Przejdź do głównej zawartości

O Bestiach

Miałem napisać kilka rzeczy. Mniejszych, szybszych. Zbiera się tego ciągle, wystarczy radio rozkręcić i sypią się tematy. Głupota goni głupotę i już nie wiadomo, gdzie patrzeć, żeby trochę normalności złapać.

Miałem napisać o dziwnym artykule pod tytułem „Bestia pełznie do Białego Domu”. Po zdjęciu (Putin ściska rękę Trumpowi) od razu wiedziałem, co to będzie. Zaciekawiło mnie trochę, że autor zaczyna od wiersza Yeatsa (co prawda cytując dość luźno wybrane fragmenty).

Przeczytałem dwa razy. Rzadkiej urody głupoty. I tak sobie myślę, siedzi sobie jakiś pacan i pisze. O bestii pełzającej, o propagandzie Kremla. O sojuszu zawartym nad grobem Ukrainy. Nad jakim grobem, myślę sobie? Ukrainy już nie ma. Już była grobem, jak od Amerykanów pieniądze wzięła i zafundowała sobie majdan. Najpierw oligarchowie wszystko zagarnęli, a teraz wszystko wykupili zagraniczni. Nic już nie mają swojego. Nawet ziemia już nie należy do nich, tylko do wielkich korporacji. Trochę podobnie jak u nas. Kurcze, tyle im dawaliśmy, bo dobrzy z nas ludzie, a każdy inny im sprzedawał, albo pożyczał. I co z tego, że dawali na mały procent, skoro dłużnik i tak nie będzie miał z czego oddać? Lichwa to lichwa. Ile pieniędzy już poszło? Ile jeszcze pójdzie? Na co? Na kwiaty na ten grób? A przecież już się dogadują. Wiadomo, że Ukrainę i tak bezczelnie okroją. I jeszcze na nas będzie.

I tak czytam te głupoty i nie wiem, kto tu durniejszy. Chyba ja, że dałem się nabrać i podwójnie straciłem czas: na czytanie tego i na pisanie o tym.

A jeszcze chłopak pisze, że Tusk powinien usiąść i rozmawiać. Z Morawieckim, Mastalerkiem i Wiplerem. Z kłamcami, niedowartościowanymi kretynami i ludźmi, którzy za pieniądze sprzedaliby własne dzieci. Niewiarygodne, jak autor nisko ceni rozum swoich rodaków. Czy naprawdę już wszyscy zapomnieli, co Morawiecki zrobił Polsce? Że co, za cztery lata znowu go wybiorą? A może na prezydenta pójdzie?

Nie napiszę o tym. Bestii się kłania ten, kto bierze pieniądze za pisanie takich głupot, za sianie taniej propagandy. Żeby ludziom w głowach mieszać. Żeby im czas marnować.

Potem miałem napisać o Trumpie. O tym, jak powiedział, że skończy wojnę w dwa dni. I o tym, że Zełenski też pewnie by skończył w dwa dni, tylko boi się, bo mu rodacy łeb urwą. I tak nie jest powiedziane, że po wszystkim nie urwą, chyba że sprytnie przekieruje ich nerwy, bo przecież ma kozła ofiarnego tuż za miedzą. Miałem napisać o Trumpie i tych jego hasłach, że MAGA i że America First. I że ludzie tego chyba nie rozumieją. Myślą, że chłop jest za pokojem, że jest przeciwko Ukrainie i że skoncentruje się tylko na Ameryce, bo chce, żeby była znowu wielka. To prawda. On chce żeby była wielka, tylko nie skupi się na naprawie Ameryki od wewnątrz. Ludzie nie rozumieją, że on nie powiedział „First America”, a potem ewentualnie będziemy zajmowali się resztą. On powiedział, że „America First”. Ameryka ma być pierwsza. Na świecie. Primus inter pares. Globalne mocarstwo, gdzie świnie są równiejsze. I o to będzie walczył. Trump to biznesmen. Ma brud za paznokciami, choć i tak wydaje się lepszy od tych, którzy nas otwarcie pchają na wojnę z Rosją. Do tego dość sensownie mówi, podczas gry Harris kłamie i manipuluje. Znaczy, piszą jej i mówią, bo sama z siebie się tylko głupio śmieje. Dla nas ważne jest to, że z człowiekiem interesu można się dogadać, a z fanatykiem nigdy. Każe nam Trump za ochronę płacić, taki mały haracz, troszkę po gangstersku? Proszę, możemy się dogadać. Niech nam zapłaci za bycie wschodnią flanką NATO. A jak nie zapłaci, to zawsze możemy ogłosić neutralność. Albo zaprosić innych, żeby rywalizowali o swoje wpływy tutaj, bo przecież położenie w Europie mamy najlepsze z możliwych. A wtedy się zobaczy.

Nie napiszę tego wszystkiego, podobnie jak nie powtórzę, że Europa Wschodnia nie potrzebuje ani tak zwanego Zachodu, ani żadnego NATO. Moglibyśmy się tutaj zjednoczyć i budować swoją pozycję i siłę, z daleka od tych dziwaków. To oni potrzebują nas. A że się nas boją, to i próbują nas zastraszyć. I zagłodzić.

Widzicie? Nie warto tego wszystkiego pisać. To i tak nikogo nie obchodzi. Nic nie zmieni. Ludzie codziennie wchodzą na te same portale i wybierają potrawy ze starannie dobranego menu, które według starego schematu powtarza i powtarza, i potem już nikt nie wie, co i jak, bo przecież w gazetach piszą i w telewizorze mówią, a oni wiedzą, co piszą i co mówią.

Miałem napisać o tym, że w jakimś prestiżowym podobno badaniu wyszło, że Interia jest na drugim miejscu, jeśli chodzi o wiarygodność (chodzi o media elektroniczne). Radują się tym tak bardzo, że w całym artykule ani razu nie wspomnieli, że pierwszy był Onet. Mówię, bo spojrzałem na ten raport, łatwo go znaleźć. Nie wspomnieli też, że w rankingu „kolejności klikania” są dopiero na miejscu czwartym. Piszą (to moim zdaniem jest fajne), że „[Interia] Osiągnęła 43 proc. zaufania wśród Polaków wobec zaledwie 24 proc. nieufności”. Taka żonglerka liczbami, bo dla mnie, jeśli ufa ci 43 procent, to oznacza, że 57 procent ci nie ufa.

Nazwałbym to dziennikarstwem wybiórczym, ale chyba nie ma sensu tego tak nazywać. Sam też piszę, co chcę i jak chcę, tyle tylko, że robię to sam. Nikt nade mną nie stoi i nikt mi ziarna nie podsypuje. Nikt w komórce światła nie świeci. Wiem, pan każe, sługa musi, ale przecież można wybrać. Nie być portalowym „redaktorem łamane przez dziennikarzem”. Można iść na przykład do warzywniaka buraki sortować. Prestiż niby mniejszy, ale za to jaka jakość snu! Nie trzeba kryć się z tym, co się robi, bo ludzie się śmieją, że kretyn i na maturę na prosiaku przyjechał. Człowiek w warzywniaku pracuje uczciwie. Nie musi wiedzieć, gdzie stawia się przecinek, jak i gdzie cudzysłów użyć (o znajomości języków na poziomie „angielski dobry” nie wspomnę) i dlatego może prężyć się dumniej, niż przeciętny redaktorek.

Nie napiszę o tym wszystkim, bo nie ma potrzeby. Nie ma sensu. Czasami trzeba zmienić tematykę, okręcić się na lewej nodze. Zrobić coś inaczej. Zmiana jest ważna. Przynosi świeżość. Czasem nową jakość. Nawet jeśli ma to być tylko i wyłącznie zmiana dla samej zmiany.

Bestia się nigdzie nie zbliża. Ani do Białego Domu, ani do Pałacu Prezydenckiego. Ani na Wiejską, ani do Kremla. Ona już dawno tam jest. A teraz zaczyna powoli wchodzić do naszych domów. Wciska się przez każdą, najmniejszą nawet szczelinę. 

I śmieje się. Z nas wszystkich się śmieje.

Daliśmy się nabrać kiedyś i ciągle dajemy się nabierać.

I powiem szczerze, że niech tak będzie. Już mi teraz nie żal.

Jak sobie pościelisz, tak będziesz spał.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wilki i ludzie

Wojna na dalekim, dalekim wschodzie Ukrainy spowodowała, że w mediach zaroiło się od różnej maści specjalistów od wojskowości, polityki, geopolityki. W zasadzie od wszystkiego. Wpychają się gdzie tylko mogą i gadają. A media są bardzo pojemne, bo przecież codziennie trzeba serwować coś nowego. Właśnie dlatego każdy ma dla siebie tych kilka minut. Dzisiaj nie trzeba zbyt wiele, żeby być specjalistą, bo przecież jesteś nie tym, kim jesteś, ale tym, kim jesteś, że mówisz. To takie proste. Oto gościu zakłada sobie jednoosobową działalność gospodarczą i mówi, że jest CEO firmy. Ktoś macha ledwie przysłoniętymi cyckami i filmuje to telefonem – content creator. Ktoś inny zakłada think tank, tak sobie, bo przecież każdemu wolno i od razu media swobodnie cytują jego przemyślenia, bo przecież się zna, w dodatku książki pisze, czyli wie, bo jakby nie wiedział, to by nie pisał i nikt by mu tego nie wydawał. Na tle bandy samozwańczych ekspertów od niczego ciekawie wygląda banda ekspertów od wojsko

Łypacz Powszechny 6

Miało już nie być więcej Łypacza. Tematów niby mnóstwo, ale przecież nieładnie naśmiewać się z innych. Zwłaszcza z tych bardziej niezwykłych umysłowo, czy też może zwykłych inaczej. Albo po prostu najzwyklejszych. Z drugiej strony mówią, że głupców nie sieją, więc skoro ktoś nie wie, gdzie jego miejsce, to niech się liczy. Nazbierało się trochę starego materiału. Nie ma kiedy tego wszystkiego obrabiać. Oglądanie i czytanie tego, co człowieka osacza byłoby robotą na pełny etat. Tego niestety zrobić się nie da. Czasem trzeba normalnie pożyć. Zrobić dzieciom kotleta, czy naleśniki. Iść na spacer. Takie tam. Zaczynamy. Na początek z przytupem. „Wall Street Journal” podsumowuje dwa i pół roku wojny na dalekim wschodzie Ukrainy, publikując bilans strat w ludziach. Ukraińcy od razu zareagowali, bo oni bezbłędnie reagują na takie rzeczy. Napisali, że to mocno przesadzone, bo w ciągu ostatnich dwóch lat zarejestrowali około 19 tysięcy zgonów. Cóż, gdyby od samego początku rzetelnie zbierali swo

Punkt siedzenia

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Stare, ale jakże prawdziwe. Chyba nigdy jako gatunek, od tego nie uciekniemy. A szkoda. Świat mógłby stać się o wiele piękniejszy. Oto artykuł o „terrorystycznym ataku” na terytorium Rosji. Wynika z niego, że Rosja uważa atak na obwód Kurski za akt terroryzmu. W dodatku rosyjski „dyplomata podkreśla, że Kijów najechał rosyjskie terytorium absolutnie świadomie”. A jak miał najechać? Nieświadomie? Rosja w odpowiedzi „podejmuje wszelkie działania, żeby ukarać agresora”. Sami zaatakowali Ukrainę. Weszli na jej terytorium. Nie ważne, jaka była geneza konfliktu. Jaka motywacja. Zaatakowali. Też są agresorem. Podobnie jest na Bliskim Wschodzie. Najpierw Hamas przeprowadził terrorystyczny atak. Zabijał cywilów. I to było złe. W odpowiedzi Izrael bombarduje Gazę. Zabija cywilów. I to jest, według Izraela, dobre. Palestyńczycy uważają to za ludobójstwo. A całkiem niedawno Izrael przeprowadził atak na członków Hezbollahu, w którym eksplodowały pagery, z

Jak polubić coś, czego się nie lubi

Historia ta, jak wiele innych, zaczyna się od papieru toaletowego. No dobrze, może nie aż tak wiele historii zaczyna się w ten sposób, ale ta właśnie o tym będzie. Przynajmniej w jakimś stopniu. Jest wiele rodzajów papieru toaletowego. Mięciutkie jak jedwab albo te bardziej szorstkie, z poślizgiem lub bez, pachnące, gładkie lub wytłoczone, kolorowe, z nadrukami, grube, cienkie, wielowarstwowe. Nie ma sensu się w to zagłębiać a to, co kto lubi i dlaczego, niech pozostanie za zamkniętymi drzwiami łazienki. Dla mnie w tej chwili ważny jest inny podział, bardzo przyziemny. Zasadniczo bowiem papiery dzielą się na mięciutkie, rozkosznie pieszczące każdy zakamarek papiery typu “pupuś” i szorstkie, bezlitosne papiery typu “dragon”. Na marginesie wspomnę, że teraz prawdziwych “dragonów” już nie ma. Odeszły w niebyt razem z latami osiemdziesiątymi. A działo się wtedy... Czysty luksus Papier toaletowy był luksusem. Stało się po niego w ogromnych kolejkach, można było ewentualnie dostać go na przy