Przejdź do głównej zawartości

O komentarzach raz jeszcze

Internet jest cudownym miejscem dla tych, którzy pragną wyrazić swoją opinię. Jest znacznie lepszy niż taki na przykład Hyde Park, gdzie podobno każdy mógł mówić, co chciał, ale musiał to niestety robić z odsłoniętą przyłbicą. W internecie również komentujemy publicznie, ale bardzo często publika nas nie widzi. Stąd taka mania komentowania. Praktycznie wszędzie, co samo w sobie nie jest takie znowu złe, bo przecież interakcja z osobnikami tego samego gatunku opiera się również na swobodnej wymianie poglądów. Problem zaczyna się, gdy ktoś zaczyna używać komentarzy do nękania innych, na co ukuto nawet termin: „cyberbullying”. Wszyscy o tym wiedzą i każdy się z tym zetknął. Jedni mniej, inni bardziej boleśnie. Ja się z tym zazwyczaj nie stykam, bo zabawa w komentarze mnie po prostu nie bawi.

Przyszła do mnie niedawno żona i zaczęła snuć opowieść. O tym, że coś tam przeczytała w internecie i że pod artykułem było sporo komentarzy. Zaczęła je czytać i zaniemówiła. To mniej więcej cały wstęp. Przytoczyła mi kilka z tych komentarzy. Nie zaniemówiłem. Przyzwyczajony jestem. Sporo bagna i zwykłego chamstwa, zazdrości i tak dalej. Powiedz mi, spytała w końcu żona, czemu ludzie coś takiego robią? Nie potrafiłem jej tego wyjaśnić. Prawdę powiedziawszy, nie mam jednoznacznej odpowiedzi na tak postawione pytanie. Odesłałem ją do tego, co kiedyś o tym napisałem, ale że trochę inaczej było, to i może warto rzucić okiem na całą sprawę z nieco innego ujęcia.

Myślę, że za tego typu komentowaniem (wszyscy chyba wiemy, o czym mówię) kryją się stres oraz różnego rodzaju frustracje i kompleksy, wypchnięte na powierzchnię domniemaniem anonimowości.

Umysł ludzki potrzebuje wentyla. Nie może bez końca gromadzić w sobie złości czy frustracji, bo w końcu eksploduje (albo imploduje, to zależy). Aby odreagować, można porąbać drewno w szopie albo przekopać ogródek. Można też zwyzywać żonę albo dzieci. Ewentualnie kopnąć psa. Głównie dlatego, że nie oddadzą, podczas gdy przypadkowy człowiek na ulicy może przylać. Szef może ukarać. Sąsiad może się zemścić. I tak dalej.

Podobnie jest z kompleksami i zwykłym brudem. Ktoś nosi je w sobie jak cierń, wbite głęboko. Może się uśmiechać, ale one zawsze tam są i czają się, czekając. Nie jest łatwo walczyć czy rywalizować w świecie rzeczywistym. Łatwo za to usiąść przy szklanym ekranie i błyskawicznie przemienić się w kogoś, kim chcielibyśmy się stać. I dowalać innym podług upodobania.

Jeszcze jedna rzecz przyszła mi do głowy. „Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań”, śpiewa zespół Raz, Dwa, Trzy. Nie wiem, jak jest na obcych, międzynarodowych forach, ale Polacy znani są z tego, że często wilkiem łypią jeden na drugiego. Zacytuję znany kabaret:

    – A ciebie co bardziej cieszy, jak kupisz sobie nowy samochód, czy jak sąsiadowi ukradną?

    – No, jak sąsiadowi ukradną.

Może to jest odpowiedź?

Wuwuwuinteriakropkapeel

Znany portal internetowy już jakiś czas temu wyłączył możliwość komentowania pod publikowanymi artykułami. Dość lojalnie ostrzegli użytkowników, że wyłączą, powiedzieli kiedy. Był jakiś tam oficjalny bełkot, który miał tę decyzję wspierać, coś o hejcie, ale szczerze powiedziawszy, nie pamiętam dokładnie. Według mnie chodziło o to, że pod artykułami wylewało się sporo brudu na Ukrainę i Ukraińców, a wtedy przecież wszystkie gazety i portale na wyprzódki zawieszały u siebie żółto-niebieskie flagi (często też czerwono-czarne). Chyba nie wypadało im w tej sytuacji być poligonem, na którym wyzywały się jedne onuce z drugimi. Ludzie się odgrażali, że jak usuną komentarze „to nigdy już tu nie wejdę”, ale kto tam zwykłych ludzi słucha, tym bardziej, gdy ma plan?

Aby wypełnić powstałą próżnię, portal postanowił wprowadzić system znany z mediów społecznościowych i niektórych zagranicznych platform, czyli popularne „łapki”. Wszyscy to znamy z polskiej nowomowy, łapka w górę, łapka w dół, daj mi lajka i tak dalej. System ten jest genialnie prosty i masakrycznie głupi, bo pod pozorem wolności wyboru sprowadza tenże wybór to binarnego „jestem za” lub „jestem przeciw”, zupełnie jakby na świecie nie istniały inne opcje. Do pewnego stopnia sprawdza się to w prostszych systemach, bo i po co się wywnętrzać, jak oceniasz cztero sekundowy film, w którym matka niosąca na rękach dziecko przewraca się na schodach, ale system jako taki nie ma zastosowania w bardziej wyrafinowanych mediach. A takim podobno jest poważny portal internetowy, prezentujący poważne i solidne, wiarygodne treści w profesjonalny sposób.

Aha, bo byłbym zapomniał. Do tego wszystkiego dodano jeszcze możliwość wyrażania przy pomocy emotikonek swojego stanu emocjonalnego, to znaczy, jak rozumiem, stanu, w jaki wprawiło nas przeczytanie danego artykułu. Tu mamy tradycyjny wybór pomiędzy Super (serducho), Hahaha (uśmiechnięta morda), Szok (morda zdziwiona, jak u lali z sex shopu), Smutny (morda płacząca) i Zły (jak dla mnie idealna wizualizacja długotrwałego zatwardzenia), czyli znowu emocjonalna paleta homo sapiens sprowadzona do pięciu możliwości, w dodatku takich bardziej rodem z drugiej klasy podstawówki. Co ciekawe – nie można jednocześnie lubić i wyrażać emocji. Albo jedno, albo drugie. Nie można jednocześnie, na przykład, lubić i się cieszyć. Nie ma takiej opcji, jak to mówią, w życiu.

W mojej opinii mamy tu do czynienia z typowym przykładem zamiany siekierki na kijek, czyli próbą usprawnienia czegoś, co działa, choć jest mocno kulawe, wprowadzając coś, co też działa i też kuleje. Przy czym słowo „działa” traktujemy tutaj umownie, bo gdy z działania nic nie wynika, to na co komu takie działanie w ogóle?

Gorsze wrogiem złego

Pora spojrzeć bliżej. Dlaczego nowy system oceny artykułów nie działa? Bo nie może, głównie dlatego, iż nie opiera się na prostej logice i intuicyjności. A gdy ktoś nie wie, co ocenia, jak i dlaczego, nie może ocenić właściwie.

Spójrzmy. „Lubię to”. Ale właściwie co? Co lubisz? Artykuł, jako całość? Fakt, że się ukazał? Doceniasz kunszt autora? Może jego humor? A może styl i brak błędów? Czy też odnosisz się wyłącznie do treści artykułu? Z którą się utożsamiasz i która ci się podoba? A może dając kciuk w górę, mówisz po prostu „lubię ten artykuł, bo w mojej opinii popycha on świat do przodu i otwiera dla ludzkości nowe horyzonty”? Choć możesz przecież uważać, że to dobrze, że taki artykuł powstał, choć nie do końca zgadzać się z tezami autora i ujęciem tematu? No? Tak naprawdę! Ty, który radośnie klikasz ikonkę palucha. Co lubisz?

Mamy tu prosty artykuł.

No i proszę. Wyniki plebiscytu wśród czytelników są następujące:

285 ludzi „Lubi to”. Ale: co? Sam artykuł? Jego świeżość, może rzetelność? Treść? A konkretnie? Czy to, że ten chłop wszczął awanturę na komisariacie? Czy to, że udało mu się stamtąd jakość wyjść? A może to, że potem rzucił w posterunek koktajlem Mołotowa? Lub to, że go potem postrzelli? No które „Lubię to”, lubisz?

Dalej jest tak samo ciekawie, bo poza czytelnikami o wyraźnie binarnej orientacji, mamy jeszcze dokładnie 215 tych bardziej rozchwianych emocjonalnie. Z których 102 mówi „Super”. Ale co jest super? To, że była awantura czy że gościu rzucił koktajlem? Czy to, że go postrzelili? Które super, jest super? „Hahaha”, co? Co cię śmieszy? A „Smutny” czemu jesteś? Bo rzucił? Czy dlatego, że rzucił, ale nie spalił? Czy może dlatego, że strzelali, ale go nie zabili? Zastanowił się któryś nad tym? Ma to jakikolwiek sens?

Zgnilizna kontra ohyda

Według portalu wprowadzono zmiany, żeby ograniczyć szerzenie hejtu. Według mnie chodziło raczej o to, żeby uniemożliwić szerzenie jednego, wyraźnie ukierunkowanego hejtu. Zwykła zgnilizna i ohyda nikogo pewnie nie interesowały.

Zgnilizna moralna i ohyda (także: mowa nienawiści, fejk) [definicja własna] – głoszenie lub publikowanie treści, które są niezgodne z oficjalnie panującą narracją i linią programową, mające na celu zdestabilizowanie powszechnie uznawanego ładu, poprzez powtarzanie kłamstw często podrzucanych przez wrogą propagandę.

Oczywiście, jak powszechnie wiadomo, zarówno zgnilizna moralna, jak i ohyda nie są pojęciami absolutnymi, choć tak się zwykło niekiedy uważać i są bardzo mocno przyklejone do stołka, na którym ktoś aktualnie siedzi. Przecież jeżeli Piekło istnieje, to według tamtejszych standardów, Diabeł jest wysoce moralnym kolesiem.

Spójrzmy na to. Tekst dotyczy naprawdę szokującej sprawy, czyli napadu, jakiego dokonano na dziewczynę w centrum Warszawy.

Sprawa ma swój ciąg dalszy, sprawcę złapano, sądzony będzie. Dla mnie mocno szokująca rzecz. Spójrzmy na statystykę polubień.

181 „Lubi to”. A ja się znowu pytam: co lubisz? Ikonka „Lubienia” jest zresztą zaraz pod tytułem. W tym zestawieniu przynajmniej dla mnie, wygląda, jakby bezpośrednio odnosiła się ona do treści artykułu. Zmarła napadnięta Białorusinka, klikasz „lubię to”. W dodatku paluch w górę jest zaraz obok płaczącej mordki i cyfry 365, co może sugerować, że aż tylu płacze, tymczasem z małych ikonek wychodzi, że w rzeczywistości płacze tylko 61 osób. A co mówią pozostałe okrągłe mordki? Że „Super” i „Hahaha”? Naprawdę? A co cię tak śmieszy, kretynie, jeden z drugim? Że ktoś umarł?

Miejsca na hejt na naszym portalu już nie ma. Usprawniony system działa. Działa sprawnie.

A może i dobrze, że tych komentarzy już nie można smarować? Przecież strach, co by napisali ci, których takie rzeczy śmieszą. Albo ci, którzy klikają, że „Lubią to”, choć się nad tym nie zastanawiają? Dodatkowa korzyść z tego jest też taka, że ludzie nie muszą tracić czasu na pisanie komentarzy, a redakcja na ich usuwanie.

Niebinarność binarności

Świat binarny to piękny świat. Jest on nieskalany milionem niewygodnych odcieni. Wszystko jest w nim poukładane: czarne, albo białe. Świat binarny jest bardzo naiwny, bo jest światem dziecka. Dziecko mówi ci „kocham”, a gdy jest na ciebie złe, krzyczy „nienawidzę”. To prosty świat dla prostych ludzi.

Największym problemem takiego zero-jedynkowego świata jest, paradoksalnie, sama jego definicja, według której jest to świat „fifty-fifty”. Okazuje się bowiem, że może być tyle samo zwolenników, ilu przeciwników, a to jest proporcja dla niektórych niemożliwa do przyjęcia. Stosuje się więc prosty trik polegający na usunięciu elementu binarności.

Jest to bardzo proste i genialne rozwiązanie. To tak, jak gdyby powiedzieć „możesz iść, gdzie chcesz” do kogoś, kto idzie długim tunelem. Albo przekonywać, że podstawą demokracji jest to, że możesz głosować, na kogo chcesz, podczas gdy w rzeczywistości jest tylko jeden kandydat. To taki inny wariant rozwiązania znanego z hotelarstwa, gdzie w ofercie masz możliwość wyboru (bez dopłaty) pokoju z widokiem na morze, lub pokoju z widokiem na kotłownię, a gdy przyjeżdżasz na miejsce, okazuje się, że wszystkie pokoje z widokiem na morze są już zajęte.

W podanym przeze mnie przykładzie jest guzik „Lubię to”, ale nie ma guzika „Nie lubię tego”. Twój prosty w rzeczy samej wybór został jeszcze bardziej uproszczony. Jeśli treści nie lubisz, guzika nie naciskasz, tylko wychodzisz. Wciskają ci, którzy lubią. Portal zostaje z prostą statystyką, z której wynika, że wszyscy czytelnicy uwielbiają publikowane treści. Wszak nie ma ani jednej negatywnej opinii. Można potem chwalić się, że „wszyscy czytelnicy” i tak dalej. Genialne.

Usunięcie męki wyboru sprawiło, że mając siano tylko w jednym żłobie, osioł z głodu nie zdechnie. Dalej wprawdzie pozostanie osłem, ale przecież gdyby go o to zapytać, to okaże się, że sam się za osła wcale nie uważa.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ponure perspektywy

Dawno nie pisałem. Przepraszam, ale jakoś sporo rzeczy się zebrało. Mam nawet nowy tekst (o kocie), ale na chwilę go zawieszam, żeby zapromować coś innego, bo czasami warto. Zapraszam na dość świeży materiał z Katarzyną Szewczyk. Katarzyna Szewczyk jest znana z YouTube, oficjalnie jest absolwentką ekonomii i doradcą inwestycyjnym. Nieoficjalnie to osoba obserwująca świat, która nie boi się mówić o trudnych sprawach i wcale nie robi tego po to, żeby kogoś przestraszyć. Raczej po to, żeby otworzyć ludziom oczy. Oczywiście wielu jest (i będzie) takich, którzy uważają ją za szurniętą. I ona doskonale o tym wie. Trudno jest głosić tego typu rzeczy (różne teorie teoretycznie spiskowe) bez narażania się na przyklejenie łatki foliarza i kretyna. Problem jest niestety taki, że ludzie sami nie bardzo już chcą myśleć. Szkoda im na to czasu, podczas gdy nie szkoda im go na smarowanie paluchem po ekranie telefonu. Teorie spiskowe Jeśli o mnie chodzi, to mam do teorii spiskowych podejście delikatne.

Euro 2024: Kto wygra?

Zaczęło się Euro 2024! Wielki festiwal europejskiej piłki. Emocje, piwo i wyraźnie mniejszy ruch na ulicach. Będzie się działo. A raczej już się dzieje, bo w meczu otwarcia Niemcy rozgromili Szkotów. Sprawdzimy więc, kto jest faworytem do wygrania turnieju, co mówią eksperci i sztuczna inteligencja, a także poznajmy szanse reprezentacji Polski. Będzie też trochę o niespodziewanych faworytach i czarnych koniach turnieju, a na koniec o tym, co tak naprawdę oznacza zwycięstwo w Europie anno 2024. Zapraszam. Rozpoczęła się 17 edycja Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Niektórzy mówią, że to najbardziej prestiżowy turniej piłkarski na Starym Kontynencie. Inni utrzymują, że to właściwie takie mistrzostwa świata, tylko bez Argentyny i Brazylii i gdyby te dwa kraje do Europy wcielić, to World Cup w ogóle nie byłby potrzebny i w dodatku oglądałoby się ciekawiej. Osobiście tak daleko bym nie szedł, każdy ma prawo wystąpić i przecież fajnie się czasem ogląda, jak egzotyczny słabeusz dostaje od kogo

Przenośne krematoria a stan umysłu

Jakiś czas temu rozmawiałem z kolegą w Anglii. Tak ogólnie mówiliśmy, także o tym, że w czasie II wojny światowej tylko Polacy i Anglicy od początku do końca walczyli z Niemcami, a cała reszta Europy od razu wymiękła. Znajomy uważał, że Polska powinna była być stroną na konferencjach Wielkiej Trójki. Za zasługi. Cóż, pewnie by nas wtedy nie wsadzili na minę i nie sprzedali. Z drugie strony, Stalin i tak by nam nie odpuścił. Nasze narodowe fobie  Rozmowa zeszła na narodowe fobie. Rodowity Anglik wiedział sporo, o dziwo. Nie tylko o tym, co dla Anglii zrobił Dywizjon 303, o którym już się teraz w angielskich szkołach nie uczy, ale też o naszej narodowej niechęci do Niemców i Rosjan. Dlaczego ich tak nie lubicie? Bo walczymy z nimi już od tysiąca lat, wyjaśniłem. Zawsze między jednymi i drugimi, zawsze napadani, Polska od samego początku hartowała się w ogniu ustawicznych wojen. Niemcy zawsze krzywo patrzyli na Słowian, a Ruscy, jak to oni, zawsze za dużo chcieli i krzywo patrzyli na wszy

Głupota nie boli

Dziś część druga czepiania się znanego internetowego portalu, czyli Interii. Będzie się działo. Czytasz albo nie czytasz. Wybór należy do ciebie. Kto jest mądry? Kto jest głupcem? Kto bierze pieniądze za to, żeby z innych zrobić głupców? A kto je dostaje mimo tego, że sam jest głupi? Są zdjęcia, żeby unaocznić i żeby potem nie było, że coś znowu zmyślam. Wszystko jak zwykle podlane tendencyjnym i niewybrednym komentarzem. Czasami człowiek po prostu musi. Zaczynamy. Mięsne ataki.  Tu piękny artykuł o… no właśnie. O niczym. Jego piękno nie polega jednak na miałkości, tylko na samo zaprzeczeniu. Tytuł mówi, że taktyka Rosjan jednak się sprawdza. W dodatku analitycy nie mają co do tego wątpliwości. Później idzie fragment o tym, że przeprowadzane ataki nie przynoszą oczekiwanych przez dowódców rezultatów. A potem jest o tym, że masowość ataków powoduje uzyskiwanie kolejnych taktycznych sukcesów. I bądź tu mądry. Czas na zmiany Zaczyna się grubym tytułem. Ostatnie święta, czas na zakaz – no

I przeszedł rok, moja panno

Koniec grudnia, moja panno, czas to rozliczeń i przemyśleń, czas odpoczynku po świętach, gdy niektórzy dojadają powigilijne potrawy i przysięgają, że długo już nie spojrzą na kiszoną kapustę, bo jak zwykle za dużo jedzenia nagotowali, wiadomo, że oczy by jadły i przed Bożym Narodzeniem nikt się za bardzo nie szczypie, inni zaś szybko zaczynają łykać Ranigast i liczyć kalorie, ale przecież nie ma to i tak wielkiego znaczenia, bo Sylwester za pasem i można sobie swobodnie odpuścić na kilka więcej dni, zanim nieuchronnie nadejdzie moment, w którym ci, którzy zmęczą się bardziej niż inni, skwapliwie złożą noworoczne przyrzeczenia; ja nie dojadam w tym roku za dużo, bo nie ugotowaliśmy zbyt wiele, zresztą szybko przerobiłem postną kapustę na bigos i zamroziłem nadwyżkę, bo odwykłem trochę od takiego jedzenia, a bigosik wyszedł piękny, bo mieliśmy w tym roku gości na święta i, jako że przyjechali samochodem, to nawieźli masę różności, w tym polskie wędliny, kiełbasę dobrą, a potem już tylko