Przejdź do głównej zawartości

Fakty i mity

I oto jesteśmy po wyborach. Wreszcie mamy szefa rządu. Nowy polski premier zastąpił starego, choć przecież ten stary też był nowy, a ten nowy, stary. Czyli historia zatacza koło. To, co było, jest, to co będzie, już było.

Nowy premier poleciał od razu do Brukseli załatwiać różne rzeczy, od razu też dostał gratulacje z Ameryki, w których wyrażono nadzieję, że będzie on dumnie kontynuował chwalebne dzieło wspomagania walczącej Ukrainy. Dzień później premier przyznał, że wspieranie jest naszym obowiązkiem i zaraz później skontaktował się z prezydentem naszych sąsiadów, którego zapewnił o kontynuacji naszej niezłomnej postawy. Którą ktoś kontynuować musi, skoro Ameryka, w ferworze wyborów, już nie chce.

Druga rocznica wojny

W międzyczasie przybliżamy się do drugiej rocznicy wojny, której końca nie widać, bo jedni przestać nie mogą, a drudzy teraz już nie chcą. Poza tym okazuje się, że mimo głośnych i częstych zapewnień różnych mądrali, Rosja na kolana nie padła. Mało tego, ma armię silniejszą i liczniejszą niż przed inwazją, zdobyła, co chciała i jeszcze na wojnie dobrze zarabia. Za wodą zakręcają powoli kurek z dolarem, pojawiają się też opinie, że może trzeba się dogadać, nawet kosztem delikatnych ustępstw terytorialnych. Może więc pora zadać wreszcie to sakramentalne pytanie: było warto?

Tekst ten jest inspirowany wywiadem, który jakiś czas temu słyszałem na jednym z kanałów YouTube. Kanał odwiedzam od czasu do czasu, choć na dłuższą metę jest dość męczący: za dużo w nim różnego rodzaju ekspertów.

Generałowie wiedzą najlepiej

We wspomnianym odcinku prowadzący rozmawia z dwoma mocno emerytowanymi generałami polskiej armii. W pewnym momencie, rozmawiając o tym, jak rozwinie się polska armia, zaczynają czytać listę planowanych zakupów. Matko, czego tam nie ma! Sam najnowszy sprzęt, a ile tego! Każdy miłośnik militarystyki poczułby się dumny. Ja się nie poczułem, bo bycie żołnierzem i wojna pasjonowały mnie wtedy, kiedy normalnego człowieka pasjonować powinny: gdy miałem dziesięć lat. Potem mi przeszło.

W pewnym momencie prowadzący mówi, że to wszystko ma kosztować około 200 miliardów złotych. Jeden z generałów go stopuje, mówiąc, że to nie jest wszystko, bo do tego trzeba dodać mniej więcej siedemdziesiąt procent. Dobrze czytacie. Siedemdziesiąt procent więcej. Dodatki, amunicja, paliwo, szkolenia, składowanie, konserwacja i tak dalej. I mówi to generał, który spędził całe życie na najwyższym armijnym szczeblu, czyli ktoś, kto teoretycznie się zna. Włosy mi dęba stanęły.

Zrobili nas w konia

Kupują masę sprzętu, za który wszyscy ciężko zapłacimy. Sprzętu, którego, według generałów, nie będziemy w stanie obsadzić ludźmi, a bo to poboru nie ma, chętnych nie ma, demografia kuleje i w ogóle (mimo że Morawiecki mówił, że wydajemy już 4% naszego PKB na zbrojenia) nie mamy szans utrzymać trzystutysięcznej armii. Wmawiają nam, że musimy szybko kupować, brać kredyty i zbroić się, bo zagrożenie tuż, tuż. Przecież widzę te artykuły: wojna z Rosją za trzy lata, za pięć lat, Rosja szybko wstanie na nogi i na pewno zaatakuje NATO, musimy być gotowi i tak dalej. W tych samych artykułach mówią, że wybudowanie i wyszkolenie takiej armii to długie lata, czyli wychodzi, że i tak nie zdążymy.

Gdzie jest sens i logika?

O co w tym wszystkim chodziło? Czy tylko o wrobienie nas? O zakup sterty złomu i offsetu od Amerykanów, którzy zacierają ręce, bo oni na wszystkich wojnach bawią się w Wokulskiego? Może ewentualnie o to, żeby potem ten sprzęt komuś przekazać na jego wojenkę (za darmo, taki zwyczaj honorowy), skoro nowa władza niewiele różni się od starej?

Do tego wszystkiego szczycimy się, że wydamy tyle i tyle na zbrojenia. Że będziemy mieli największą ilość czołgów Europie, co będzie stanowiło może jedną piątą tego, czym dysponuje Rosja. Eksperci delikatnie dodają, że w razie „W” przyjmiemy pierwsze uderzenie i wystarczy nas na jakiś miesiąc walki (zanim zjawią się, jak zawsze, sojusznicy). Nawet nazywają to „armią jednorazowego użytku”. Głupki, myślę sobie. Gdyby zsumować to wszystko, co wydajemy, wydaliśmy i będziemy wydawać na armię przez następne dziesięć lat, to już dawno mielibyśmy w pełni funkcjonalne i komfortowe osiedle na księżycu.

Mity i fakty całej historii

  • Zbroimy się, bo Rosja nam zagraża. Tymczasem, niestety Rosja ma nas gdzieś. W niczym nam nie zagraża. I nie pójdzie nigdzie dalej, bo dalej jest już tylko NATO. Cokolwiek myślimy o Rosjanach, nie są aż tak głupi. Ukraina była ostatnim w Europie bezpańskim kąskiem, którym można było ot tak sobie podzielić i spójrzcie, jak ładnie się nim wszyscy dzielą! A jeśli już nawet wierzyć „ekspertom”, to z Moskwy do nas daleko czołgami jechać. Można wygodniej i bezpieczniej spopielić nas z daleka, więc to całe zbrojenie się i tak nie ma większego sensu.
  • Plotka głosi, że do wojska idą ci, którzy mają puste głowy, albo puste kieszenie. Nie do końca się zgadzam, przynajmniej z tym pierwszym. Prawdą jest, że ci zapraszani generałowie strasznie bajdurzą, przynajmniej w znakomitej większość, bo jest też kilku mówiących z sensem (generał Komornicki na przykład). Martwi mnie, że tego typu ludzie stoją (lub stali) na szczycie drabiny, która opiera się na barkach tysięcy młodych wojaków i mają nad nimi władzę. Choć prawdę mówiąc, nie powinni.

  • Tak zwani eksperci mówią, co mówią. To jest samo w sobie przekleństwo naszych czasów, bo obecnie każdy może być ekspertem, a niestety mentalność stada ciągle jest taka, że ekspertom się zasadniczo wierzy. Ja stawiam inne pytanie. Czy ci eksperci wierzą w to, co mówią? Bo jeśli tak, to widząc, jak przyszłość weryfikuje ich analizy, powinni się po prostu wstydzić. I nigdy już nie przychodzić, nie analizować, a może i oddać część pieniędzy, jakie za swoje wywody wzięli. Tymczasem oni wydają pieniądze i przychodzą po jeszcze, z czasem mówiąc coś zupełnie innego. Czyli albo są głupi, albo świadomie kłamią za pieniądze. A jeśli obie z tych tez są prawdziwe, to po co ich zapraszać i po co ich słuchać?


Nigdy nie robiłem tego doświadczenia, a może kiedyś powinienem. Należałoby zsumować wszystkie wydatki na zbrojenia. Dokładnie wszystkie. Budżety wszystkich państw świata. Rok po roku, a potem dodawać. Zapewniam was, że Starship to przy tym pikuś. Gdybyśmy przestali robić wojny i zaczęli normalnie żyć, to naprawdę już dawno mieszkalibyśmy nie tylko na Księżycu, ale i znacznie dalej. Nawet nie wspomnę o walce z chorobami, głodem, biedą czy ociepleniem klimatu. No więc może pora zadać wreszcie to sakramentalne pytanie: czy warto?



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wilki i ludzie

Wojna na dalekim, dalekim wschodzie Ukrainy spowodowała, że w mediach zaroiło się od różnej maści specjalistów od wojskowości, polityki, geopolityki. W zasadzie od wszystkiego. Wpychają się gdzie tylko mogą i gadają. A media są bardzo pojemne, bo przecież codziennie trzeba serwować coś nowego. Właśnie dlatego każdy ma dla siebie tych kilka minut. Dzisiaj nie trzeba zbyt wiele, żeby być specjalistą, bo przecież jesteś nie tym, kim jesteś, ale tym, kim jesteś, że mówisz. To takie proste. Oto gościu zakłada sobie jednoosobową działalność gospodarczą i mówi, że jest CEO firmy. Ktoś macha ledwie przysłoniętymi cyckami i filmuje to telefonem – content creator. Ktoś inny zakłada think tank, tak sobie, bo przecież każdemu wolno i od razu media swobodnie cytują jego przemyślenia, bo przecież się zna, w dodatku książki pisze, czyli wie, bo jakby nie wiedział, to by nie pisał i nikt by mu tego nie wydawał. Na tle bandy samozwańczych ekspertów od niczego ciekawie wygląda banda ekspertów od wojsko

O Bestiach

Miałem napisać kilka rzeczy. Mniejszych, szybszych. Zbiera się tego ciągle, wystarczy radio rozkręcić i sypią się tematy. Głupota goni głupotę i już nie wiadomo, gdzie patrzeć, żeby trochę normalności złapać. Miałem napisać o dziwnym artykule pod tytułem „ Bestia pełznie do Białego Domu ”. Po zdjęciu (Putin ściska rękę Trumpowi) od razu wiedziałem, co to będzie. Zaciekawiło mnie trochę, że autor zaczyna od wiersza Yeatsa (co prawda cytując dość luźno wybrane fragmenty). Przeczytałem dwa razy. Rzadkiej urody głupoty. I tak sobie myślę, siedzi sobie jakiś pacan i pisze. O bestii pełzającej, o propagandzie Kremla. O sojuszu zawartym nad grobem Ukrainy. Nad jakim grobem, myślę sobie? Ukrainy już nie ma. Już była grobem, jak od Amerykanów pieniądze wzięła i zafundowała sobie majdan. Najpierw oligarchowie wszystko zagarnęli, a teraz wszystko wykupili zagraniczni. Nic już nie mają swojego. Nawet ziemia już nie należy do nich, tylko do wielkich korporacji. Trochę podobnie jak u nas. Kurcze, ty

Łypacz Powszechny 6

Miało już nie być więcej Łypacza. Tematów niby mnóstwo, ale przecież nieładnie naśmiewać się z innych. Zwłaszcza z tych bardziej niezwykłych umysłowo, czy też może zwykłych inaczej. Albo po prostu najzwyklejszych. Z drugiej strony mówią, że głupców nie sieją, więc skoro ktoś nie wie, gdzie jego miejsce, to niech się liczy. Nazbierało się trochę starego materiału. Nie ma kiedy tego wszystkiego obrabiać. Oglądanie i czytanie tego, co człowieka osacza byłoby robotą na pełny etat. Tego niestety zrobić się nie da. Czasem trzeba normalnie pożyć. Zrobić dzieciom kotleta, czy naleśniki. Iść na spacer. Takie tam. Zaczynamy. Na początek z przytupem. „Wall Street Journal” podsumowuje dwa i pół roku wojny na dalekim wschodzie Ukrainy, publikując bilans strat w ludziach. Ukraińcy od razu zareagowali, bo oni bezbłędnie reagują na takie rzeczy. Napisali, że to mocno przesadzone, bo w ciągu ostatnich dwóch lat zarejestrowali około 19 tysięcy zgonów. Cóż, gdyby od samego początku rzetelnie zbierali swo

Punkt siedzenia

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Stare, ale jakże prawdziwe. Chyba nigdy jako gatunek, od tego nie uciekniemy. A szkoda. Świat mógłby stać się o wiele piękniejszy. Oto artykuł o „terrorystycznym ataku” na terytorium Rosji. Wynika z niego, że Rosja uważa atak na obwód Kurski za akt terroryzmu. W dodatku rosyjski „dyplomata podkreśla, że Kijów najechał rosyjskie terytorium absolutnie świadomie”. A jak miał najechać? Nieświadomie? Rosja w odpowiedzi „podejmuje wszelkie działania, żeby ukarać agresora”. Sami zaatakowali Ukrainę. Weszli na jej terytorium. Nie ważne, jaka była geneza konfliktu. Jaka motywacja. Zaatakowali. Też są agresorem. Podobnie jest na Bliskim Wschodzie. Najpierw Hamas przeprowadził terrorystyczny atak. Zabijał cywilów. I to było złe. W odpowiedzi Izrael bombarduje Gazę. Zabija cywilów. I to jest, według Izraela, dobre. Palestyńczycy uważają to za ludobójstwo. A całkiem niedawno Izrael przeprowadził atak na członków Hezbollahu, w którym eksplodowały pagery, z

Jak polubić coś, czego się nie lubi

Historia ta, jak wiele innych, zaczyna się od papieru toaletowego. No dobrze, może nie aż tak wiele historii zaczyna się w ten sposób, ale ta właśnie o tym będzie. Przynajmniej w jakimś stopniu. Jest wiele rodzajów papieru toaletowego. Mięciutkie jak jedwab albo te bardziej szorstkie, z poślizgiem lub bez, pachnące, gładkie lub wytłoczone, kolorowe, z nadrukami, grube, cienkie, wielowarstwowe. Nie ma sensu się w to zagłębiać a to, co kto lubi i dlaczego, niech pozostanie za zamkniętymi drzwiami łazienki. Dla mnie w tej chwili ważny jest inny podział, bardzo przyziemny. Zasadniczo bowiem papiery dzielą się na mięciutkie, rozkosznie pieszczące każdy zakamarek papiery typu “pupuś” i szorstkie, bezlitosne papiery typu “dragon”. Na marginesie wspomnę, że teraz prawdziwych “dragonów” już nie ma. Odeszły w niebyt razem z latami osiemdziesiątymi. A działo się wtedy... Czysty luksus Papier toaletowy był luksusem. Stało się po niego w ogromnych kolejkach, można było ewentualnie dostać go na przy