatego, że Lambert ma włosy jak wiedźmin, białe. Film na Imdb ma ocenę 4.1/10, a na Rotten Tomatoes 23%. Myślę, że niesłusznie. Oglądałem około 7 minut i bardzo żałuję źle zainwestowanego czasu. Przełączam na inny kanał, leci akurat “Pierścień Nibelungów”. Też taki sobie, choć notowania ma znacznie wyższe, a i na Kristannę Loken milej patrzeć niż na tego nieszczęsnego Lamberta.

W Polsce odbył się Wielki Marsz, zwany Marszem 4 czerwca, na którym była cała masa ludzi. Jedni mówią, sto tysięcy, inni dwieście, jeszcze inni pięćset. A jeden człowiek pomierzył to (tak mniej więcej), porównując tłum z Warszawy z tłumem na stadionie podczas meczu (takie orientacyjne liczenie zagęszczenia na zdefiniowanym obszarze) i wyszło mu, że było kilkadziesiąt tysięcy. Co zgadza się mniej więcej z tym, co o marszu pisali Rosjanie, ale przecież wiadomo, że u nich propaganda i wierzyć im nie można.

Andrzej Seweryn popisał się w międzyczasie wielką kulturą i jeszcze większą głupotą i przyznam, że udało mu się mnie zaskoczyć. Jednak aż za takiego błazna go nie miałem. Oj, dzieje się.

Polska scena polityczna gotuje się przed wyborami. Niespecjalnie lubię na to patrzeć. Nawet nie dlatego, że większość to chamy, młotki i złodzieje. Mnie bardziej jest żal tych, którzy na nich głosują, bo przecież ciągle widzę w polskiej polityce mniej więcej te same twarze. A mówi się, że tylko głupiec ciągle robi to samo, w ten sam sposób i jeszcze dziwi się, że ma ciągle taki sam rezultat.

Zresztą, młodzi wilcy polskiej polityki też nie są wiele lepsi. Patrzę na tego młodego, takiego wiecie, wytwórcę piwa, tego z bezmyślną, typowo wieprzową twarzą i skóra mi na dupie cierpnie, jak go słucham. Okazuje się, że dostał on stopień naukowy na podstawie dysertacji “Optymalizacja poziomu długu publicznego w świetle ekonomii matematycznej”. Cóż można powiedzieć? Wiecie, jak to się ma do mojej magisterki (“Renesans kultu Asklepiosa w czasach Antoninów”)? Powiem wam. Jedno i drugie w niczym nie rusza z posad bryły świata. Moje jest za to z pewnością o wiele ciekawsze. I lepiej napisane. Ja w ogóle zauważyłem, że lepiej się od tego pana wysławiam, w dodatku nie muszę się uczyć tego, co mówię, na pamięć, nie powtarzam wciąż i wszędzie tych samych głupot, no i wreszcie nikt mi tego, co mówię nie musi wcześniej napisać. Strzeżcie się wy, którzy ciągle walicie głową w ścianę i dziwicie się, że was boli.

I jeszcze tamę na Dnieprze wysadzili, łobuzy. Problem tylko, że nie wiadomo którzy. My myślimy, że to ci, co zawsze, ale ja myślę, że to te same huncwoty, co zazwyczaj. Potem jeszcze poszedł ten rurociąg z amoniakiem i znowu gadanina. Nudne to już trochę i jacyś podejrzanie dziwni ci Rosjanie. Walą do siebie z armat, wysadzają własne rurociągi, bombardują elektrownie i miasta, w których siedzą, a teraz jeszcze rozwalili tamę, która zalała ich umocnienia i odcięła dopływ wody pitnej do okupowanego przez nich Krymu. To naprawdę jest już stan umysłu. Tym bardziej, że właśnie wyszło nagranie, jak ci drudzy na potęgę spuszczają wodę z tamy w miejscowości Dnipro, pchając dodatkowe masy wody do Nowej Kachowki.

Zaprawdę żyjemy w ciekawych czasach.

A, jeszcze Tucker Carlson się wypowiedział. Słynny już bardzo tweet. Warto posłuchać. Zostawiam bez komentarza, bo jak się kilka razy na wiadome tematy wypowiedziałem, to mi się potem dziwnie blog sam z siebie zablokował.

To o dronie też było dobre (zobacz tutaj).

Okazuje się, że gdzieś tam przeprowadzono symulację. Kierowany przez sztuczną inteligencję dron miał wykryć i unieszkodliwić zagrożenie (rakietowe). Po wykryciu zagrożenia operator drona (człowiek) wydał mu rozkaz przerwania misji. Dron uznał, że ten rozkaz stoi w sprzeczności z jego misją i postanowił… wyeliminować ludzkiego operatora. US Air Force zaprzecza, że taki test kiedykolwiek miał miejsce.

I tak sobie myślę, że całkiem niedawno dałem synowi do czytania “Ja, robot” Asimova. Dobra książka. Ma już ponad siedemdziesiąt lat. Sam czytałem ją pewnie ze trzydzieści lat temu. Zawsze była ciekawa, a teraz staje się jakby coraz bardziej aktualna. Cóż, taka jest chyba cecha dobrej literatury.

Czytam sobie o tym, jak pan Sam Altman, dyrektor naczelny OpenAI – firmy, która stworzyła ChatGPT i GPT4, jedną z największych i najpotężniejszych językowych sztucznych inteligencji, przyznał w zeszłym miesiącu w Senacie USA, że sztuczna inteligencja może „wyrządzić światu znaczną szkodę”.

Niektórzy eksperci, w tym „ojciec chrzestny sztucznej inteligencji” Geoffrey Hinton, ostrzegają, że sztuczna inteligencja stwarza dla ludzkości podobne ryzyko zagłady, jak pandemie i wojna nuklearna

Tak sobie myślę, że czas stworzyć dla synka listę książek i filmów, które koniecznie powinien zobaczyć. Jako pozycje obowiązkowe, czyli niezależnie od własnych gustów i tego, jak stare i kiepskie (w jego młodzieżowym mniemaniu) mogą się one wydawać. Zacznę od “Terminatora” (niech ziemia lekką będzie temu, kto kiedyś przetłumaczył go jako “Elektroniczny morderca”). A potem dam mu do przeczytania “Rok 1984”. Niech wie, w jakim być może świecie przyjdzie mu żyć.

Na razie, ugotuję mu jutro rosół i usmażę ogromnego kotleta. Słyszę, że na Śląsku wprowadzają do szkół przedmiot “Wychowanie ekologiczne”. Tak na próbę. Przed tym, jak niedługo zapewne wprowadzą go na stałe i obowiązkowo. Wiecie, czasem lepiej poczekać. Wolno podgrzewać wodę, żeby ta żaba jednak nie wyskoczyła, bo wiadomo, że czym skorupka za młodu nasiąknie i tak dalej. Za dwa pokolenia nie trzeba będzie nikogo do niczego zmuszać, bo ludzie sami o różne rzeczy poproszą. Zawsze, to bardzo ważne, w imię lepszego jutra. Smażmy wszyscy kotlety. Niech nasze dzieci znają smak mięsa. Jajek. Świeżych warzyw i owoców. Smak świeżej wody. Uczucie, gdy promienie słońca padają ci na twarz. Zapach lasu. Dopóki jeszcze mogą. Albo obudźmy się, póki mamy jeszcze czas i zastanówmy się, co chcemy dla nich zostawić.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Odzależnienie

Pamiętam, te czasy, gdy zakładałem sobie pierwsze konto mailowe. Dawno temu to było, gdy internet był już poniekąd powszechny, ale ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, jak i po co z niego korzystać. Tak samo było z pocztą elektroniczną. Wszyscy zakładali konta, ale nikt do nikogo maili nie pisał. Świat dopiero zaczynał się zmieniać. Ludzie mieli telefony Nokia, cierpliwie stukali do siebie esemesy i grali w węża. Od samego początku byłem „człowiekiem Interii”. Oprócz tego były jeszcze dwa główne portale: WP i Onet. Teraz jest ich cała masa, wszystko i wszyscy mają swoje strony, ale jeśli chodzi o internetowe miejsca typu „1001 drobiazgów”, ciągle, już od tylu lat, najbardziej liczą się te same trzy. Lubiłem Interię. Tam miałem konto, tam czytałem wiadomości „z kraju i ze świata”. Zawsze wydawała mi się lepsza od innych, choć to kwestia gustu, sensowniej ułożona i bardziej przejrzysta, z lepszą, czytelniejszą strukturą. Nawet teraz tak jest. Wszystko ma tam swoje miejsce, podczas gdy ...

Podróż w czasoprzestrzeni

Kilkakrotnie już, pisząc o Serbii, wspominałem, że jest to kraj pełen swoistych dziwactw. Niby nic, bo każdy kraj i każdy naród ma swoją specyfikę, która często jest mniej lub bardziej dziwaczna dla innych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że patrzymy na innych przez pryzmat stereotypów, uprzedzeń i własnego, lepszego od innych (bo podszytego narodowym poczuciem wyższości) światopoglądu. Te rzeczy z czasem tonują się i pozwalają spojrzeć na świat bardziej obiektywnie, na co wpływ ma wiele czynników, między innymi podróże, które podobno kształcą, choć przecież wiadomo, że kształcą tylko inteligentnych, bo głupim i tak nic i nigdy nie pomoże. Serbia ma swoje dziwactwa Niektóre mniej, niektóre bardziej odjechane. Serbowie, co ciekawe, patrzą na swój kraj dość bezkrytycznie. Oczywiście widzą biedę, korupcję, sprzedajnych polityków, są świadomi wszędobylskiego nepotyzmu i pewnej kastowości. Jednocześnie są dumni ze swojego kraju i z tego, kim są. Tam, gdzie inni widzą szarą biedę, śmieci i...

Radość nieszczególna

Mamy oto środek czerwca. Piękny to czas, pod wieloma względami, choć pod innymi jest to czas typu „na dwoje babka wróżyła”. Jedni się szczerze cieszą, inni cieszą się nieszczególnie. Gdy byłem młody, uwielbiałem środek czerwca. Ten powiew radości, gdy nie jest ważne, jakie będą oceny na świadectwie, nie jest ważne, ile starzy będą o nie sapać, bo wakacje za pasem. A wakacje, wiadomo, szał i luzik. Teraz, gdy jestem dużo starszy, wiem, że moje dzieci tak samo do tego podchodzą, bo cały czas pytają, ile jeszcze do końca szkoły. Ja, jako rodzic, truchleję. Dla mnie wakacje to taki mały, osobisty koszmar, gdy mam całą trójkę na łbie od rana do wieczora, bo przecież wiadomo, że jedyną radością z posiadania dzieci są te krótkie momenty, kiedy są w szkole. Gdy są w domu, wszystko idzie inaczej. Kiesyś to się działo! Gdy wybrzmi ostatni dzwonek, człowiek był wolny. Wszyscy stawaliśmy się wtedy wolnymi ludźmi, teoretycznie uwolnionymi od okowów, choć w praktyce wielu z nas musiało wtedy jeździć...

Kołem się toczyć

Minuta po północy, 1 czerwca 2025. Dziś druga tura wyborów prezydenckich. Oczywiście jeszcze nie znam jej wyników. Wy, którzy czytacie ten tekst później, wszystko już wiecie. Ja, w tym momencie, wiem tylko jedno: zaskoczenia żadnego nie było, nie ma i nie będzie. Udowodniły to wyniki pierwszej tury. Mówiąc krótko: Polacy sami wybrali i sami za to zapłacą. Historia kołem się toczy i to koło bezlitośnie miażdży. Szkoda, że za głupotę rodziców zapłacą nie tylko ich dzieci, ale jeszcze prawnuki owych dzieci. Potencjalnych, bo demografia kuleje i może być, że niedługo nie będzie komu płacić. Tak czy inaczej, panuje tak zwana cisza wyborcza i z tej okazji warto porozmawiać o czymś zupełnie innym. Jako że jest pierwszy czerwca, czyli Międzynarodowy Dzień Dziecka, proponuję porozmawiać o dzieciach. Historia się zaczyna Zaczyna się tak: kupiłem synkowi kosz (taki do koszykówki) na urodziny. Co prawda syn urodził się w sierpniu, ale wyraził chęć otrzymania wcześniejszego prezentu („bo inaczej st...

Piętnasty maja: trzy dni przed Godziną W

Dziś 15 Maja. Dzień, jak każdy inny, bo w gruncie rzeczy wszystkie dni są podobne. Kto, poza tymi, którzy mają dziś urodziny, wie, co zdarzyło się piętnastego maja? Bo przecież coś musiało, prawda? Wynika to z czystej i logicznej matematyki: ludzkość istnieje już długo, a dni w roku jest tylko 365. Siłą rzeczy coś ważnego musiało się wtedy wydarzyć. Chcecie wiedzieć, co? Anne Boleyn Dnia 15 maja Anno Domini 1536 Anne Boleyn, druga żona Henryka VIII została skazana w procesie, w którym zarzucano jej między innymi cudzołóstwo, kazirodztwo z jej bratem Jerzym i zdradę stanu (spisek mający na celu zabicie króla). Matka Elżbiety I i królowa Anglii cztery dni później zostanie ścięta. Jakie to ma dla nas znaczenie? W sumie niewielkie. Jest to jeden z tych licznych przypadków, gdy psychopatyczny kretyn robił to, co mu się podobało w imię swoich własnych, dziwacznych i niezrozumiałych celów. Robił to tylko dlatego, że mógł. A mógł, bo miał władzę, z której korzystał w nie mniejszym stopniu, niż...